Auxmur* było częścią Lyon. Bardzo względną, ujętą jako dzielnica tylko ze względów praktycznych – ściśle przylegała do miejskich murów. Droga przez nią prowadząca kończyła się na skraju ostatniego gospodarstwa, a więc brama łącząca ją z miastem była otwarta cały czas. Zamykanie jej było zbyt dużym wysiłkiem, kiedy porównywało się go do możliwości przeprowadzenia armii przez głuchą dzicz otaczającą stolicę. Mieszkańcy miasta nazywali Auxmur wsią, ze względu na położenie poza murami.
Marinette często o kierunek do Auxmur była pytana. Piekarnia, a zarazem cukiernia jej rodziców słynęła w całym Lyon jako jedna z najlepszych i kilka razy dostarczali swoje wypieki nawet do pałacu na mniejsze okazje. Marinette za to znana była jako jedyna córka państwa Dupain-Cheng i często podając zamówienia zza lady w pracowni madame Bonnit była pytana o kierunki.
Madame Bonnit była kobietą żywiołową, dobiegającą późnej czterdziestki. Miała bladą twarz, jasne oczy wyzierające spod czarnych brwi, a w ciemne włosy, siwiejące już nieco przy czole i skroniach, powtykane miała mnóstwo fikuśnych patyczków, utrzymujących jej loki we względnym porządku. Marinette nigdy nie widziała jej bez metra owiniętego wokół pasa niczym szarfy i poduszeczki na szpilki przywiązanej do nadgarstka. Madame Bonnit była bowiem bardzo zabieganą kobietą, bez ustanku szyjącą, nawet kiedy miała u siebie nastolatkę na terminie.
Marinette uwielbiała jej pracownię. Przez szafki i drewniane drążki poprzewieszane były drogocenne płachty materiałów, sprowadzane przez madame Bonnit z całego świata. Sama właścicielka potrafiła z nich wyczarować wszystko, od stroju roboczego zaczynając, na ślicznych, wielowarstwowych sukniach z kolorowych jedwabi kończąc. Marinette na własne oczy widziała, jak naszywała niezwykle piękną aplikację na rąbki jednej z takich sukien, ślicznej z niebieskiej tafty, i od tamtej pory nigdy nie raczyła zwątpić w jej umiejętności.
Marinette za każdym razem, kiedy wskazywała drogę do piekarni swoich rodziców, przypominała sobie ich miny, gdy oświadczyła, że krawcowa w mieście przyjęła ją na termin. Zawsze sądzili, że Marinette do końca będzie kształcić się pod ich okiem, a później odziedziczy piekarnię. Już teraz znała wiele z ich sekretów, pomagając im wczesnym rankiem, jednak nieważne jak bardzo kochała piec, jeszcze bardziej kochała szyć. A madame Bonnit uważała, że jej talent jest fenomenalny, więc Marinette, rumieniąc się lekko, nie zaprzeczała.
— Marinette, kochanieńka, to już na tyle — oświadczyła teraz madame Bonnit, wychylając się poprzez zasłonki prowadzące do prywatnej części domu. Marinette podskoczyła za ladą, przez przypadek uderzając się dłonią w podbródek aż zadzwoniły jej zęby. Od kilku dni nie potrafiła myśleć o niczym innym, jak o wiadomości od księżniczki spoczywającej bezpiecznie w jej pokoju na poddaszu piekarni. Wielokrotnie łapała się przez to na skrajnym ignorowaniu otoczenia.
— Co? — spytała niegrzecznie.
Madame Bonnit uniosła brwi.
— Na dzisiaj to już koniec — powtórzyła, rozbawiona jej nieuwagą. — Czy wszystko w porządku? Ostatnimi czasy jesteś czymś bardzo zaabsorbowana.
—Tak, przepraszam. To się nie powtórzy — ucięła szybko dziewczyna, masując palcami szczękę. — Na pewno nie potrzebuje pani mojej pomocy?
— Na pewno — odparła madame, odgarniając z czoła loki, wypadające je z upięcia. — Jutro popracujesz ze mną nad nowym zamówieniem. Pewnie przetrzymam cię do późna, więc na dzisiaj to już koniec.
Marinette zagryzła wargi. Jutro miała spotkać się z mistrzem Fu, by przedyskutować z nim pewien pomysł. Jeśli madame Bonnit ją przetrzyma, spóźni się. Wolałaby dzisiaj zostać dłużej i nawet przegapić ognisko organizowane przez młodzież Auxmur niż zostawić mistrza Fu czekającego.
CZYTASZ
Wyjść ze złotych klatek || Miraculous
FanfictionWitam, witam wszystkich w moim powrocie! Rajusiu, jak ja dawno tu nic nie wstawiałam. Otóż. Kto obserwuje i śledzi, ten wie, że to konto wieje pustkami. Zimno, pusto i staro, że się tak wyrażę. Ale dziś przychodzę z nowym pomysłem i jestem tak pod...