Wiatr zawodził i świstał w kominie. Deszcz zacinał w szyby. Gdzieś z bliżej nieokreślonego miejsca dało się słyszeć monotonne kapanie, które nijak nie pomagało Angusowi wybudzić się, ze snu. Już kilkukrotnie otwierał oczy, ale ciężkie powieki bezwiednie opadały ponownie, a on ucinał sobie kolejną krótką drzemkę.
Za każdym razem, gdy się przebudził czuł się oszołomiony. Ból głowy wyciskał z jego oczu łzy.
Gardło miał tak wysuszone, że niemal błagało o choć kroplę wody. Do tego mięśnie rąk i nóg drżały jak po forsującym treningu. Jego stan w tym momencie najłatwiej byłoby porównać do kaca. On sam nie mógł tego zrobić, bo nie posiadał jeszcze tego typu doświadczeń.
Ciepła kołdra kusiła, by pozostał w niej otulony jak w puchowej chmurce, wolny od chłodu pomieszczenia i wszelkich trosk. Zaspany mózg z trudem wysyłał komendy do ociężałych kończyn, ale one nie chciały go słuchać. Były jak z ołowiu i za nic nie chciały się ruszyć. Walczył, by po raz kolejny nie wpaść w objęcia Morfeusza.
W końcu po nawet nie wiedział, której próbie udało mu się zwlec z łóżka. Wzdychając ciężko, powolnym krokiem sunął w stronę łazienki. Starał się przy tym nie zataczać, ale było to wyzwanie ponad jego siły. By uchronić się przed upadkiem asekurował się ścianą. Wszedł do pomieszczenia, odkręcił kran z zimną wodą i pierwsze co zrobił, to się jej napił, ignorując niemal wżarte w jego umysł słowa matki, by nigdy tego nie robił. Płyn, choć na chwilę zagłuszył palący ból gardła.
Potem ochlapał twarz. Miał nadzieję, że go trochę orzeźwi. Płonne były jego nadzieje. Po przemyciu swojego oblicza, nadal czuł się jak wyrzuty i wypluty. Spojrzał w swoje odbicie w lustrze i sapnął zaskoczony. Wyglądał jak siedem nieszczęść. Twarz miał opuchniętą, spierzchnięte usta, przekrwione oczy i taki rozgardiasz we włosach, jakiego jeszcze nigdy nie widział.
Próbował sobie przypomnieć czy coś mu się śniło. Być może koszmary, były efektem jego niedyspozycji. Jednak nic takiego sobie nie przypominał. Właściwie miał wrażenie, że padł wraz z chwilą, kiedy skończył pić ziółka na przeziębienie, a potem od razu był poranek. Czy aby na pewno?
Zamrugał, próbując zogniskować swój wzrok. Barwa jego oczu wydawała mu się jeszcze bardziej intensywna niż zazwyczaj. To niemożliwe! Zganił się w myślach. Przez kompleksy z ich powodu znowu miał urojenia. To nie byłby pierwszy raz, kiedy zdawało mu się, że świecą dziwnym blaskiem.
Pociągnął nosem, jeszcze tylko kataru mu brakowało! Czuł się podle najchętniej, wróciłby do łóżka. Pewnie zioła nie zadziałały i dopadło go przeziębienie.
Nie mógł jednak pozwolić sobie na leniuchowanie. Wiedział, że niebawem czeka go śniadanie i nauka, a matka nie pozwalała na odstępstwa, nawet kiedy był chory, chociaż to akurat zdarzało się bardzo rzadko.
Pomimo wyraźnie złego samopoczucia wiedział, że nie może stanąć przed kobietą taki skołtuniony. Jeszcze gotowa byłaby sama rozprawić się z jego niesfornymi kosmykami. Zwilżył dłoń i przeczesał nią swawolne loki. Niewiele to dało. Najchętniej spiąłby je w kucyk, ale niefortunnie dla niego były paskudnej długości. Za krótkie, by je związać, a za długie, by w jakikolwiek sposób móc je poskromić. Po zmoczeniu ich tak, że wyglądał, jakby wyszedł prosto spod prysznica uznał, że osiągnął pożądany efekt.
Umył pospiesznie zęby, by pozbyć się niekomfortowego smaku ziół z ust i równie powolnym krokiem wrócił do sypialni. Na dalsze czynności porannej toalety zwyczajnie nie miał siły.
Usiadł na łóżku. Schował twarz w dłoniach i zastanawiał się jakim cudem tak się zaprawił. Co prawda zmókł poprzedniego dnia i to konkretnie, ale przecież wziął gorącą kąpiel i wygrzał zziębnięte ciało. To nie powinno mieć miejsca. Tym bardziej, że matka natychmiastowo podjęła działania, by choroba nie zdążyła się rozwinąć.
CZYTASZ
Mistrz Ulestrii
FantasyMłody chłopak, po długiej tułaczce trafia do Irlandii. Czy zmiana adresu będzie jedyną odmianą, która go spotka? Czy jest tym, za kogo się uważa? A co jeśli tak naprawdę nic, nie jest tym czym się wydaje. Opowiadanie fantasy. Postacie należą do mni...