3. Kręte ścieżki

121 11 27
                                    



      Na zewnątrz szalała burza. Szum drzew rozbrzmiewał zatrważająco. Mogło się zdawać, że to nie są dźwięki natury, a szepczące złowrogo głosy. Płaczące w udręce tysiące skazanych na potępienie dusz. Wiatr wciskał się do pomieszczenia, nie było to trudne zadanie. W opuszczonej ruinie próżno było szukać drzwi i okien. Gołe, zimne mury. Na pozór niedostępne i groźne w tym przypadku okazały się jedynym bezpiecznym miejscem.


Mrok...


Nieprzenikniony, wpełzający w każdy wolny zakamarek, otulający jak całun. Ciemność... kiedyś niosąca ukojenie. Dająca możliwość wtopić się w tłum. Teraz nie była przyjacielem, a wrogiem. Odcięła jeden ze zmysłów, w zamian wyostrzając inne, ale czy tego właśnie potrzebował? Dźwięków, które mroziły krew w żyłach. Zapachów, drażniących jego nozdrza. Woni, których nie znał, a ich obcość powodowała przemożny strach.


Upadek wydarł z jego płuc oddech, zanim zdążył się rozejrzeć, gdzie się znajduje, stracił przytomność, którą właśnie teraz powoli odzyskiwał. Skulony w pozycji embrionalnej leżał na zimnym podłożu. Z trudem udało mu się przypomnieć, co się stało.

Nie dowierzał echu wspomnień, które szalały w jego umyśle. Ostatnie dni były tak surrealistyczne, że zaczął się obawiać o swoje zdrowie psychiczne. Urojenia! Tak! To właśnie musiało być to.

Jednak jak wyjaśnić fakt, że właśnie znajdował się pogrążony w mroku, a jego ciałem wstrząsały dreszcze z powodu strachu i zimna.

Był w piżamie. Z tego zdawał sobie boleśnie sprawę. Cienki, do tego wilgotny materiał nie dawał mu żadnej ochrony przed chłodem. Zaciskał oczy z całą mocą, jakby to mogło mu w jakikolwiek sposób pomóc. Wbrew jego pobożnym życzeniom dźwięki nie ucichły, zapach nie stał się mniej intensywny, a jego zamarznięte ciało nie znalazło się na powrót w ciepłym łóżku.

Gwałtowna ulewa opadła z sił, a rozpaczliwe zawodzenie wiatru stopniowo się wyciszało, by ostatecznie zostało zastąpione przez monotonny dźwięk spadających z nieba kropel.

Niepewność była straszniejsza od najgorszej prawdy, musiał dowiedzieć się, gdzie jest. Otworzył oczy. W pomieszczeniu zaczęło szarzeć, bezsprzecznie zbliżał się świt. Tylko tyle zdążył dostrzec, zanim jego powieki opadły ponownie. Był wyczerpany, tak bardzo, że właściwie nie przejął się zbytnio faktem, że nie rozpoznawał miejsca, w którym się znajdował. Liczyło się tylko to, by ponownie pogrążyć się w kojącym śnie. Nie miał koszmarów! Po raz pierwszy od dawna czuł się spokojnie, pogrążony w marach sennych.

W dłoni bezwiednie ściskał medalion. Nie do końca rejestrował ten fakt. Chłodny dotyk metalu dawał mu złudne poczucie bezpieczeństwa.


Kiedy ponownie się przebudził, deszcz już dawno przestał padać. Ruiny rozświetliło słońce, które nieśmiało przebijało się przez chmury.

Nadal czuł się słabo, jednak o niebo lepiej niż poprzednim razem. Podniósł się do siadu i oparł o ścianę. Jego ciałem wstrząsnął dreszcz po zetknięciu z zimną powierzchnią.

Rozglądał się niemrawo po miejscu, w którym przebywał. Na lewo od siebie zauważył stertę śmieci, wśród których przeważały puste puszki i butelki po alkoholu. W ich pobliżu zauważył porzucone części garderoby. Domyślił się, że było to miejsce schadzek miejscowej młodzieży.

Tylko co on tutaj robił? Pytanie to kołatało się w jego głowie, tworząc zamęt i jeszcze większe zagubienie niż do tej pory.

Odwrócił się w drugą stronę, gdzie wśród widocznie zdewastowanych ścian zauważył wnękę. Wraz z tą czynnością, do jego nozdrzy dobiegł znajomy, specyficzny zapach. Nie mógł go pomylić z żadnym innym. Zbyt często w swoim życiu musiał korzystać z publicznych toalet i jak przypuszczał, ów wyłom musiał służyć jako wychodek dla odwiedzających to miejsce. Od odoru moczu zaczęły, go szczypać jego niezwykle wrażliwe oczy.

Mistrz UlestriiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz