🌕✨ VI. Nieustępliwa

2.3K 154 314
                                    

Kolejną sobotę spędziłam ponownie w towarzystwie Remusa Lupina.

W ciągu tych trzech godzin przez myśl nawet mi nie przeszło uczucie nieodpowiedzialności czy skrępowania. Wszystko było naturalne, wszystko toczyło się jedno po drugim, zupełnie, jakby z góry było już zaplanowane, o dziwo, nie przeze mnie. Całe przedpołudnie oraz rozmowa, przesiadywanie na jego kanapie, obserwowanie go w fotelu, słuchanie go, śmianie się i żartowanie, opowiadanie mu, pasowało do siebie jak drobne, maleńkie kawałki puzzli, rozrzucone kiedyś po całym pokoju i odnajdywane, jeden po drugim, fragmenty spod komody czy zza łóżka.

Przy nim tak właśnie się czułam.

Tak, jakby wszystko było na miejscu. Pasowało bezbłędnie.

Niesamowite było to, że nigdy wcześniej nie czułam takiej pewności harmonii i spójności, jednocześnie mając głębokie przeświadczenie, że to uczucie nie było mi obce. Przytulałam do siebie wspomnienie sprzed lat, może nawet z dzieciństwa, które kiedyś się wydarzyło, ale zatarł je czas. Obecność Lupina była właśnie takim wspomnieniem.

Co wspanialsze, w trakcie naszego spotkania, w jego salonie znikąd zmaterializował się gramofon.

- Czy ja go wcześniej nie zauważyłam? - Przyglądałam się nieufnie wielkiej tubie.

- Skąd - uspokoił mnie ze śmiechem. - Byłem po prostu ciekaw twojej ulubionej muzyki. Rozmawialiśmy o tym jakiś czas temu.

Och tak, pamiętam. Jak każdą rozmowę.

Przez pół minuty wsłuchiwałam się w przyciszone dźwięki i dopiero po ponad trzydziestu sekundach oniemiałam, rozpoznawszy skrzypce. Znana mi na pamięć melodia, rozbrzmiała wśród kamiennych ścian Hogwartu, roztapiając tę wiekową twierdzę niczym jedno proste zaklęcie.

- Lubi pan Mendelssohna? - spytałam zaskoczona.

- Nie miałem wyboru. - Lupin stał przy płycie, przypatrując się igle. - Moja mama kochała muzykę klasyczną jak nic innego. W moim domu była w każdym zakątku. - Spojrzał na mnie z ukosa. - Domyślam się, że w twoim również.

- Nie da się ukryć. Mój ulubiony koncert skrzypcowy - dodałam, wskazawszy gramofon.

Na długo pozostał mi w pamięci obraz Lupina w jasnych spodniach, kremowej koszuli z podwiniętymi do łokci rękawami, i w mugolskiej, ciemnobrązowej kamizelce, zarysowującej ostrożnie kształt jego talii, stojącego przy gramofonie. Z Mendelssohnem i zapachem kawy w tle.

Przez następne dni nie miałam dość sił, by odpędzić się od tego wspomnienia, które postanowiłam czule pielęgnować.


Na moje nieszczęście, nie mogłam poszczycić się takimi wspomnieniami z eliksirów. Tak jak przypuszczałam, w drugim tygodniu października Snape dał o sobie znać. W momencie, w którym byłam już niemal pewna, że sytuacja zdążyła wygasnąć, a ja zamiotłam ją pod dywan.

- Raven - usłyszałam jego znienawidzony głos po którychś zajęciach. Moje nazwisko w jego ustach sprawiło, że krew zakrzepła mi w żyłach ze strachu, a pełen niepokoju wzrok Cath wcale nie rozwiał moich wątpliwości. - Zostań.

Catherine ociągała się jak tylko mogła.

- Cone, marsz na przerwę.

Stanęłam przed biurkiem Mistrza Eliksirów pełna złych przeczuć.

- Twoje ostatnie wypracowanie o Eliksirze Niepamięci było beznadziejne - oznajmił sucho, nawet nie racząc podnieść głowy znad zwojów pergaminu. Czarne włosy zlewały się z jego szatą w identycznym kolorze i w tamtym momencie przypominał mi dementora. Wzdrygnęłam się mimowolnie. - Tak samo jak dwa wcześniejsze. Powiedz mi, Raven - Dopiero teraz odłożył pióro i spojrzał na mnie - postawiłaś sobie za cel oblanie owutema?

CLAIR DE LUNE {remus lupin hp ff}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz