W poniedziałek z samego rana, jeszcze nim weszłyśmy do Wielkiej Sali na śniadanie, Flitwick dopadł mnie i Catherine. Choć dzień zapowiadał się przyjemną aurą, opiekun naszego domu nie miał zbyt zachęcającej miny.
- Do gabinetu, dziewczęta - polecił tylko, a nam nie pozostało nic innego, jak pójść za nim. Słodki zapach rogalików i świeżego dżemu malinowego pozostawał w tyle.
Bez względu na okoliczności, w jakich przebywałam w gabinecie Flitwicka, zawsze czułam się w nim dobrze. Miał spokojny, acz konkretny charakter. Wysokie szafy zamykane na złote kluczyki przypominały o porządku i zasadach, których lubił pilnować i przestrzegać. Granaty i brązy były wiernym odzwierciedleniem domu, nad którym sprawował opiekę.
- Wiem, że rozmawiałyście już z profesorem Dumbledorem - rozpoczął, wskakując na krzesło i wskazując nam miękkie pufy po przeciwnej stronie biurka - i wiem, że jak tylko zacznę swoją tyradę, będziecie myśleć o czymś innym.
- Wcale nie - zaperzyła Cath, niestety niezbyt przekonująco.
- Jakbym was nie znał, Catherine. - Flitwick posłał jej pobłażliwe spojrzenie. Przywołał zaklęciem niewerbalnym trzy kubki, a następnie wycelował różdżką w elegancki imbryk i podgrzał wodę, by zalać kawę.
To był właśnie cały Flitwick. Nawet w obliczu opieprzu troszczył się o nas całym sobą i w każdej materii. Ojciec Ravenclawu.
- No, przynajmniej jest kawka z rana - ucieszyłam się i wciągnęłam znajomy, ulubiony zapach. Zaledwie spojrzałam jednak na Flitwicka, skuliłam się nieco w fotelu.
- Dziewczyny, musimy porozmawiać.
Wymieniłyśmy z Cath niechętne spojrzenia.
- Wiem, że nigdy nie przestrzegałyście regulaminu. - Flitwick rozparł się w fotelu z kubkiem kawy w ręce. - Początkowo myślałem, że to tylko małe wybryki, taki młodzieńczy bunt. Żeby trochę utrzeć nam, nauczycielom, nosa. Każdy przez to przechodził - chrząknął. - Szczególnie myślałem, że ty, Inaresso, będziesz przykładem wzorowej uczennicy.
Westchnęłam.
- Twoja mama nie osiągnęła tego, co ma, przez palenie mandragor i wymykanie się na tańce do Hogsmeade. - Flitwick próbował nawiązać ze mną kontakt wzrokowy, ale skutecznie go unikałam. - Inaresso, mówię całkowicie poważnie. Pracę w Ministerstwie i szacunek zdobyła ciężką pracą. Godzinami nauki, latami praktyk. To samo dotyczy się ciebie, Catherine. Twoi rodzice i twój dziadek nie zostali aurorami z dnia na dzień. Przygotowywali się do tego przez całe życie, również i przez większość szkolnych lat. Nie wszystkie wolne chwile marnowali na uciechy.
Wziął łyk kawy, a ja poszłam za jego przykładem.
- Nasz dom, dom Roweny Ravenclaw, słynie właśnie z tego. Z inteligencji i chęci zdobywania wiedzy. Z roztropności. Kształcenia się, rozwijania, osiągania szczytnych celów. Oczywiście nie w taki sposób, jak Slytherin. Nie mniej, wiedza jest naszym kluczem.
- Ale nie tylko, panie profesorze - żachnęłam się, nie mogąc już dłużej usiedzieć cicho. Flitwick zawsze stawał po naszej stronie, zawsze nam pomagał, ale wciąż chciał widzieć w nas naszych rodziców. - Ravenclaw chce również ludzi oryginalnych i wyjątkowych. A Rowena Ravenclaw zawsze dostrzegała w innych dobro, bez względu na ich naturę. Przecież Tiara też o tym śpiewała - dodałam prawie prosząco.
Flitwick przyglądał mi się przez chwilę z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Nie twierdzę, że się z tym nie zgadzam, Inaresso. Ale nie zmienia to faktu, że w piątek bardzo lekkomyślnie naraziłyście siebie i swoich kolegów.
CZYTASZ
CLAIR DE LUNE {remus lupin hp ff}
Fanfico słońcu i pełniach księżyca. o lawendzie, kawie, muzyce klasycznej i remusowych sweterkach. o różowych włosach, Ognistej Whisky i łamaniu szkolnego regulaminu. o przeznaczeniu, odnajdywaniu własnej drogi i usamodzielnianiu się. o miłości przede wsz...