rozdział 12

540 28 8
                                    

Geralt długo nie wypuszczał Ciri z objęć. Bał się, że jeśli to zrobi, Ciri zniknie, rozpłynie się w powietrzu, a jej obecność okaże się jedynie snem. Ale jeśli nawet, to byłby to jeden z lepszych snów, jakie ostatnio miewał. Przycisnął ją mocniej do siebie, chcąc czuć jej niespokojny oddech, który z minuty na minutę wracał do normy, kiedy stali tak wtuleni w siebie. Woń perfum szarowłosej, zapach dziwny, nieznany i trudny do określenia przez wiedźmina, łamał fetor owładniający podziemny korytarz i przyprawiał Geralta o uczucie spokoju. Zapomniał nawet o bólu i rozległej ranie nogi, której doznał, gdy skolopendromorf plunął na niego żrącą śliną.

- Przepraszam. - do jego uszu dotarł niewyraźny, zachrypnięty głos Ciri. Mówiła z trudem, a jej głos drżał. Geralt odsunął się lekko, by móc spojrzeć na twarz dziewczyny. Dopiero wtedy zauważył, że płakała. Drobne łzy gromadziły się w jej niezmiennie pięknych, szmaragdowych oczach i spływały po zaróżowionych policzkach.

- Ciri, co ty wygadujesz? - wiedźmin zapytał zaskoczony, unosząc dłoń, aby zetrzeć mokre ścieżki łez z policzka szarowłosej.

- Przybyłam prawie za późno! - załkała. Na jej słowa twarz Geralta rozjaśniła się w uśmiechu. - Mogłeś umrzeć! Nie darowałabym sobie, że tak się ociągałam! - kontynuowała rozżalona, pociągając nosem co chwilę.

- Prawie. To duża różnica. - powiedział łagodnie i pogładził ramię Ciri, nadal podtrzymując zmęczoną dziewczynę drugą ręką. - Ja i Lambert żyjemy, a to wyłącznie dzięki tobie. Nie ma powodu do łez. To była dobra walka.

- Dziękuje, miałam najlepszych nauczycieli fechtunku. W tym słynnego Geralta z Rivii! - zaśmiała się przez łzy, wycierając skrajem rękawa mokre oczy. Cienie z jej powiek odbiły się na jasnym rękawie jedwabnej, kremowej koszuli, którą miała na sobie, jednak to nie przeszkadzało szarowłosej.

Geralt przez chwilę chciał zapytać Ciri o jej moc, nad którą zdawała się panować o wiele lepiej, płynniej, niż kiedyś. Uwadze wiedźmina nie umknęła precyzyjność, z jaką Ciri teleportowała się. Ponadto utrzymywał płynność teleportacji. Miejsce zdecydowanie nie miało dla niej znaczenia, była poza zasadami. Gdy widzieli się po raz ostatni, Ciri przenosiła się spontanicznie. Teraz wyglądało to, jakby nagłe magiczne relokacje były czymś wrodzonym, jak na przykład oddychanie. Ciri wyraźnie poprawiła kontrolę nad teleportacją. Ale tym nadrabiała brak lekkości w cięciach mieczem - to też Geralt zauważył.

- No jeśli już sobie pogadaliście... - Lambert, który dłuższy czas tylko czekał, by coś powiedzieć, odepchnął się od ściany, o którą się opierał i podszedł bliżej dwójki. - Cholera! Ciri skąd ty się tu wzięłaś! Zdecydowanie się starzejemy z Geraltem! Dobrze, że nie spałaś na lekcjach szermierki.

- Na twoich? Nigdy! - Ciri zaśmiała się cicho i obdarzyła młodszego wiedźmina spojrzeniem pełnym ulgi.

- Chodźmy na zewnątrz. To nie miejsce na rozmowy. - powiedział białowłosy. - Możesz utrzymać się na nogach? - Ciri przytaknęła, wyswobadzając się z ramion Geralta. Wiedźmin skrzywił się, uświadamiając sobie o wyżartej ranie na udzie i czując też piekący ból w prawym ramieniu.- Co za zaraza.

- Geralt, jesteś ranny! - pisnęła, zauważając nietęgą minę starszego wiedźmina. - Musimy cię opatrzyć! A ty, Lambert? Jesteś cały? - zerknęła w kierunku bruneta, ale ten szybko przytaknął.

- Przystojniaczek się poobijał.

- Pierdol się, Lambert. Gdyby nie te twoje durne namowy, nie podjąłbym się tego zlecenia! - warknął Geralt i spojrzał na swoją nogę, a następnie z wyrzutem wbił wzrok w twarz młodszego wiedźmina. - Skurwysyn opluł mi nogę.

Wiedźmin: Dziecię przyszłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz