rozdział 10

397 23 4
                                    

Ciężkie chmury, piętrzące się nad Guletą, skutecznie pokrzyżowały plany Geralta o rychłym wyruszeniu w dalszą drogę do Mahakamu. Siarczysty deszcz lunął z nieba i był tak gesty, że kiedy wiedźmin wyszedł z karczmy, ledwo mógł dojrzeć, gdzie stała Płotka. Zrobił kilka większych kroków do konia, by jak najmniej pobrudzić sobie buty w grząskim błocie i chwyciwszy za wodze, odciągnął Płotkę pod małą drewnianą wiatę. Stały tam trzy inne wierzchowce, dwa z nich należące do Lamberta i Triss. Klacz machnęła łbem w podziękowaniu za zabranie z deszczu i otrzepała się, wyraźnie nie czując się komfortowo, będąc przemokniętą do suchej nitki. Geralt poklepał kasztankę po szyi, kiedy ta zajęła się skubaniem siana w żłobie i sięgnął do skórzanych juków. Między nimi, za siodlem, zwiniętą miał obszerną czarną pałatkę z kapturem, idealną na podróż w ulewnym deszczu. Zamaszystym ruchem narzucił ją na siebie, a na głowę narzucił kaptur. Płaszcz nie do końca był dopasowany, bo materiał sterczał dziwnie w miejscu, gdzie Geralt miał miecze. Nie przeszkadzało to jednak białowłosemu.

Wiedźmin nie zauważył, kiedy u jego boku zjawiła się Triss, był zbyt zajęty zapinaniem skórzanych pasków od juków. Czarodziejka nie wahając się, chwyciła Geralta za ramię, a on odwrócił się gwałtownie.

- Czyżbym cię wystraszyła? - uniosła zawadiacko brew ku górze i zaśmiała się cicho.

- Triss... Nie rób tak, bo przez przypadek mogę zrobić ci krzywdę. - mruknął pod nosem, nieskory do żartów rudowłosej. Kobieta pokręciła głową i oparła rękę o biodro.

- Och Geralt. - westchnęła zrezygnowana i szybkim ruchem ręki, odgarnęła ze swojego czoła mokre od deszczu włosy. - Po prostu chciałam chwili rozmowy sam na sam z tobą. Mam wrażenie, że Lambert czuje się coraz bardziej zakłopotany, kiedy widzi, że między nami jest coś nie tak.

- Nie sądzę, takie historie to dla niego chleb powszedni. Jeszcze czerpie z tego przyjemność. - bąknął ledwo słyszalnie.

- Lambert...on chyba nie jest taki zły. - powiedziała, przenosząc wzrok na Płotkę. - Też się dziwie, że to mówię.

- Hm. - białowłosy mruknął, mimowolnie wyginając usta w ironicznym uśmiechu.

- Geralt, wracając... - wróciła spojrzeniem do osoby Geralta, bacznie mierząc jego pełną powagi twarz. - Przepraszam, nie powinnam była się zachować tak samolubnie. Też chcę ją odnaleźć, uwierz mi. Jest dla mnie jak rodzina. - powiedziała, przysuwając się bliżej wiedźmina. Powoli wsunęła dłoń pod płaszcz i dotknęła jego klatki piersiowej. Geralt wbił wzrok w delikatną twarz czarodziejki, na której błyszczały krople deszczu. Widok jej uroczych, błękitnych oczu, oprawionych ciemnymi jak węgiel rzęsami, wzbudził w Geralcie poczucie winy. Skarcił się w myślach, lecz nie dał tego po sobie znać.

- Wiem. Jestem ci wdzięczny, że tu jesteś. - rzekł, pozostając niewzruszony, kiedy Triss nagle przylgnęła do jego ciała w uścisku. Nie odwzajemnił gestu.

- Cieszę się, że w końcu zrozumiałeś, że nie wszystko musi być tylko i wyłącznie twoją sprawą. Yennefer jest dla mnie równie ważna, co dla ciebie. Ale musimy podchodzić do tego na chłodno. Sądzę, że mogłaby nam się przydać pom...

- Nie. - żachnął się wiedźmin, odsuwając się gwałtownie od czarodziejki. - Nie ma potrzeby kogokolwiek angażować. I tak jest nas tu za dużo o dwójkę, ale to już przyjąłem do wiadomości. Oboje z Lambertem myślicie, że najpewniej zginę. Boicie się tego, to jest powód, czemu jesteście ze mną na moim szlaku!

- Nie dziw się, że jesteś dla nas ważny - krzyknęła. - Może dostrzeżesz kogokolwiek więcej niż tylko Yennefer, która zawsze wodziła cię za nos. - powiedziała twardo i choć w jej głosie nie było słychać sekundy wahania, gdy skończyła, poczuła rosnącą gulę w gardle. Wiedźmin zawisł w bezruchu, wbijając pełne zamyślenia spojrzenie w dal, byle tylko nie napotkać wściekłego spojrzenia Triss.

Wiedźmin: Dziecię przyszłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz