Sayuri cudem udało się doczłapać pod pokój Temari. Oparła głowę o framugę i zapukała.
Miała wrażenie, że minęły wieki, zanim drzwi się otworzyły.
— Sayuri! — wykrzyknęła Temari. Wyraźnie chciała coś jeszcze powiedzieć, ale przeszkodziło jej w tym potężne ziewnięcie. Dopiero po chwili spytała: — Czy ty wiesz, która jest godzina?!
— Nie... — Sayuri uniosła dłoń z książką ważącą przynajmniej tonę. — To prezent ślubny.
— Prezent ślubny...?
Temari zmrużyła oczy. Światło padające z małych, przypodłogowych lampek nie było dostatecznie jasne, więc zapaliła te na ścianach.
Obie zostały na moment oślepione, a kiedy Sayuri przyzwyczaiła się do tej zmiany, dostrzegła szeroki uśmiech na twarzy Temari. A patrzyła tylko na okładkę! Jeszcze nawet nie zajrzała do środka!
— Nie wiem, czy na trzeźwo dam radę to przyjąć...
— Nie musisz być trzeźwa! — wykrzyknęła Sayuri.
Nie mogła się doczekać reakcji Temari. Nagle rozbudziła się i raz! dwa! pociągnęła ją do kuchni, ignorując fakt, że ta stała tylko w krótkiej koszulce na ramiączkach i bieliźnie.
Pospiesznie wygrzebała z zakamarków szafki buteleczki i czarki. W mgnieniu oka położyła wszystko na stół, nalała alkohol i usadowiła się na krześle.
— Czyli chyba nie mam wyboru i musi mi się to spodobać...
Temari opadła na ławę kuchenną. Położyła swój prezent na blacie stołu i przejechała opuszkami palców po okładce. Zmrużyła oczy, a nikły uśmiech zawitał na jej ustach. Uniosła wzrok i spojrzała na Sayuri.
— Postarałaś się. Nigdy nie lubiłaś malować.
Sayuri zapłonęły policzki. Chyba to jej bardziej przydała się sake. Porządnie łyknęła z czarki, ignorując rozbawiony wzrok Temari.
— Chyba ważniejszy jest środek, a nie okładka...
Obserwowała Temari, która powolnym ruchem otwierała książkę na pierwszym rysunku. Zacisnęła dłonie w pięści i wstrzymała oddech. Jak to przyjmie? Dopiero kiedy zauważyła jej zamglony wzrok, rozluźniła się.
— Pamiętam ten pokój... O cholera! — Temari zachichotała cicho. — Ale zazdrościłam ci tych drzewek bonsai!
— Jedno próbowałaś zabrać, ale Kira był czujny. — Sayuri z satysfakcją dostrzegła rumieniec na jej twarzy.
— A co to?
Sayuri zerknęła na kartkę i uśmiechnęła się pod nosem.
Prezent podzieliła na części. Te pierwsze rysunki pokazywały, jak zapamiętała Temari z tych najwcześniejszych lat, a trzy następne to wyobrażenie każdego z rodzeństwa i to, jakimi ich widziała.
Na pierwszy ogień została oczywiście puszczona Temari. To w końcu jej prezent.
Kartkę papieru podzieliła w pionie. Na lewej części uwieczniła wyobrażenie Temari w bojowej pozie z wachlarzem, a na rysunku po prawej w powyciąganych spodniach, pogniecionej koszulce i buszem na głowie.
— Jak to co? Słyszałam, że jesteś największą kunoichi, jaka kiedykolwiek mieszkała w Sunie, ale kiedy tak patrzę na ciebie o poranku, to mi wojownika w żadnej mierze nie przypominasz.
Temari parsknęła śmiechem i szybko przewróciła stronę. Przez kilka sekund patrzyła na rysunek z szeroko rozszerzonymi oczami, by po chwili ryknąć śmiechem. Oparła się o ścianę i z trudem zaczerpywała powietrza.
CZYTASZ
Sachiko czy Sayuri?
FanfictionNieustanne konflikty, dylematy moralne, czyli codzienność w świecie shinobi. Współczuć należy każdej osobie, która narodziła się w tej przerażającej rzeczywistości. Pewną śmierć można przepowiedzieć wszystkim, którzy nie zostali do niej przygotowani...