Głębiej zaczerpnęła powietrza i uśmiechnęła się pod nosem. W Liściu było zupełnie inaczej niż w Sunie. Gdyby chciała spędzić czas na zewnątrz nocą, musiałaby zaopatrzyć się w porządny koc albo odpowiedni płaszcz, a tu?
Mogła być ubrana w normalną koszulkę i spodnie, a i tak nie czuła przenikliwego zimna. Może było trochę chłodniej niż w dzień, ale nijak miało się to do gwałtownych spadków temperatury w Sunie.
Siedziała na balkonie w apartamencie, który Konoha im udostępniła i próbowała zmusić się do snu, popijając sake. Przez ponad godzinę wierciła się w łóżku, ale to nic nie dawało. Miała nadzieję, że świeże powietrze zrobi swoje. Tyle cholernych myśli huczało jej w głowie, że odnosiła wrażenie, jakby wewnątrz jakieś trybiki wręcz warczały. Temari już więcej nie będzie. Zostanie z przeklętym Narą. Kankurō całkiem stoczy się na dno i do domu będzie wracał tylko się najeść. Gaara zniknie z jej życia, bo mieszkanie w posiadłości będzie łatwiejsze. A Kira i Yuriko... Yuriko.
Westchnęła cicho i nie pozwoliła na to, żeby kolejny wieczór spędzić na rozmyślaniu o osobie, dzięki której jej dzieciństwo było piękne. Może nie idealne, ale nie pamiętała złych momentów. Co innego...
Cholera! Trzeba przestać! Starała się zignorować fakt, że kiedyś wszystkie nieprzyjemne myśli, emocje powrócą, bo nie miała pojęcia, jak zdoła je okiełznać. To zmartwienie na później. Odwróciła wzrok od panoramy Konohy i sięgnęła po buteleczkę, żeby znowu...
Wydała zduszony okrzyk. Zamknęła oczy i w duchu uspokajała się, żeby nie wydrzeć się na Gaarę. Na pewno nie wypadało podnosić głosu na kazekage, a co dopiero w obcej wiosce.
Kiedy adrenalina nieco opadła i serce nie waliło, jakby chciało uciec z piersi, otworzyła oczy. Gaara siedział na krześle po drugiej stronie małego stolika, na którym ułożyła buteleczki i czarkę. W ręku trzymał kieliszek i z nikłym uśmiechem obserwował jej reakcję.
— Przeklęci shinobi... — mruknęła pod nosem. Niezbyt zadowolona nalała i jemu.
— Dobry wieczór — odparł spokojnym tonem i odebrał od niej kieliszek.
— Dla kogo dobry, dla tego dobry. Nie masz nic innego do roboty, tylko straszyć mnie? Cały dzień zbijałeś bąki i...
— Sayuri, mi raczej nie wypada uczestniczyć w przygotowaniach.
Znowu musiał jej to zrobić. Znowu czuła wykwitające na twarzy rumieńce. Oczywiście, że miał rację. Jej narzekania z prawdziwymi wyrzutami miały niewiele wspólnego, ale on nigdy nie pozwalał na to, żeby wyrzuciła z siebie wszystkie żale, tylko pacyfikował w wyjątkowo trafny sposób.
— Korona by księciu spadła — wymamrotała, podejmując ostatnią próbę bycia złośliwą.
— Nie spadłaby, ale prestiż Suny raczej tak. — Napił się z kieliszka. — Wyobrażasz sobie kage, którego siostra opieprza za niedoskonale zawiązaną kokardkę na dekoracji?
Walczyła ze sobą, ale w końcu wybuchła śmiechem. Wygodniej umościła się na fotelu i próbowała opanować wesołość. Bogowie... dawno nie była tak odprężona
— Tęsknię za tym. — Westchnęła cicho i dostrzegła jego zdumioną minę. — Od ponad roku tak rzadko bywasz w domu, że tylko przypadkiem na siebie wpadamy. Nawet przed i po wojnie częściej cię widywałam.
Gaara mocniej chwycił kieliszek i odwrócił wzrok.
— Próbuję zrobić coś z radą.
Sayuri przewróciła oczami i zacmokała zniecierpliwiona.
CZYTASZ
Sachiko czy Sayuri?
FanfictionNieustanne konflikty, dylematy moralne, czyli codzienność w świecie shinobi. Współczuć należy każdej osobie, która narodziła się w tej przerażającej rzeczywistości. Pewną śmierć można przepowiedzieć wszystkim, którzy nie zostali do niej przygotowani...