Rozdział 4

121 14 4
                                    


Sabbaka wpatrywała się w krążącego po pokoju Doriana.To że był wściekły to niedopowiedzenie miesiąca.Jego oczy ciskały gromy a na twarzy widniał grymas szpecący jego doskonałe rysy.

-Jakim kurwa cudem udało jej się stąd wydostać.Czy sama mnie zapewniałaś że to nie możliwe.

Przystanął na chwilę aby spojrzeć w jej oczy i ruszył ponownie. Wyglądał jakby nie mógł ustać w miejscu.

-Nie mam pojęcia.

Odburknęła demonica. Zatrzymał się obok fotela i zmierzył ją spojrzeniem.

-Jak to nie wiesz.A może jesteś o wiele słabsza niż twierdzisz skoro tak łatwo się uwolniła.

Krzyczał.On na nią krzyczał.No tego jeszcze nie grali żeby jakiś krwiopijca na nią krzyczał.

-Chyba zapominasz do kogo mówisz.

Odpowiedziała na jego zimne i gniewne spojrzenie po czym odwróciła się do okna wpatrując się w ciemność.To bardzo skomplikowało sytuację.Jakim cudem udało jej się stąd wydostać i w dodatku przełamać jej zaklęcie przyzywające.Przecież próbowała jej krew nie było w niej aż takiej mocy.Więc jak to możliwe?Odwróciła się do Doriana który opadł właśnie na fotel wlepiając spojrzenie w podłogę.

-Ktoś musiał jej pomóc.

Stwierdza cicho na co oczy wampira natychmiast odnajdują jej spojrzenie.Podrywa się do góry.

-Kto?

Pyta na bezdechu.W jego oczach obija się przerażenie.Wcale mu się nie dziwię.Ten kto jej pomógł jest potężny i cholernie kłopotliwy. Krzywi się lekko.

-Dowiem się.

Rzuca i rozpływa się w powietrzu zostawiając osłupiałego wampira na środku pokoju.


                                                             *     *     *     *     *     *


Loren spała już przeszło siedemnaście godzin.Siedziałem przy jej łóżku nie będąc wstanie odejść nawet na moment.Bałem się że kiedy spuszczę ją z oczu zniknie.Była strasznie blada i mizerna.Nic dziwnego po tym co zrobiła. Cora jest w totalnym szoku.Kiedy z nią rozmawiałem stwierdziła że jeszcze nie spotkała się z takim pokazem mocy .Nigdy nie widziała żeby spętana magią czarownica sama potrafiła wyzwolić się spod tak silnego zaklęcia.Jest niesamowita.Tak bardzo ją kocham.Mam nadzieję że kiedy się obudzi będzie mnie pamiętać.Chociaż Cora twierdzi że nie.No cóż nadzieja umiera ostatnia.Nieprawdaż.Z rozmyślań wyrywa mnie ciche pukanie do drzwi.Spoglądam przez ramię chociaż wiem że to Janson.Otwiera cicho drzwi i nieśmiało zagląda do środka.Kiedy napotyka mój wzrok wchodzi energicznie aby po kilku krokach zatrzymać się obok.

-Jeszcze się nie obudziła?

Pyta zaskoczony.Spoglądam na moją ukochaną i kręcę lekko głową.Słyszę jak wzdycha.

-Może powinieneś jednak podać jej swoją krew.To ją wzmocni.

-Jeżeli nie obudzi się w przeciągu następnej godziny zrobię to nawet jeżeli złamię prawo.Nie zniosę dłużej tej niepewności.

Janson poklepał mnie po ramieniu.

-Stary nikt nie piśnie słowa.

Westchnąłem.Oni na pewno nic nie powiedzą ale Loren.Jeżeli się zorientuje może się wściec że zrobiłem to bez jej zgody.

Naznaczona (seria Miłość i Magia) tom 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz