Prolog

1.1K 52 54
                                    

30 listopada 1993 r. 

Listopad nadszedł wyjątkowo szybko i równie szybko mijał, zwłaszcza że Remus Lupin bywał bardzo zajęty. Mężczyzna wciąż nie mógł uwierzyć, że Dumbledore zaproponował mu posadę nauczyciela. Tak naprawdę to była jego pierwsza, porządna praca, która dodatkowo dostarczała mu wiele satysfakcji. Nie pamiętał już, kiedy ostatnio nie musiał martwić się o jedzenie, dach nad głową i comiesięczne pełnie, które mógł przejść dość łagodnie dzięki wywarowi tojadowemu. Były nawet dni, kiedy czuł się całkiem szczęśliwy.

Jednak nie dziś.

Wysoki, szczupły mężczyzna, nie bacząc na zimny wiatr, który szarpał jego wyświechtane szaty, kierował się na błonie i dalej za ochronną barierę. W ręku trzymał różdżkę na wypadek spotkania z dementorami, krążącymi w pobliżu Hogwartu. Ścisnął mocniej poły płaszcza pod szyją i zerknął na zachodzące słońce. Możliwe, że gdyby nie ogarniający go smutek, to zatrzymałby się na chwilę, by podziwiać piękny widok.

Ona by tak zrobiła — przyszło mu do głowy.

Kiedy znalazł się już za ochronnymi barierami, zamknął oczy i teleportował na miejsce, które starał się odwiedzać przynajmniej dwa razy w roku.

Zardzewiała furtka zaskrzypiała cicho, gdy ją otworzył, a nogi same poniosły go odpowiednią ścieżką, którą nieraz przemierzał w ciągu ostatnich piętnastu lat. Wokoło panował spokój. Nie było nawet wiatru, który mógłby rozwiewać jego jasnobrązowe włosy, ozdobione pasmami przedwczesnej siwizny. Lupin słyszał tylko suche liście, chrzęszczące pod butami.

W końcu droga mężczyzny dobiegła końca i zatrzymał się przed białym, marmurowym nagrobkiem. Wyryte na nim złote litery, lśniły delikatnie w blasku latarni.

Mary Stella Macdonald

Urodzona 21 marca 1960 roku

Zmarła 30 listopada 1978 roku

Im jaśniej człowiek płonął za życia, tym mocniej jego gwiazda świeci w ciemności*.

Remus sam wybrał ten cytat, uważając, że spodobałby się Mary, a poza tym bardzo do niej pasował. Bo przecież taka była – jasna, dobra, pełna życia i zakochana w gwiazdach.

— Brakuje mi cię, Mary. Nawet nie wiesz jak...

Oczami wyobraźni widział jej uśmiech i urocze dołeczki w policzkach. Czasami mu się śniła. Chwilami, gdy nie wiedział co robić, słyszał jej głos, mówiący: Zawsze będę przy tobie, gdy mnie będziesz potrzebował. I była. Właśnie w tych najmroczniejszych momentach swojego życia najbardziej czuł jej obecność.

Jednak pomimo upływu lat wciąż nie mógł wybaczyć sobie tego, jak zachował się podczas ich ostatniego spotkania. Oddałby wiele by cofnąć czas i zmienić przeszłość. Czy wtedy wszystko potoczyłoby się inaczej? A może to inne wydarzenie, jeszcze odleglejsze, było tą przeklętą kostką domina, która sprawiła, że ich życie runęło. Tego Remus nie wiedział. Tak samo, jak nie wiedział, co było większym błędem: pocałunek czy jego brak. 

Mężczyzna westchnął sfrustrowany. Bardzo chciał móc znów porozmawiać z Mary i chyba właśnie dlatego wciąż ją odwiedzał. 

— Wyobraź sobie, że wróciłem do Hogwartu — powiedział, siadając na ławce. — Dumbledore dał mi posadę nauczyciela obrony przed czarną magią. Pamiętam jak śmiałaś się, że byłbym dobrym nauczycielem i nieskromnie muszę przyznać, że chyba jestem. Uczę Harry'ego, syna Jamesa i Lily. Jest tak bardzo podobny do rodziców... Polubiłabyś go. A wczoraj...

Opowiadał jej wszystko, co się ostatnio u niego wydarzyło. Mówił Mary o wszelkich radosnych chwilach, problemach i niepowodzeniach. Zdarzyło mu się nawet roześmiać dwa razy, przytaczając wyjątkowo zabawną historię z zajęć. A kiedy skończył opowiadać, poczuł się lekko, jakby jakiś ciężar spadł mu z serca. Odruchowo dotknął miejsca, gdzie pod warstwami ubrania krył się wisiorek w kształcie srebrnej gwiazdki. 

W końcu wyciągnął różdżkę i machnął nią w powietrzu, a na biały marmur delikatnie opadła piękna, czerwona róża.

Remus uśmiechnął się i teleportował ponownie w okolice Hogwartu. Jednak nie wrócił do swojej komnaty, tylko zahaczając o kuchnię, udał się na Wieże Astronomiczną, która była tak bliska jego sercu.

Nie doliczyłby się, ile czasu przesiedział na niej w towarzystwie Mary, ale pamiętał każdą taką chwilę. Właśnie, kiedy tam stał, za towarzystwo mając jedynie ciemność, ciszę i mrugające gwiazdy nad głową, naszły go wspomnienia.

Och, gdyby tylko mógł cofnąć czas. Gdyby tylko mógł...

Nikt jednak nie mógł zmienić przeszłości. Zwłaszcza tak odległej. Pozostało tylko pielęgnować w pamięci każdy piękny moment, jaki spędził z dziewczyną o ciemnoniebieskich oczach, która pokazała mu, że da się pokochać noc. 

Remus, opierając się o balustradę, otworzył termos z gorącą czekoladą i wzniósł go w górę, mówiąc:

— Twoje zdrowie, Mary.

Upił łyk słodkiego napoju i z lekkim uśmiechem popatrzył na wyjątkowo jasno świecące gwiazdy. Jedna z nich lśniła najjaśniej i Lupin nie miał wątpliwości, do kogo należała. 




* George R.R Martin „Gra o tron"

Niebo pełne gwiazd || Remus LupinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz