12.

136 12 11
                                    


Stała gapiąc się na lekarza. Nie wiedziała co powinna zrobić, czy powiedzieć. Czuła, że to koniec. Lekarz może powiedzieć o wszystkim sierżantowi i jej szefowej, bo nie jest jego pacjentką. Odkrył jej tajemnice. Czuła się jakby stała nago na środku szpitala... W zasadzie powinna to czuć, ale jedyne co miała w głowie to utrata pracy, oraz brak możliwości jej dokończenia. Tylko na tym jej zależało. Zamrugała starając się nie palnąć czegoś, co potwierdziłoby jego przypuszczenia. Bo jak na razie to były tylko przypuszczenia.

- A czy ja wyglądam na kogoś, kto seryjnie morduje wszystkich i wszystko dookoła? - starała się wywołać u siebie uśmiech sugerujący święte oburzenie, ale wyszedł jej tylko grymas zażenowania.

- Chodzi mi o socjopatę nie o psychopatę. - wyjaśnił - A jako była studentka psychologi powinnaś wiedzieć jaka jest różnica między tymi chorobami. - dodał pewnie.

- Po co to wszystko? - zapytała zbulwersowana - Po co pan drąży?

- Zapytałem tylko. Nie zdążę. Ale skoro tak, to zapewne mam racje.

- Nie! - krzyknęła - Nie ma pan racji! - potem odwróciła się napięcie i wyszła ze izby przyjęć. Do lekarza podszedł Voight.

- Więc jaki werdykt? - zapytał patrząc na zamykające się za Agnes drzwi. To on napuścił lekarza na behawiorystkę. Jednak długo też nie trzeba było namawiać doktora Charlesa. Już przy wcześniejszej wizycie Agnes w szpitalu chciał wiedzieć o niej więcej.

- Nie jest moją pacjentką. I w zasadzie nie potwierdziła mojej diagnozy. - tłumaczył się niepotrzebnie - Socjopatka. - oznajmił.

- Co takiego? - Voight podejrzewałby wszystko, ale socjopatka?

Agnes złapała taksówkę i wróciła sama na posterunek. Mimo braku odczuwania emocji wiedziała, że ktoś właśnie ją wykiwał i było jej z tym źle. W dodatku znów posiała swój zeszyt w aucie sierżanta. Wszystkie notatki na jego temat, są na wyciągnięcie jego ręki. Była zła kiedy wchodziła pod schody do wydziału. Mijał ja oficer Ruzek, który zbierał się do domu.

- Detektyw Olinsky i oficer Burgess są jeszcze w biurze? - zapytała go, ale olał ją i nie odpowiedział - Co jest?

- Słucham? - Ruzek był równie wściekły co rozczarowany - Ty się pytasz "Co jest?" - warknął wracając dwa schody, aby być na równi z dziewczyną - Wiesz co to znaczy lojalność?

- Wiem kiedy się ją stosuje. - oznajmiła pewnie

- Stosuje? - zdziwił się jej doborem słów, ale ominął to w swoim wywiadzie jaki szykował - Więc wiesz, że byłaś tam z nami i donoszenie nie jest czymś niemile widzianym w tym wydziale. Powinnaś nam pomóc, a nie jeszcze bardziej oczerniać...

- Po pierwsze... - przerwała mu - Ja tu nie pracuje, a po drugie nie znam was! Niby wobec kogo miałabym być lojalna?

- Może wobec kogoś kto uratował ci życie? - warknął przez zaciśnięte zęby.

- Słuch...wiesz co, oficerze Ruzek. Zejdź na dół i poproś o akta ze wczoraj, bo chyba zapomniałeś, że znalazłam się w niebezpieczeństwie przez was i waszą nieudolną prace. A uratowałam się sama. Wyskoczyłam z auta pamiętasz? - krzyknęła - A i jeszcze jedno. Lojalna jestem tylko wobec siebie. - dodała i wkroczyła śmiało do środka wydziału. Adam w szoku zszedł kilka schodów i dopiero po przekroczeniu bramy oprzytomniał.

- Jak na kogoś kto nie rozumie emocji, jesteś bardzo emocjonalna. - usłyszała mijając jedno z biurek. Zwróciła wzrok w kierunku skąd dobiegał ją głos. Starszy policjant w cywilu siedział niechlujnie na fotelu. Ubrany w czapkę i kurtkę, chociaż na zewnątrz było prawie dwadzieścia pięć stopni. Miał wąsy i w ogóle nie patrzył na dziewczynę zajmując się jakąś teczką.

- Detektyw Olinsky jak mniemam. - od razu go rozpoznała - W końcu mogę...

- Ja bym się tak nie cieszył.- oznajmił wstając z fotela, podchodząc do Agnes - Socjopaci w zasadzie się nie cieszą, ale jakąś tam przyjemność odczuwacie. - szepnął tylko do Agnes.

- Słucham? - oburzyła się. Wydawać by się mogło, że naprawdę. Voight musiał już dzwonić z newsami. 

- Pracuje w policji już dobre kilkanaście lat. Gdy tylko przekroczyłaś próg tego wydziału wiedziałem, że nie jesteś do końca normalna. - oznajmił dalej ściszonym głosem.

- Wypraszam sobie. - oburzyła się jeszcze głosniej.

- Al wszystko okay? - z korytarza wyłoniła się oficer Burgess, zastała Agnes i swojego partnera w dziwnej sytuacji.

- Tak...

- Nie! - przerwała mu - Nie jest dobrze. Detektyw Olinsky chciał powiedzieć, że jestem nienormalna, bo nie bawię się w emocjonalne mambo jumbo.

- Al? - Kim nie rozumiała o co w tym wszystkim chodzi. Czyżby obraził Agnes? Wiedziała, że czasem podejście starego wygi odbiega od normy. 

- Spokojnie jutro mnie już tu nie będzie. Mam wszystkie notatki jakie potrzebuje. - powiedziała, mimo iż nie miała ich ze sobą. Wierzyła, że Voight odda je.

Wróciła do domu i cisnęła torbą w szafę. Była rozczarowana tym co się stało. Jak mogła tak szybko zniechęcić do siebie ludzi? Pracowała miesiąc w Instytucie i wszyscy ją lubili. Dlaczego tutaj to nie wypaliło? Przecież starała się być miła i nie wtykać nosa w nie swoje spray. Tak, pamiętała o tym jak o mały włos nie rozwaliła partnerstwa Hailey i Jaya, ale czy to była do końca jej wina? Musiała coś wymyślić, aby oddać raport jeszcze jutro i zmyć się z posterunku zanim jeszcze ktoś dowie się kim jest. Usłyszała dźwięk wiadomości na swoim telefonie. Odczytała ją, obcy numer pisał: "Mam twój dziennik. Gdybyś chciała go odzyskać przyjedź na West Loop, za pół godziny.". Nie wiedziała co o tym myśleć. Ale jeśli to była szansa na odzyskanie pierwszych notatek. Było ich tam dużo więcej niż zdołała zapamiętać. Na ich podstawie mogła dokończyć cały raport. Zabrała kluczyki do auta i ruszyła w drogę. Odpowiedziała na wiadomość. "Czekam przy niebieskiej linii.". Nie wysiadała z auta. Po prostu czekała, kiedy nagle ktoś zapukał na jej szybę. Uchylił ją i zbladła.

- Co tu robisz? - zapytała oficera Ruzeka.

- To ja powinienem o to zapytać. - odparł przechodząc na drugą stronę i wsiadł do jej auta - Po co tu przyjechałaś?

- Dostałam wiadomość, że odzyskam swój dziennik. - powiedziała prawdę nie widząc sensu kłamstwa.

- Oszalałaś? - złożył oczy zastanawiając się, co tak naprawdę jest z nią nie tak? Jest taką ryzykantką, czy to coś większego.

- Nie. Czy to dziwne, że chce odzyskać swoją własność?

- Tak. Umawiając się z gangiem, w ciemnej uliczce, o jedenastej w nocy. To jest dziwne. - wyjaśnił.

- Ten dziennik jest ważny. - miała nadzieję, że to ją jakoś usprawiedliwi.

-  Ważniejszy od twojego życia? - zapytał. Chciał coś jeszcze dodać, ale przerwał mu sygnał wiadomości. Agnes odczytała ją i pokazała oficerowi. "LEŻY NA PERONIE. IDŹ PO NIEGO!". Agnes opuściła auto i ruszyła, a za nią Ruzek. Nie byłby w stanie jej powstrzymać, więc tego nie robił. Weszła na peron pierwsza. Był pusty i cichy. Miała dziwne opory wchodząc tam. Zauważyła na jednej z ławek, w oddali, swój notes i szybko do niego podeszła. Gdy tylko go dotknęła poczuła zimny metal przyłożony do jej skroni.

- Jednak jesteś głupia. - usłyszała. Mężczyzna szeptał jej do ucha, wiedziała, że to jeden z tych Latynosów. Zamiast słowa "crazy" użył "loka". A to jedyne słowo jakie znała po hiszpańsku. Czuła jego dłoń na swoim brzuchu i miała ochotę zwymiotować.

- Rzuć broń i zostaw dziewczynę! - krzyknął oficer stając twarzą w twarz z przestępcą.

- Odsuń się, bo ją zabije. - był bardzo przekonujący, skoro i Agnes mu uwierzyła. Patrzyła w oczy oficera i dostrzegła coś, czego nigdy wcześniej nie potrafiłaby nazwać. Zobaczył w nich Strach!



KOLEJNA CZĘŚĆ DLA WAS! 

MIAŁAM MIEĆ PRZERWĘ, ALE BEZ TEGO JEDNAK NIE DA SIĘ ŻYĆ! 

ADES - Chicago P.D. FFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz