iii

431 41 2
                                    

     Jaskier przetarł twarz, po czym ziewnął

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.



Jaskier przetarł twarz, po czym ziewnął. Wypłynęli na drugi dzień wcześnie rano, zaraz po wschodzie słońca, ponieważ gdyby ruszyli jeszcze tamtego dnia, mogłoby być to podejrzane. Bard nic nie mówił, co wprawiło wiedźmina w głębokie rozważnie.
Wyszli na brzeg, a poeta prawie w podskokach ruszył ku kamieniu. Położył na nim lutnię, po czym spojrzał na białowłosego.
– Czekaj, ona może się ciebie bać. Sama mówiła, że wiedźmini zabijają, pewno będzie wiedziała, kim jesteś. – niebieskooki ruszył w stronę małego lasku, po chwili odwracając się. Spojrzał na białowłosego stojącego w bezruchu. – Chodź rzesz, Geralt.
     Mężczyzna ruszył za nim. Jednak był za daleko, gdy usłyszał dziwny szelest. Odwrócił się nagle i już sięgał po miecz.
     Syrena z zainteresowaniem oglądała lutnię Jaskra, po czym delikatnie szarpnęła za struny. Teraz to bard się odwrócił.
     – Lyra! – zawołał, po czym ruszył w jej stronę. – Proszę, odłóż to...
     Brunetka posłusznie odstawiła instrument, po czym wzięła się za wyciskanie wody z włosów.
     – Mówiłeś, że mnie nie zabijesz. – powiedziała cicho, chłodno patrząc na wiedźmina. Poeta odwrócił się.
     – Cholera, Geralt, odłóż ten miecz! – krzyknął. Białowłosy przewrócił oczami, po czym schował klingę i ruszył w ich stronę.
     – Przeważnie wiedźmini nie słuchają innych. – mruknęła, mrużąc oczy.
     – Lyra, to jest Geralt, Geralt, Lyra. On nie chce cię zabić, ona nie chce cię zjeść. Jesteście kwita, a teraz, Geralt powiedz, że zakochałeś się w Yen. – brunet spojrzał na kompana wyczekująco.
     – Nawet jeśli to nie jest interes tej zasranej syreny. – syknął. Lyra zauważyła, że ostrożnie zrobił krok do przodu.
     – Dobra, Jaskier, ballada to ballada. Nie ważne, miło było was poznać. – uśmiechnęła się szeroko, po czym uszykowała się do skoku do wody.
     Białowłosy doskoczył do niej, jednak ona to przewidziała, bo odchyliła się i zasyczała agresywnie. Jaskier zauważył, jak jej oczy zmieniają barwę na bursztynowozłotą, a źrenice zwężają się w małe szparki. Zamachnęła się dłonią, jednak wiedźmin chwycił ją w locie i szybko unieruchomił syrenę. Patrzył w jej oczy, a Jaskier miał wrażenie, że w tym momencie razem z wiedźminem mieli je takie same - podobne nie tylko kolorem, ale też i agresją pałającą z nich.
     – Czym ty jesteś? – warknął białowłosy. – Mój medalion drga lekko w porównaniu do wczorajszego polowania.
     Brunetka kłapnęła szczęką, Geralt odchylił się do tyłu, po czym syrena znów chciała się wyrwać z uścisku wiedźmina.
      – Puść mnie to ci powiem. – syknęła.
     – Nie jestem głupi, wiem że uciekniesz. – powiedział chłodno.
     – Geralt, puść ją. – Jaskier podszedł do nich i kucnął obok. Ta uśmiechnęła się lekko. Białowłosy zacisnął usta, jednak puścił syrenę. Ona odsunęła się aż po sam kamień. Mrugnęła parę razy, a jej oczy znów miały zielonozłotą barwę.
     – Nadal masz mleczaki. – wymsknęło się Geraltowi, który jednym ruchem wsadził jej palce do buzi i kciukami podniósł górną wargę. Syknęła i uderzyła ogonem o ziemię, zaś wiedźmin nic sobie z tego nie robił.
– Mofe i mam mlfeczaki ale to nie tfój zafrany inferes. – powiedziała, jednak przez palce Geralta w buzi, strasznie sepleniła. Po zignorowaniu jej wypowiedzi, spróbowała zacisnąć szczęki, by ugryźć wiedźmina, jednam nie wyszło jej to.
– Zabieraj te łapska, Geralt, ona zaraz cię zje! – krzyknął bard. Syrena wypięła się do przodu i poprawiła dłonie. Białowłosy mruknął, patrząc na jej zęby ostatni raz, po czym wyjął ręce z jej ust.
– Ta. Mów, czym jesteś. Mój medalion... – zaczął i spojrzał na niego instynktownie. Jednak nie miał go. Przeniósł wzrok na syrenę, która oglądała wisiorek w rękach.
– Ładna błyskotka. – mruknęła, po czym ugryzła go. – No, no... gdyby nie to, że jest srebrny, przygarnęłabym go.
Geralt jednym ruchem wyrwał swoją własność i założył ją z powrotem.
– Wybaczcie moje maniery, ale muszę wskoczyć do wody. Wiecie, skóra mnie swędzi i takie tam. – westchnęła, po czym jednym susem już znalazła się w wodzie. Wyłoniła się i odgarniając włosy, spojrzała na nich. – Chcesz wiedzieć kim jestem. Dobra. Ale powiecie mi, czego wy ludzie chcecie od nas.
Białowłosy ruszył ku niej i usiadł na brzegu, a Jaskier zrobił to samo.
– Ważna osoba na Skellige jest poważnie chora. Jedynym lekiem dla niej mogą być syrenie łzy. – powiedział bard, zaś Geralt mordował go wzrokiem. Lyra zacisnęła usta.
– Niemożliwe. Ale dobrze, zgodnie z obietnicą: jestem syreną. Jednak jak ostatnio większość z nas, urodziłam się w innej formie, jakby ewolucja czy Matka Natura, jak kto woli, miała ochotę na parę zmian. Nie mam skrzydeł, jak pewno twoje wiedźmińskie, kocie oczęta to zauważyły. I to na tyle w sumie. Ja jednak jestem jakimś wybrykiem, bo jeszcze mam mleczaki, jak sam dobitnie wymacałeś. – uśmiechnęła się. – Dlatego Kieł. Żartobliwie. Ach, my syreny, to naprawdę jesteśmy wredoty...
– Już się o tym przekonałem. – wiedźmin westchnął.
– Lyra. – odezwał się nagle poważnie poeta. Zielonooka spojrzała na niego zainteresowana. – Czy mogłabyś nam jakoś pomóc z tymi łzami?
Brunetka spojrzała na pierścionki zdobiące jej palce.
     – Chciałabym, ale to będzie trudne. Bardzo trudne. A no i nie chcę być wymagająca, ale dużo by was to kosztowało. – wzruszyła ramionami.
     – Co byś powiedziała na zmianę w człowieka? – spytał po chwili ciszy wiedźmin. Syrena spojrzała na niego poważnie.
     – Nie. – odpowiedziała, po czym uśmiechnęła się wrednie. – Co to za pomysł w ogóle? Jakim głupcem trzeba być, żeby zmieniać ogon na nogi?
     – Lyra... – zaskomlał Jaskier. – To jest sprawa życia i śmierci...
     Zielonooka posłała mu chłodne spojrzenie.
     – Dla mnie też. – oznajmiła. – A w dodatku honoru.
– Obydwoje przesadzacie z dramatyzmem... – burknął pod nosem Geralt, na co Lyra zareagowała rozbawionym uśmiechem.
     Bard potarł skronie, po czym schował twarz w dłoniach.
     – Mogę wyłowić wam zaginiony skarb z ważnymi składnikami, urwać lecznicze glony z samego dna, zebrać jakieś stare szczątki, ale łzy to co innego Jaskier. – westchnęła. Trubadur mógł nawet stwierdzić, że słyszał smutek w jej głosie.
– Popytam Myszowora czy zna jakieś pochowane na dnie morza skarby. – Jaskier zacisnął usta. – Dasz radę przypłynąć na tamten brzeg?
– Jasne, że dam radę. Ale to będzie niebezpiecznie, więc może o podobnej porze jutro, jasne? – spojrzała poważnie na wiedźmina.
– Dobrze. – westchnął.
– Do jutra, Lyra. – uśmiechnął się bard. Syrena odwzajemniła gest, po czym z chlupotem wody zniknęła pod taflą. Białowłosy wstał z ziemi. – Co sądzisz?
– Ewolucja źle na nie wpływa. Powinny atakować tylko ludzi na środku morza, a one zaczynają same przypływać do brzegu. – splunął wiedźmin. – A ta zwłaszcza jest wścibska i ciekawska. Mimo srebra, chwyciła mój medalion, nawet go ugryzła. No cóż, skoro nam pomoże to nie mogę narzekać. Ale Jaskier, nie możesz nikomu o niej wypaplać. Bo wtedy i my i ona będziemy w niebezpieczeństwie.
     Trubadur cały czas obserwował miejsce, w którym przed chwilą jeszcze była Lyra.
    – Jasne. – pokiwał głową, po czym wstał i ruszył ku łodzi.









xxx

właśnie przed chwila skończyłam czytać książkową sagę wieśka, chlip chlip. co ja teraz pocznę? :((

miłej soboty! ❤️

PŁOMYK NADZEI  ,  jaskier Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz