Pustki jak po sylwestrze. Tylko takie skojarzenie przychodziło mi do głowy, gdy przemierzałem miasto. Rozumiałem jeszcze, jakby dzisiaj rzeczywiście był nowy rok, ale to przecież środek lata.
Taki widok stał się codziennością od kiedy ludność została zdziesiątkowana przez pandemię koronawirusa. Nazwano to koronapokalipsą. Od tej pory ludzie żyli w domach, a na zewnątrz wychodzili bardzo rzadko. Jeśli już ktoś zdecydował się wyjść, musiał mieć założony kombinezon ochronny. Ten kombinezon strasznie gniótł jajca, ale to już inna sprawa.
Na horyzoncie zauważyłem budynek wyróżniający się na tle innych. Właśnie tam zmierzałem. Gdyby nie maska, to na mojej twarzy gościły uśmiech, taki sam, jak na symbolu uśmiechniętej biedronki.
W dawnych czasach często uczęszczałem tam, do świątyni jedzenia, po zakupy. Obecnie jednak sklep przekształcił się w siedzibę nielegalnych walk, zwanych Koroną Świrów. Zwycięzca tego turnieju dostawał nagrody w postaci dobrej jakości produktów, o jakich mógł tylko pomarzyć, robiąc internetowe zakupy.
Mój przyjaciel Mirek brał w nim kiedyś udział i wygrał. Wciąż pamiętam, jak dostałem w prezencie od niego rolkę papieru toaletowego. W życiu nie miałem jeszcze do czynienia z takim dobrym papierem. Wciąż pamiętałem tę aksamitną teksturę, gdy się podcierałem.
Przekroczyłem wejście budynku, lecz zatrzymało mnie dwóch rosłych mężczyzn w maskach. Wyglądali jak bezmózgie mięśniaki z łysymi czuprynami. Jeden z nich odezwał się ponurym tonem:
– Identyfikator, pokazać!
Dobyłem z kieszeni plastikowy dokument i trzęsącą ręką wręczyłem mu. Ten zerknął na plakietkę i szturchnął swojego kolegę.
– Widziałeś? Łowca Arek, hyhy.
– Świeże mięsko, hehe – odparł drugi.
Ich prostacki język tylko utwierdził mnie w przekonaniu, z kim miałem do czynienia. Po chwili facet oddał identyfikator i położył rękę na moim ramieniu.
– Nie połam kulasów, bo do szpitala wozić nie będziemy – rzekł ostrzegawczo.
Obaj zaczęli rechotać. Na debilizm lekarstwa niestety nie wynaleziono, więc musiałem odczekać. W końcu przepuścili mnie do środka.
Zostałem zatrzymany przez innego typka. Kazał ściągnąć kombinezon i maskę, więc to zrobiłem. Przyłożył mi termometr do czoła. Urządzenie musiało nie wykazać żadnych odchyleń od normy, bo koleś kiwnął, żebym szedł dalej.
Zobaczyłem kilku, podejrzanie wyglądających ludzi, stojących przy kasach. Rzucili na mnie swoje spojrzenia. Spośród nich wyłonił się łysy mężczyzna z brodą i podszedł do mnie.
– Ty musisz być tym nowym.
Przytaknąłem.
– Ale jesteś tego pewien? – zapytał.
– Nie przyszedłem tu zwiedzać – odpowiedziałem.
– Jaki pewny siebie – stwierdził z zaskoczeniem. – Dobrze, znasz zasady?
– Po prostu pokaż mi z kim mam się zmierzyć.
Mężczyzna parsknął ze śmiechu, a następnie powiedział:
– Źle dzisiaj trafiłeś, synku. Zmierzysz się z Ruskiem.
Kojarzyłem to przezwisko. Mirek opowiadał mi, żebym wystrzegał się osoby o takiej ksywie. Podobno Rusek jeszcze nigdy nie przegrał i najlepszym wyjściem byłoby na niego nie natrafić. Skłamałbym mówiąc, że nie odczułem zawahania.
CZYTASZ
Korona Zbiór opowiadań
Teen FictionAby nie nudzić się w domu podczas pandemii, zorganizowałem mały konkurs literacko graficzny "Korona" Teksty które znalazły się na mojej skrzynce przeszły moje najśmielsze oczekiwania! Jeźdźcy apokalipsy, mały książę, break-dancowa bitwa w biedronce...