Oniryczna Korona - Natalia Łapaj

286 11 1
                                    


Ogólnie, to bardzo lubię motyw snu w literaturze. A to wszystko dlatego, że sen jest odbiciem psychiki bohatera. Podróż po krainie snów nie tylko może ukazać dylematy postaci, ale także jej wspomnienia, co zawsze wzbogaca jej charakterystykę. Wykonywanie tak ludzkiej czynności, jak spanie, zbliża czytelnika do danej postaci. Odbiorca widzi przez to, że ta, na pierwszy rzut oka, nieskazitelna postać ma choć odrobinę człowieczeństwa. Ponadto, sny mogą stać siłą napędową całej powieści: są przepowiednią, do której spełnienia będzie dążył bohater lub sny przenoszą go do krainy, gdzie przeżyje swoją przygodę.

Naprawdę, uwielbiam sny w książkach, jednak nadmiar oniryzmu raczej mnie denerwuje. Tak więc, czytanie "Sklepów cynamonowych" Bruna Schulza były dla mnie udręką. Mimo to, największą katorgą było przeczytanie "Małego Księcia" autorstwa pewnego francuskiego pisarza, którego nazwiska nie potrafię prawidłowo napisać. Najgorsze w tej książce było to, że poruszała tyle motywów literackich, że stawała się przez to idealnym tekstem kultury, nie tylko do egzaminu gimnazjalnego, ale też do matury.

Jednak, po tych wszystkich latach, które minęły od przeczytania "Małego Księcia" już prawie cały sens tej książki zaginął gdzieś w moim umyśle. Pozostała w nim tylko planeta Króla, do której wracam czasami w moich snach, a dokładnie najgorszych koszmarach.

"Pewnej nocy miałem sen

Był w nim świat pełen królów i królowych

Lecz było zimno

Ciemno jak w nocy"

Zaczyna się piosenka "Fly on the wall" autorstwa Thousand Foot Krutch. I tak samo rozpoczyna się mój sen: jest zimno, ciemno, wszyscy chcą być panami losu i rządzić innymi. Nikt nie uważa innych za równych sobie, "JA" znajduje się na pierwszym miejscu, to "JA" siedzi na tronie z czaszek, który stoi na szczycie szklanej góry. Nie wiem dlaczego, ale wszyscy chcą wspiąć się na sam szczyt, by zasiąść na tronie. Niestety, większość ześlizguje się ze szklanej góry, spadając w otchłań. Patrzę na to wszystko, też chcę być władcą, ale nigdy się nie wspinam po tamten tron. Myślę słowami piosenki Tribe Society "Kings":

"Nie jestem w domu

Dom jest tam dokąd zmierzam

Zamykam swe oczy by zobaczyć

Zajmę swój tron

Postawcie go na szczycie

I uczynię z siebie króla"

Tamta szklana góra nie jest moim domem, nie na niej spocznie mój tron. Mimo to, ironicznie nie chcę się stamtąd ruszyć. Wiem, że jeśli zbuduję własne królestwo, to będę sama. I chociaż pragnę być z innymi, gardzę nimi, bo oni bezsensownie walczą o tron postawiony przez kogoś innego.

"Nie mogę tego udawać, po prostu zrobię to samemu

Nie mogę ich obwiniać, zwyczajnie zniszczę ich na swym tronie

Nie mogę tego udawać, po prostu zrobię to samemu

Nie mogę ich obwiniać, muszę tylko dostać się do mojego tronu."

W mojej głowie pojawia się refren "GRRRLS" autorstwa Aviva'y. Po gapieniu się na nieosiągalny cel, odchodzę w dal, samotnie. Niestety, w ciemnościach nie ma nic, co mogłoby się stać moim nowym królestwem. Zaczynam żałować, że jednak nie zaczęłam się wspinać na szklaną górę, ale nie przyznaję się do tego, brnę naprzód. Idę przed siebie, ale cicho szlocham. W końcu nie wytrzymuję i zaczynam płakać. Z moich łez powstaje korona, która świeci jasno jak diament. Podnoszę ją i dokonuję własnej koronacji. Zostaję jedynym władcą nicości. Moim pierwszym rozkazem jest, by nicość przestała być sobą, by stała się czymś, jednak nic się nie dzieje. Jestem zawiedziona, ale czego mogłam się spodziewać? Przecież moi podwładni nie spełnią rozkazu, który leży poza zasięgiem ich możliwości. Wzdycham ciężko i zdejmuje koronę, oddaję jasność ciemności. Tak rodzi się moje królestwo: samotna, mała planeta na kosmicznym oceanie. Powstaje nowy tron, na którym czeka na mnie nowa korona. Znowu koronuję się i zasiadam na tronie.

Mijają dni, tygodnie, miesiące i lata, a ja nie mam poddanych, umieram z nudów. I właśnie wtedy odwiedza mnie jasnowłosy chłopczyk. Czekam, aż on powie mi, że dorośli są bardzo dziwni, ale on nigdy nie wypowiada tych słów. Chłopiec ucieka, a ja wstaję z tronu i biegnę za nim. Gonię go i gonię. Chłopiec znika za bramami świata pełnego kolorów. Chcę tam wejść, ale straże mówią mi, że muszę im zapłacić swoją koroną. Długo się zastanawiam, chcę wrócić do swojego królestwa, ale coś ciągnie mnie do świata pełnego barw. Ostatecznie ściągam koronę i oddaję ją strażnikom, a oni mi mówią, że nigdy nie jest za późno, by wrócić. Wchodzę do zupełnie innego wymiaru. Już nie jestem władcą absolutnym, tylko małą dziewczynką, która biegnie na swoją ulubioną huśtawkę pod gruszą, żeby dziadek ją pohuśtał.

Tak właśnie kończy się mój sen. I cholera wie, co on oznacza. Z jednej strony chciałabym, żeby miał jakieś pompatyczne znaczenie, tak samo jak każde dzieło z romantyzmu. Z drugiej strony, na przekór wszystkim polonistą, pragnę, by choć mój sen pozostał wolny od interpretacji.

Zawsze, jak budzę się po tym śnie, to robię trzy rzeczy. Najpierw patrzę na egzemplarz "Małego Księcia", który stoi na mojej półce jako trofeum z jakiegoś konkursu literackiego. Mały, jasnowłosy chłopiec patrzy się na mnie z okładki. Później wstaję i podchodzę do biurka. Wyciągam z szuflady białą koronę, którą zrobiłam na szydełku, nawet nie wiem po co. A na koniec odwracam się od biurka i wychodzę na balkon. Stamtąd widzę gruszę, pod którą sti moja ulubiona huśtawka, ta sama, na której kiedyś huśtał mnie dziadek, to na niej opracowywałam wszystkie szczegóły swoich opowiadań. I to o niej napisałam w konkursie, w którym wygrałam egzemplarz "Małego Księcia". Wzdycham ciężko. Ale psychika ludzka jest dziwna, żeby połączyć takie sprzeczne ze sobą elementy... Wolę nie odpowiadać na to pytanie, tylko odpalam laptopa i Worda. Zaczynam pisać słuchając przy tym muzyki. Na playliście mam między innymi piosenki Thousand Foot Krutch, Tribe Society i Aviva'y.

Korona Zbiór opowiadańOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz