𝑝𝑟𝑜𝑙𝑜𝑔𝑢𝑒

266 21 7
                                    

   Stanęłam w miejscu. Po raz pierwszy od tygodni coś czułam. Był to strach. Chyba... Nie umiem opisać tego, co się dzieje w moim wnętrzu, co płynie w moich żyłach, co wypełnia mnie od środka. Zwykle nazywam to pustką. Moja psycholog mówiła na to „depresja".








☁︎︎ ☁︎︎ ☁︎︎

☁︎︎ ☁︎︎ ☁︎︎

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

☁︎︎ ☁︎︎ ☁︎︎



— Jeszcze słuchawki. I odwiąż wstążkę od misia. — Millie oprzytomniała słysząc przyjemny głos pielęgniarki. Odwróciła orzechowe oczy w jej stronę. — Tu. Do koszyka. — wskazała na przedmiot.

Nastolatka westchnęła cicho. Nie chciała rozstawać się ze słuchawkami. Dla niektórych może się to wydawać dziecinne i śmieszne, ale zastanówmy się: czy można komuś odebrać powód do szczęścia?
Muzyka była chyba jedynym, co trzymało Millie przy życiu. Każdego dnia godzinami wysłuchiwała ulubionych kawałków. Czuła się wtedy lżej.

— Naprawdę? — mruknęła pod nosem i wyłożyła przedmiot na blat. — To wszystko?

Pielęgniarka chwyciła za jej plecak i wyciagnela całą jego zawartość. Dokładnie przejrzała i przeszukała, co doprowadzało nastolatkę do szaleństwa.

— Zostawiasz? Możesz jeszcze wyciągnąć sznurek. — starsza kobieta uniosła czerwoną bluzę. Millie chwyciła przedmiot i wyciągnęła sznurek, przy okazji cicho przeklinając szpitalne procedury.

— Zdejmij buty i zostaw je tutaj. Sala numer 85. Do końca korytarza i w lewo. — uśmiechnęła się ciepło kobieta w białym fartuchu. Millie przytaknęła i ruszyła powolnym krokiem w danym kierunku.

   Dzwonek do drzwi wydał charakterystyczny dźwięk. Kobieta w kitlu pośpiesznie je otworzyła. Jednak zamiast pielęgniarek wracających z przerwy, do środka wszedł ciemnoskóry chłopak wraz z trochę starszą kobietą. Był mniej-więcej w wieku Brown. Szatynka spojrzała na niego przez ramę. Wydawał się całkiem sympatyczny. Wyglądał na zagubionego. Jego wzrok był jakby nieobecny. Utkwiony w nieznanym punkcie z innego świata.

— April McLaughlin. Skierowanie i dokumenty syna... — Millie słyszała tylko kawałek z wypowiedzi kobiety. Pewnie stała przy okienku na izbie przyjęć.

Szesnastolatka starała się zapoznać z nowym otoczeniem. Obok izby przyjęć widziała „kuchnię" oddziałową. W zasadzie to składała się z szafek i czajnika. Przy drzwiach do wyżej wspomnianego pomieszczenia stały pufy i krzesła. Jeszcze nie rozumiała ich funkcji. Dalej łazienki i sale do terapii zajęciowej.
Jest. Pokój numer 85. Szklane drzwi i okno na korytarz, jak w każdym pomieszczeniu dla pacjentów. Millie nacisnęła klamkę (sama była zdziwiona jej obecnością) i weszła do środka. W jej głowie dokonywała się ocena miejsca.
Białe ściany były standardem. Dwa łóżka sprawiające wrażenie nowych. Jedno idealnie pościelone, pełne kremowych i brązowych kocyków. Drugie - biała kołdra była niedbale zarzucona, a koce poskładane na końcu - „w nogach". Przy posłankach stały dwie małe szafki w białym kolorze. Jedna była pusta, na drugiej leżał czerwony miś i pusta szklanka. W rogu znajdowała się niewielka szafa, do której dziewczyna (jeszcze) nie zaglądała.

Brown westchnęła ciężko, a w oczach zebrały jej się łzy. Rzuciła plecak na nienaruszone wcześniej łóżko. Walizkę postawiła obok szafy.

— Witaj w nowym domu, na przynajmniej dwa najbliższe miesiące. — mruknęła pod nosem, wyciągając kilka swoich ubrań.




Heloł
Kolejne Fillie wow XD
Wiem, że jestem strasznie niesystematyczna, ale mam dość napiety grafik. Przy okazji chcę, żeby każda moja książka była dopracowana, chociaż niezbyt mi to wychodzi. W zasadzie to jedyny wolny dzień jaki mam to sobota, ale wiecie, że przyjaciele i rodzina to dość istotna część życia. (Dlatego piszę w nocy, akurat gdy mam najgorszy odpał XD)

Tytuł kiedyś zrozumiecie. Dajcie mi czas XD

I hope, że ktoś to będzie czytał, a nawt jeśli nie to i tak będę pisać XD
Tak więc buziaczki, przytulaski i cukier
Papa

𝐵𝑂𝑌  𝑊𝐼𝑇𝐻𝑂𝑈𝑇 𝐵𝑂𝐷𝑌 - 𝑓𝑖𝑙𝑙𝑖𝑒Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz