2.6 Obiecał pan, że nie zrobi nic Borysowi

323 22 45
                                    

Pov Borys

Nadal myślałem o całej sytuacji z Tajnymi. Chciałem sobie nalać wody i właśnie wtedy zdałem sobie sprawę, że trzęsły mi się ręce.

Aż tak?

Połączenie pójścia do typów którzy jednym machnięciem ręki mogli mnie zabić i rocznicy śmierci Michała nie wróżyło nic dobrego. Na prawdę mi go brakowało, ciągle zastanawiałem się jakby wyglądało moje życie gdyby on żył. Albo chociaż powiedział mi o swojej chorobie zanim... To wszytko mnie przytłaczało, miałem coraz mniej siły na wszystko.

Nawet nie wiem kiedy zrobiła się godzina 21:50. Poszedłem do łazienki i splukałem ciało ciepłą wodą. Kiedy to zrobiłem wyszedłem spod prysznica, ubrałem się i wyczyściłem zęby. Kiedy wychodziłem z pomieszczenia minąłem się z Leną, co zmusiło mnie do wymuszenia uśmiechu. Później udałem się do mojego pokoju i powoli położyłem się na łóżko, wmawiając sobie, że to nic złego. Oczywiście zaśnięcie zajęło mi bardzo długo...

Obudziłem się słysząc huk i towarzyszące temu szczekanie Gustawa. Wstałem z łóżka i poszedłem do kuchni. Tam okazało się, że to tylko stłuczona szklanka. Lena spojrzała na mnie z przepraszającą miną, wymusiłem uśmiech.

- Obudziłam cię - zapytała, bardziej stwierdzając.

- Tak, ale nic się nie stało. Która w ogóle jest godzina?

- 8:20. Około 18 pójdziemy na cmentarz z Łukaszem. Ja się zbieram do szkoły, mam na 9.

To był ten dzień... Zdecydowanie jedna z najgorszych rocznic jaką mógłbym sobie wyobrazić. Za każdym razem bałem się tego dnia, bo przez niego przypominało mi się wszystko. Nie tylko to co związanie z Michałem, ale też cała otoczka z tym związana. Wszytko co ciało się w okresie kiedy Michał udawał, że nic się z nim nie działo. To były wspomnienia, których nie chciałem sobie przypominać, ale było to niewykonalne. 

Po chwili Lena opuściła mieszkanie. Ja w tym czasie zabralem kluczyki do samochodu i wyszedłem na zewnątrz. Wsiadłem do samochodu i ruszyłem w stronę cmentarza, musiałem tam iść sam, chociaż na chwilę. Liczyłem tylko na to, że nie będzie tam nikogo. Po około 15 minutach stanąłem na parkingu cmentarza. Wysiadłem z auta i ruszyłem pod odpowiedni grób. Oczywiście znałem drogę na pamięć, spędziłem na tym cmentarzu masę czasu. Stanąłem przed grobem i pomodliłem się nad nim. Później usiadłem na ławce, która była obok i chwilę bez żadnych emocji wpatrywałem się w nagrobek.

- Tęsknię za tobą - odezwałem się dosyć cicho, chociaż nikogo nie było wokół - wiem, że powtarzam to za każdym razem, ale to prawda. Gdybyś tu był na pewno byś mi pomógł. Nie radzę sobie znowu, ty tak bardzo nie chciałeś żebym się stoczył, a jestem na samym dnie. Wiesz jak bardzo boję się jutra? Równie dobrze to może być ostatni dzień, ale przynajmniej się z tobą spotkam. Wiem, że gdybyś tu był nie pozwoliłbyś mi się wpakować w to gówno, zawodzę ciebie i wszytych dookoła mnie.

Zawsze się rozklejałem przed jego grobem. Nie potrafiłem zatrzymywać łez kiedy myślałem o tym, że pod nagrobkiem leży mój nieżywy przyjaciel. Myślę, że każdy zachował by się jak ja. Jeszcze kilka minut tępo wpatrywałem się w nagrobek, po czym ruszyłem w stronę samochodu. Kiedy tylko znalazłem się w domu okazało się, że drzwi były otwarte, a Lena powinna być jeszcze w szkole. Nogi mi zdrętwiały i nie potrafiłem się ruszyć. Dopiero po jakimś czasie nie pewnie wszedłem do środka ostrożnie sprawdzając kto był w mieszkaniu. Odetchnąłem z ulgą, kiedy zobaczyłem Łukasza. Złapałem się za klatkę piersiową i próbowałem uspokoić.

- Co jest? - zapytał Łukasz.

- Jak to co jest? Dobrze wiesz, że za każdym jebanym razem boję się, że ktoś znalazł tę kluczyki, ktokolwiek kto nie ma ze mną dobrych relacji.

- Przepraszam... - szepnął.

O co chodziło? Zanim moje życie tak bardzo się zmieniło, czyli przed poznaniem Leny nie tylko ja miałem klucze do mieszkania. Miał je oczywiście Łukasz no i Michał. Kiedy ten drugi odszedł chciałem odzyskać klucze, ale nikt nie wiedział gdzie są. Szukaliśmy ich długo, w końcu to nie zbyt bezpieczne. Zdałem sobie sprawę, że byłem debilem, bo wystarczyło po prostu wymienić zamki, ale zawsze o tym zapominałem i w końcu dochodziłem do wniosku, że nic się nie stanie. Tylko po to, żeby za jakiś czas znowu bać się kiedy Łukasz bez zapowiedzi wchodził do mieszkania.

- Byłeś na cmentarzu? - zapytał, ale brzmiało to zdecydowanie bardziej jak stwierdzenie.

- Tak - ocknąłem się i usiadłem na kanapie obok przyjaciela.

- Martwię się o ciebie Borys - kiedy to powiedział nerwowo zacząłem bawić się palcami i przygryzać wargę, ale tak, żeby tego nie widział - widzę, że coś jest nie tak, nie oszukasz mnie. Ale wiesz... jednocześnie cholernie ci ufam. Jeżeli coś dzieję, albo stanie to powiedz mi to. Mam tylko nadzieję, że nie przestałeś mi ufać po całej akcji z Michałem. No wiesz po tym...

- Mówiłem, że nie mam ci tego za złe, nikt z nas nie wiedział...

- Wyobrażam sobie jakby to było gdybym się wtedy tak nie zachował. Pójdziesz jeszcze ze mną i Leną po południu do niego?

- Tak pewnie.

Pov Marcin

Zadzwonił telefon... Wymieniłem się spojrzeniami z Konradem z którym to siedziałem w pokoju. Chwyciłem telefon i zobaczyłem numer szefa. Wystraszyłem się, w końcu nie za często do nas dzwonił. Obawiałem się, że nie oznacza to niczego dobrego. Z lekkim przerażeniem i niepewnością nacisnąłem zieloną słuchawkę.

(Ostrzegam to dosyć dziwna rozmowa, ale to warto zapamiętać)

- Halo szefie?

- Witaj Marcin. Zapewne dziwisz się czemu dzwonię. Chciałem po prostu dowiedzieć się czy wszystko idzie dobrze.

- Tak jak najbardziej wszystko jest okej...

- Czyli on nadal milczy?

- Z tego co mi wiadomo to tak.

- Podzielę się z tobą pewnym przypuszczeniem. Moim zdaniem za jakiś czas pęknie. Wtedy będzie dużo zabawy, nie będzie nas obowiązywała żadna umowa.

- A...ale przecież szef nie musi czekać. Poza tym jednego punktu pan nie trzyma...

- A proszę powiedz mi jakiego?

- No... Obiecał pan, że nie zrobi nic Borysowi...

- Wiesz nikt nie wpadł na to, że te obiecanki z dwóch stron mają małe haczyki. Racja powiedziałem temu po mojej stronie to i owo, ale kto powiedział, że kiedy jeden z nich złamię umowę o której ten drugi nie wiedział ja nie będę mógł nagiąć zasad...

- To... to znaczy?

- To znaczy, że zobaczysz kiedy stanie się to o czym ciągle mówię.

- Przepraszam, że pana pytam, ale nie boi się pan spotkania Borysa.

- On powinien się bać mnie. To będzie niezłe zaskoczenie. Ale powiedz mi lepiej jak z tym drugim... Kacprem?

- Dobrze. Jutro idzie do Tajnych.

- Mogłem tam w sumię wysłać Borysa... Już trudno wtedy nie byłoby zabawy.

Rozłączył się tak po prostu. Ponowie wymieniłem z Konradem spojrzenia. Coraz mniej podobała mi się cała sytuacja. Nie miałem pojęcia co się ze mną działo zacząłem nawet współczuć Borysowi... To na prawdę do mnie nie podobne. Jednak czasem coś we mnie pękło widząc jak bardzo chłopak jest wykończony. Kiedyś z oddali widziałem jak płakał, lekko ruszył mnie ten widok.

Z czasem coraz bardziej żałowałem dołączenia do tego całego syfu z własnej woli. Jednak skoro już w to wpadłem musiałem w tym zostać. Trzeba było czasem uderzyć Borysa, chociaż podświadomie tego nie chciałem. Jedynym plusem tego wszystkiego były pieniądze, ale i one po czasie powoli traciły znaczenie.

No cóż musiałem zapomnieć o współczuciu. Tego słowa nie może znać członek Mafii która rozsiana jest po całym świecie.

##########################

Powiem wam, że zaczyna się robić grubo. Czekam na komentarze do sprawy😏

A mnie przy tobie nie było... ~ BedoesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz