Można poczekać

307 36 25
                                    

2018r.

      Wanda trzymała za rękę swoją Natashę, kiedy szły swobodnie przez korytarz. Czuła się przy niej bezpieczna, a jej uścisk sprawiał, że była szczęśliwa. Spojrzała na nią przelotnie, a widok jej twarzy przyczynił się do tego, że miała wrażenie, iż pokochała ją jeszcze mocniej. Miała ochotę się roześmiać, było jej lekko na sercu.

      - Wandziu, popatrz. - szepnęła Nat konspiracyjnie, pochylając się do jej ucha - Po lewej, tuż przy wejściu do salonu.

      Zobaczyła Steve'a rozmawiającego przyciszonym głosem z Bucky'm, pochylonym w jego stronę... cóż, zbyt blisko. Zerknęła znacząco na ukochaną. Oczywiście wiedziały o nich, nie dało się przeoczyć chemii, która emanowała z każdego ich gestu, spojrzenia. Zorientowała się od razu, gdy tylko ich zobaczyła razem, a Nat to nawet wcześniej, bo wtedy, gdy pomagała Rogersowi w poszukiwaniach  p r z y j a c i e l a.  A oni biedni myśleli, że nikt o nich nie wie.

      - Cześć, chłopaki! - zakrzyknęła niewinnie Romanoff.

      - Raczej... cześć, zakochani.  - Wanda szeptała, by nie mogli jej usłyszeć.

      Odchylili się od siebie, myśląc, że wcale nie wyglądali podejrzanie. Pomachali na przywitanie i podeszli do nich. Barnes pierwszy zwrócił uwagę na ich połączone dłonie, zdziwiony zmarszczył brwi. Niby nic podejrzanego, ale coś wyczuł. Steve podążył za jego wzrokiem i zareagował podobnie.

      - Co, chłopcy? Myśleliście, że jesteście jedyni? - zaczepiła ich Nat.

      A potem bezczelnie uniosła na wysokość twarzy swoją rękę splecioną z tą Wandzi i pocałowała wierzch jej dłoni. Zaniemówili zaszokowani taką impertynencką odwagą i sugestią, że one wiedzą. Spojrzeli po sobie.

      - Ale, Nat, my tylko... - Steve oczywiście musiał zacząć się tłumaczyć.

      - Pewnie, dzieciaki.

      I zanim zdążyli zareagować porwała za sobą Wandę i pobiegły wzdłuż korytarza, zostawiając ich w szoku, zaśmiewając się głośno. Zwolniły dopiero jak uciekły wystarczająco daleko, by stracić ich z oczu. Przystanęły przed pokojem Wandzi.

      Natasha odgarnęła dziewczynie kosmyk włosów z twarzy, ponieważ lekko wzburzyły się podczas biegu. Pogładziła jej policzek, zapatrzyła się w delikatną dziewczęcą twarz, a jej Wandzia odwzajemniła to spojrzenie z takim samym uczuciem. I wtedy nadszedł Falcon, przerywając im tę chwilę.

      - Hej. - przywitał się.

      Nie zorientował się, oczywiście, że nie. Nie wiedziałby, że są razem nawet, gdyby pocałowały się na jego oczach. Co za facet. Nie miał zmysłu do takich zachowań.

      - Hej, idziesz do Steve'a? Bucka? Tylko im nie przerwij. - powiedziała Natasha swobodnie.

      - Hm?

      - Och, Sam. - Wanda westchnęła teatralnie - Wiesz, ja i Nat uciekamy do mnie. Tylko nam nie przerwij.

      I tym razem to ona zaciągnęła Nat do siebie, a zanim zamknęły za sobą drzwi, usłyszały jeszcze zdezorientowany głos mężczyzny.

      - Hm?

      I teraz były już bezpiecznie ukryte w pokoju, niewidzialne dla oczu przyjaciół. Chciały spędzić czas tylko we dwie. Stały tuż przy drzwiach, blisko siebie.

     To Wanda wykonała pierwszy ruch, dotknęła lekko podbródek Natashy powodowana silnym pragnieniem, by ją pocałować. Stanęła na palcach, by dosięgnąć jej ust, poczuła jej dłonie na bokach... i nagle przestraszyła się intensywności, jaką mógł dać im ten rodzaj bliskości. Tak bardzo tego chciała... i nie potrafiła znaleźć w sobie odwagi... a Nat to wyczuła, wycofała się taktownie, czule ucałowała jej czoło. Nie naciskała. Jak zawsze. Była taka wspaniała, a ona bała się być z nią zbyt blisko? Dlaczego? Przecież kochała ją całym sercem i wiedziała, że nigdy nie straci tego, co zyskają dzięki cielesnemu zbliżeniu. Nat jej nie zostawi, nie porzuci...

      (Pietro?)

      ...zostanie z nią na zawsze, nie musi bać się, że jeśli będą za blisko to potem będzie boleć, jeśli coś się stanie. Wszystko będzie dobrze. Nie trzeba się bać, nie przy niej, nie przy Natashy. Kochała ją i tak bardzo chciała poczuć smak jej ust, ale coś ją blokowało, sprawiało, że zawsze, gdy miały ku temu okazję, traciła odwagę. Zrobiła się na siebie zła. Dlaczego wszystko psuła? Dlaczego nie mogła dać się ponieść? Natasha złapała ją za rękę i pociągnęła w stronę łóżka.

      - Chodź, Wandziu, spokojnie. Nie ma pośpiechu. Poleżymy, dobrze?

      Była wdzięczna Nat za to, że tak dobrze ją rozumiała. Zawsze zamieniała każdą chwilę niepewności i zawahania w łagodną czułość... zdawałoby się niezobowiązującą, lecz obie wiedziały, że setki drobnych gestów, których doświadczyły wytyczają drogę ich miłości. Znaczyły tyle samo, ile będzie znaczył ich pierwszy pocałunek. Pierwsza noc. Wiedziała, że w końcu będzie gotowa. Można poczekać. Miały czas.

      Natasha położyła się na łóżku pierwsza i zaczekała aż jej śliczna Wandzia do niej dołączy. Przytuliła ją mocno, gdy tylko ta się przy niej ułożyła, jak najbliżej. Pogłaskała jej szczupłe plecy, ucałowała wierzch głowy. Wyczuła jak dziewczyna się rozluźnia.

      - Już w porządku, Wandziu. Kocham cię.

      - Ja ciebie też, Nat, wiesz?

      Zaśmiała się w jej włosy. Jak mogłaby nie wiedzieć? Ceniła każde spojrzenie, każdy gest, którymi była obdarzana przez Maximoff. Znaczyły dla niej wszystko. To nic, że nie potrafiła się na razie zdobyć na zbliżenie, nawet pocałunek. Nic ich nie ominie. Łączyła je miłość i wiedziała, że to ominie każdą przeszkodę. Wyczuwała przyczynę. Wandzia zbyt wiele wycierpiała, miała problem przed konkretniejszą bliskością z obawy, że znów przeżyje stratę. Ta wrażliwa dziewczyna bała się bólu, nie winiła jej za to, kochała ją i wiedziała, że sprawi, że strach zniknie.

      Umiała cierpliwie czekać nawet wtedy, gdy serce krzyczało, że potrzebuje jej bliżej, jeszcze bardziej. Kochała ją. Potrafiła dla niej zrobić wszystko, potrafiła dla niej tęsknić za zbliżeniem. Wszystko dla niej. Wszystko.

      Wiedziała, że nadejdzie czas, gdy wszystkie wahania zanikną, już dobrze wiedziała jak tego dokonać. Wystarczą drobne gesty wynikające z uczucia, jakim ją darzyła. Nie bała się wiary w ich więź, wiedząc, że jest silniejsza od strachu. Potrzeba tylko trochę czasu. Za każdym razem, gdy się przytulały, okazywały sobie uczucie i zaufanie, lęk malał. W końcu zniknie. I wtedy będą już razem w każdy możliwy sposób.

      Tuliła Wandę, czując jej dłonie na swojej sylwetce i czując się szczęśliwą. Miała w sobie przekonanie, że czeka je w życiu wszystko. Miłość. Bliskość. Pocałunki. Wszystko.







Scarletwidow: Setki drobnych gestówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz