Obie chciały

282 31 7
                                    

      Miała wrażenie, że idąc, przedziera się przez wodę utrudniającą jej ruchy. Jej kroki były powolne, lekko zachwiane, niepewne, mimo że chciała biec. Chciała biec. Potrzebowała jak najszybciej znaleźć się przy Natashy, poczuć jej dotyk, spojrzeć w oczy, usłyszeć zapewnienie, że nic się nie stanie, że nic ich nie rozdzieli. Chciała biec. A jednak szła wolno, bojąc się, że usłyszy od ukochanej, że mogą siebie stracić. Bała się, że usłyszy prawdę.

      Nie wiedziała jak poradzić sobie z narastającym lękiem. Tylko ukochana mogła go ukoić, a jednak czuła, że tym razem się nie uda, że będą bały się obie. Jeszcze tak niedawno były szczęśliwe, spokojne, pewne wspólnego życia. Wszystko stało się tak nagle. Thanos. Groźba wojny mogącej zmieść tyle żywych istot. Tak mało czasu, który pozostał. Tak wiele obietnic... złamanych...

      (Pietro)

      ...oraz tych czekających aż zostaną złamane. Nie chciała stracić ostatniej osoby, która sprawiła, że mogła z kimś tworzyć całość. Nie mogła stracić Natashy. Kochała ją, nie przeżyje bez niej, nie poradzi sobie z kolejnym nieszczęściem. Nie zniesie jej straty. Zrobiłaby dla niej wszystko, oddałaby życie... ale wiedziała, że żadna nie mogłaby żyć bez drugiej. Klęska wisiała w powietrzu. Każdy się bał. Każdy miał smutek w oczach. Każdy z rodziny. Każdy starał się wierzyć... i każdy poddawał się lękom.

      Zapukała delikatnie do pokoju ukochanej i nie czekając na zaproszenie, wsunęła się do środka, zamykając za sobą drzwi. Zastała ukochaną przy oknie, i kiedy ona się do niej odwróciła... zobaczyła w niej tak wielki niepokój, że aż ją zmroziło. I wtedy zadziałał impuls, który wręcz popchnął ją w jej stronę. Podeszła, nieomal podbiegła, do niej szybko, kładąc natychmiast dłonie na jej policzkach, wczuwając się w ciepło jej skóry, jakby mogła doświadczać tego po raz ostatni. Natasha objęła ją w pasie i wpatrywały się w swoje twarze, oddychając trochę zbyt niespokojnie. Zerknęła na jej usta, były takie pełne, piękne... i zapragnęła doznać ich smaku. Zapragnęła doznać smaku całej ukochanej. Jej ciała, dotyku, bliskości fizycznej. Wszystkiego. Miały na to ostatnią szansę. Pierwszy raz czuła, że nie boi się zbliżenia, pocałunku... Widziała po Nat, że ona także tego pragnie. Obie chciały.

      Pogłaskała jej policzek, zjeżdżając dłonią aż do szczęki, pogładziła i przeniosła opuszki palców na jej usta. Wyczuła na nich jej drżący oddech. Pozwalała doświadczać im wrażeń, których zawsze pragnęły, które zaraz miały je ze sobą połączyć. Pierwszy pocałunek, pierwsza fizyczność w bliskości... poczuła smutek na myśl, że tak długo zwlekała, że tyle się bała... i naraziła je na to, że to, co pierwsze mogło pozostać już ostatnim. Ręce Natashy gładziły ją subtelnie po bokach, zapominała się w poczuciu bezpieczeństwa... a jej dotyk pobudzał uśpione pragnienia. Przeniosła dłoń z jej warg na policzek i znów pogładziła, starała się zapamiętywać wrażenia, jakie towarzyszyły ich subtelnemu kontaktowi. Uniosła się nieco na palcach, by móc pocałować swoją Natashę, lecz ona bardzo delikatnie położyła dłoń na jej ustach.

      - Też tego pragnę, Wandziu. Bardzo mocno, wiesz o tym. - Nat uśmiechnęła się czule i trochę smutno - Chcę, byśmy mogły zaczekać. To obietnica. Nie stracimy siebie. To będzie motywacja, żebyśmy mogły do siebie wrócić. To obietnica, że przeżyjemy dla siebie.

      - Nat, ale...

      - Nie chcę, żeby nasz pierwszy pocałunek smakował jak pożegnanie. I nie chcę, żeby nasza bliskość smakowała jak pożegnanie. Zasmakujemy siebie. Zobaczysz. Tylko musisz w to wierzyć. Tylko musisz dla mnie przeżyć. Ja obiecuję, że dla ciebie przetrwam. Teraz ty.

      Tylko Natasha potrafiła tak na nią wpływać, tylko ona potrafiła dać jej tak wielką nadzieję. Uwierzyła jej, zaufała słowom ukochanej, która nigdy nie złamała żadnej obietnicy, którą jej złożyła. Poczuła się bezpiecznie, wiedziała już, że żadnej z nich nie stanie się krzywda. Nat jej to obiecała. Ucałowała ufnie jej policzek, oddając się poczuciu spokoju i miłości. Nic im się nie stanie. Zwyciężą. Teraz to wiedziała.

      - Przyrzekam, że dla ciebie przeżyję, Nat. - szepnęła - Kocham cię.

      - Ja też cię kocham, Wandziu.

      Natasha objęła mocno ukochaną, składając słodki pocałunek na czubku jej głowy, kochała miękkość jej włosów, ich zapach. Kochała w swojej wrażliwej Wandzi wszystko. Przelewała na nią swoje uczucie i wiedziała, że dokonała tego, czego potrzebowały obie. Dała im wiarę. Nadzieję. Wyczuwała w Wandzi spokój i to tak bardzo koiło jej serce... a jednak trochę się bała. Wiedziała, że nie może pozwolić, by ten lęk się uwidocznił. Musiała zachować go dla siebie. I pokonać. Dla Wandzi.

      Nie mogła znów narazić jej na stres tuż po tym jak udało się ją uspokoić. Bała się tylko trochę. Obiecały sobie, że jak wszystko się skończy, wrócą do siebie i będą bezpieczne. I już nic ich nie rozdzieli. Nie ma silniejszych obietnic. Te złożone z miłości są nie do złamania. Nie zawiedzie ukochanej.

      Pogładziła ją lekko po plecach, a ufność, z jaką Wandzia jeszcze bardziej do niej przylgnęła sprawiła, że cichutko się zaśmiała. Ten moment sprawił, że poczuła się szczęśliwa. Wanda tego dokonała. Mając ją tak blisko mogła uwierzyć we wszystko. Mogła uwierzyć, że nawet walący się świat ich nie rozdzieli. Nic nie przerwie ich miłości. Złożyły sobie obietnicę.

      - Nat?

      Drgnęła lekko wytrącona z myśli, odsunęła się, by móc spojrzeć w jej twarz, lecz wciąż trzymała ją blisko. Lubiła czuć jej szczupłą talię pod dłońmi. Parzyła w jej spokojne oczy i czekała na słowa.

      - Jesteś niesamowita, wiesz? Tylko ty potrafisz sprawić, że przestaję się bać. Tylko przy tobie czuję się bezpiecznie. Wiem, że nigdy mnie nie zawiedziesz. Dopóki cię nie poznałam, nie wiedziałam, że można kochać w taki sposób. Dziękuję ci, Nat. Jesteś moją miłością. Moim życiem.

      - Wandziu...

     Przygarnęła jej ciało do siebie, by utulić tak mocno jak tylko była w stanie. Chciała w ten sposób podziękować za piękno uczucia, jakie mogły razem dzielić. Była tak bardzo wdzięczna, tak bardzo kochała sposób, w jaki mogła doświadczać ich miłości. Wandzia była wobec niej tak bardzo otwarta, ufna. Wyrwała ją z cierpienia i obdarowywała wszystkim, czym tylko mogła. Obdarowywała ją sobą. Tyle im było potrzebne, by mogły być szczęśliwe. Ufała w to, że nikt im tego nie odbierze. Nie istniała taka możliwość. Żadna tragedia nie była silniejsza od ich uczucia.

      Wsłuchiwała się w jej ukojony oddech, czuła go na szyi i pozwalała im na tę bliskość wiedząc, że niedługo świat będzie się walić. I mimo tego także była spokojna. Groźba zniszczenia, zagłady, straty... to wszystko przestało istnieć, gdy złożyły sobie obietnicę. Przeżyją dla siebie. I uratują bliskich. Steve'a. Bucky'ego. Sama. Każdego. Nikt już nie będzie musiał cierpieć. Złożyła na głowie ukochanej kolejny pocałunek, a ona westchnęła w jej szyję lekko, upojnie. Istniała siła potężniejsza od strachu i bólu. Miłość.


     

Scarletwidow: Setki drobnych gestówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz