Wyjaśnione niewyjaśnione

473 32 3
                                    

Marlena przez pół nocy snuła najrozmaitsze teorie spiskowe dotyczące domniemanego zboczeńca. Słuchałam jej półprzytomna, zbyt zmęczona wydarzeniami dnia i zbyt zaskoczona nagłym obrotem spraw w moim krótkim życiu.

Nigdy bym się nie spodziewała, że ktoś taki mógłby zwrócić na mnie uwagę. Tym bardziej, że na mnie nikt nigdy nie zwracał uwagi.
To wszystko było tak absurdalne, że gdy odprowadzałam Marlenę do domu, nawet nie zdawałam sobie sprawy, co mnie może takiego absurdalnego czekać w przyszłości.

Nieustannie widziałam jego twarz. Zwykle coś takiego miałam, gdy za kimś bardzo nie przepadałam i spojrzawszy na śmietnik, przypominałam sobie o istnieniu tej osoby. To jednak było coś innego. Ja o nim po prostu nie potrafiłam zapomnieć. I pomyśleć, że chciałam wczoraj zaatakować go kijem.

— O czym tak myślisz? — zapytała Marlena, ściągając mnie na ziemię prawdopodobnie ósmy raz tego dnia. Minę miała zatroskaną.

— O niczym. — skłamałam.

Bardzo nie lubiłam kłamać. Co prawda wychodziło mi to wspaniale, ale nawiedzające mnie później wyrzuty sumienia były nie do zniesienia.

— O tym zboczuchu, co nam uciekł? Daj spokój, jeszcze go znajdziemy. — zapewniła mnie, uśmiechając się miło.

Marlena musiała wrócić do domu z jednego prostego powodu: jej ojciec, który swoją drogą jest alkoholikiem, w niezwykle brutalny sposób o to poprosił. Wiedziałam, że po powrocie czeka ją awantura i bardzo chciałam temu zapobiec, ale nie mogłam nic zrobić. Jestem tylko zwykłą siedemnastolatką.

Pożegnałyśmy się czułym uściskiem.

Wracając do siebie, nadal rozmyślałam o tej całej chorej sytuacji.
Zapewnie zachowałam się wczoraj jak jakaś kretynka przed Krzysztofem. Panem Krzysztofem. Bosakiem. Jak ja mam na niego mówić? Może pan prezydent?

Postanowiłam do niego napisać. Serce waliło mi jak młot, gdy otworzyłam konwersacje z nim.

"Życzę Panu miłego dnia."

Brzmi bardzo oficjalnie. Chyba nawet za bardzo...
Nic nie poradzę. No bo chyba mu nie napiszę, że nawiedza mnie wizja ślubnego kobierca, gdy mówimy sobie "tak" przed ołtarzem.
Wysłałam wiadomość.

Dotarłszy do domu, cicho przemknęłam się do swojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko, nie wiedząc, co ze sobą zrobić.
Wyciągnęłam telefon z kieszeni jeansów i odpaliłam Google. Postanowiłam trochę więcej dowiedzieć się o swoim stalkerze.

Po wpisaniu jego imienia i nazwiska, pojawiło się mnóstwo artykułów dotyczących jego osoby.
Zaczęłam przeglądać.

« Bosak zaprezentował "piątkę dla gospodarki". Co zawiera? »
3 dni temu

« Krzysztof Bosak proponuje delgomerację zamiast podziału ... - RMF 24 »
19 godzin temu

Postawiłam wejść na jego konto na Twitterze.

« Lecimy w trasę na spotkania: dziś Iława i Olsztyn. Początek podróży z @TudujKrzysztof, z którym robię naradę w trasie w sprawie finału kampanii w piątek. Później Krzysiek wraca z trasy do Warszawy, ja przesiadam się do busa i wraz z ekipą @bosak2020 realizujemy dalszy plan »
7 godzin temu

 Później Krzysiek wraca z trasy do Warszawy, ja przesiadam się do busa i wraz z ekipą @bosak2020 realizujemy dalszy plan » 7 godzin temu

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Słodkie zdjęcie. Uśmiechnęłam się do siebie. Przynajmniej teraz wiem, co robi. Czułam się troszeczkę jak prześladowca, ale ja w przeciwieństwie do niego nie pisałam dziwnych smsów z jednoznacznie chorą treścią.

Telefon zawibrował w moich rękach, a ja z przejęcia go upuściłam na twarz.
Przeklinając, sprawdziłam powiadomienie: wiadomość od Stalker z widłami.

"Również tego Pani życzę."

Cieszyłam się jak głupia do sera, widząc te cztery słowa.
Co mam mu odpisać? Zapytać: co robi, jak się czuje?
Nie musiałam jednak pisać nic więcej, ponieważ dotarła do mnie kolejna wiadomość.

"Nasza wczorajsza rozmowa jest wciąż niedokończona."

Przypomniałam sobie, jak go spławiłam, strasząc "psychiczną" przyjaciółką z kijem. Ogarnął mną wstyd, ale co innego mogłam wtedy zrobić? Groziło mu przecież niebezpieczeństwo.

Odpisałam szybciej niż zmiana koloru świateł na rogu ulicy.

"To prawda."

Musi być w trasie, skoro ma czas na pisanie do mnie. Coś niesamowitego, właśnie prowadzę konwersację z Krzysztofem Bosakiem. Chciałam skakać do sufitu.

"Oczekujesz, żebym Ci wszystko wytłumaczył?"

Czy oczekuję? Oczywiście. Te nagłe przejście z oficjalnego tonu...
Już go lubię. Co ja mówię... ja go kocham.

"Byłoby mi miło."

Na odpowiedź nie czekałam długo. Chociaż każda minuta dłużyła mi się niczym godzina, cierpliwie czekałam.

"Mówiłem wczoraj, że poważnie mnie zaintrygowałaś. Ta wiadomość z patrzeniem była oczywiście swego rodzaju żartem. Ale chyba Ty bardzo się nią przejęłaś."

To była prawda. Nie oddychając, czytałam dalej.

"Wspomniałem o chłopaku, który Cię zna. Był na tyle nieodpowiedzialny, że bez żadnego sprzeciwu podał mi Twoje dane i numer. To było bardzo śmieszne."

Ja nie widziałam w tym absolutnie nic śmiesznego. Krzysztof Bosak proszący randomowego chłopaka o moje imię... Przecież to jest przerażające.

"Jeśli mogę Pana spytać: co to był za chłopak?"

Zaczynamy śledztwo.

"Przedstawił się jako Marcin."

Nie mogłam (lub nie chciałam) w to uwierzyć. Jedyny Marcin, który był mi znany, był moim kuzynem. Mieszkał niedaleko mnie, bo w sąsiednim bloku. Rzeczywiście nigdy nie okazywał większej inteligencji, ale żeby rozdawać mój numer obcym ludziom? To już jest niepojęte!

"Chyba chodzi o mojego kuzyna."

Co za wstyd. Teraz pewnie pomyśli, że ja też jestem taka głupia... Czułam się z tym okropnie.

"Napiszę do Ciebie później. Naród wzywa."

"Ok."

Nie miałam pojęcia, co ze sobą teraz zrobić. Co to znaczy te "później"? Pewnie już nigdy więcej do mnie nie napisze, znając moje szczęście. Straci te swoje zainteresowanie znacznie szybciej niż je zyskał.
Chciałam się zapaść pod ziemię.

Przez resztę dnia śledziłam jego konta na mediach społecznościowych. Była to kopalnia informacji — legalna i otwarta dla wszystkich.

Miałam nadzieję, że się w najbliższym czasie spotkamy.

Boso przez miłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz