Prawicowa ponad miarę

428 25 9
                                    

Leżałam na czymś bardzo miękkim. Wokół mnie roztaczała się aura smutku i przygnębienia (słyszałam czyjś płacz), coś dudniło tępo, a ciche pikanie wydobywało się z zapewne jakiegoś urządzenia obok mojego lewego ucha.
Spróbowałam delikatnie otworzyć oczy. Oślepiało mnie jasne światło padające wprost na moją twarz, a powietrze było ciężkie i miało bardzo charakterystyczny zapach.

— Umarłam? — zapytałam samą siebie. Mógł głos był słaby i chrapliwy.

Chciałam wstać. Ale gdy tylko spróbowałam to uczynić, poczułam ból w lewym przedramieniu, rozchodzący się stopniowo po całym ciele.
Natychmiast się położyłam.

— Kochanie, obudziłaś się... — ktoś położył mi dłoń na policzku i pogładził go z troską.

Byłam pewna, że to moja mama.

— Ja nie żyję? — zapytałam cicho, mając zamknięte oczy. Te światło bardzo mnie drażniło.

— Co za debilizmy ona gada, może ma uszkodzenie mózgu? — ten głos był inny, ostrzejszy i pełen rozbawienia. — Ta lampa mnie wkurza, przesunę ją.

Światło zniknęło, coś szurnęło głośno, a ja kaszlnęłam dwa razy.

Otworzyłam oczy. Znaczy jedno, prawe, ponieważ drugie miałam w dziwny sposób zakryte. Nic nim nie widziałam.

— Co jest? Co się stało? — zapytałam, a w chwilę później ktoś przyłożył mi kubeczek z wodą do ust.

Co za wspaniały człowiek, akurat tego właśnie potrzebowałam.
Napiłam się.

— Dwa dni temu zostałaś pobita... — głos mamy drżał: ale dlaczego, co było tego powodem? - Bałam się, że już się nie obudzisz...

Pojedyncza łza spłynęła jej po policzku, gdy tak na mnie patrzyła.

Przypomniało mi, co się stało. Na wspomnienie tego wydarzenia poczułam ostry ból w klatce piersiowej.

— Nie płacz, proszę. Dlaczego Marlena nie czuwa przy łóżku chorej przyjaciółki? — zapytałam.

Już wiem, dlaczego miałam taki głos. Przez nos wprowadzoną miałam rurkę, która trochę zmieniała brzmienie wypowiadanych przeze mnie słów. To strasznie ohydne, taka rurka.

— Przecież tu jestem, idiotko. — odwróciłam głowę na lewo, w stronę dobiegającego głosu. — Mówiłam, że jej coś z głową się stało. Nikt mnie nie słucha.

Moje usta rozciągnęły się w krzywym uśmiechu.

— Sama masz coś z głową.

Mama rozpłakała się na dobre. Nie wiedziałam, co zrobić, jak ją w tej sytuacji pocieszyć.
Przecież żyłam, niepotrzebny jest taki płacz.

Marlena wstała i okrążyła moje łóżko, by móc przytulić mamę. Prawdopodobnie bardzo na nią to podziałało, bo minutę później była troszkę spokojniejsza.

— Kochanie, tylko się nie denerwuj, dobrze? Muszę ci coś powiedzieć. — złapała mnie niepewnie za dłoń.

Dlaczego mam się nie denerwować? O co tu chodzi?
Marlena miała grobową minę.
Z trudem podniosłam się do pozycji siedzącej.

— Ten mężczyzna... który ci to zrobił... — łkała cicho między wypowiadanymi zdaniami. — ...przez niego straciłaś lewe oko.

Nie dotarło to do mnie za pierwszym razem. Słowa mamy odbijały się echem w mojej głowie, wirując jak huragan.
Gdyby nie powaga sytuacji, uznałabym to za żart.

Boso przez miłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz