Otwórz drzwi, Śnieżko

520 25 36
                                    

Chciałam już wyjść z tego cholernego szpitala. Mój stan szybko poprawiał się z dnia na dzień, a ja sama tryskałam świetnym humorem.

Mama i Marlena nie codziennie mogły dotrzymywać mi towarzystwa, ale nie przejmowałam się tym aż tak bardzo.
Odkąd odwiedził mnie Krzysztof, wszystko zaczynało się w jakiś sposób układać. I nawet Marlena już nie śmiała się z mojego pirackiego wyglądu, a mama tak często nie płakała. Jej łzy powodowały, że też chciałam płakać.

W najbliższym czasie miałam otrzymać protezę oka, zrobioną kropka w kropkę do tego utraconego. Moim zdaniem wkładanie czegoś takiego i wyciąganie, by przykładowo móc to wyczyścić, było po prostu ohydne.
Nie mieć jednego oka to nie taka straszna sprawa — może i widziałam jakby troszeczkę mniej oraz w inny sposób, ale nadal widziałam. Marlena miała rację, muszę się cieszyć, że w ogóle mam chociaż to jedno oko i coś widzę.

Pewnego słonecznego popołudnia do mojej sali wszedł facet z bukietem pięknych róż o kolorze rubinu. Wyglądał na bardzo ponurą osobę i zwracał się do mnie smutnym tonem głosu, jakbym leżała na łożu śmierci.

— Pani... Maria Zawadzka? — zapytał, upewniwszy się co do danych, czytając je z kartki.

Kiwnęłam głową, potwierdzając jego słowa.

— To dla pani. — położył je na stoliku nocnym, po czym ponownie spojrzał na kartkę. — Od... pana prezydenta, cokolwiek to ma znaczyć. — był najwyraźniej oburzony tym, że musiał przekazywać mi tą informację.

Zaczerwieniłam się po uszy. "Pan prezydent" było nowym pseudonimem Krzysztofa. Twierdził, że bardzo mu się on podoba i jest na swój sposób podniecający.
Bosak ostatnio stał się dość bezpośredni w naszych rozmowach.

— D-dziękuję. — powiedziałam nieśmiało do mężczyzny, a on bez słowa wyszedł.

Wzięłam kwiaty w dłonie. Były naprawdę śliczne.
Ostatnim czasem ja i Krzysztof często SMSowaliśmy ze sobą, co cieszyło mnie jak nic. Przez takie wiadomości nie byłam taka nieśmiała i czasami pisałam jak grzesznica.

Oczywiście Bosak nieugięcie walczył o każdy głos z Dudą; ta walka wymagała wiele siły, kilkunastu asów z rękawa i mnóstwa jeżdżenia po całym kraju. Śledząc jego zmagania w sieci, robiło mi się tak jakoś miło, gdy obserwowałam trud, który wkładał absolutnie we wszystko.
Gdyby został prezydentem, to miałby znacznie mniej czasu na naszą relację niż obecnie. Ze wszystkim wiążą się jakieś konsekwencje, często są przykre. Może oczekiwałam za dużo? Jestem jakaś psychiczna.

To moja ostatnia noc w tym przeklętym szpitalu. Na całe szczęście, ponieważ bardzo nie podobał mi się panujący tu zapach i tęskniłam za domem. Za normalnym spędzaniem czasu. Za moimi czterema ścianami. No i oczywiście za kotami.

Nie mogłam się doczekać momentu, gdy wespnę się po schodach na trzecie piętro i przejdę przez próg domu. Tak się ekscytowałam, że z przejęcia ciężko było mi zasnąć.
Śniłam o babeczkach jagodowych i kijach do baseballu.

~~~

— Wszystko dobrze, już wszystko dobrze... — szeptała mi mama, trzymając mnie kurczowo za dłoń. — Marysiu, spokojnie, nic ci nie grozi...

Oddychałam ciężko, wyrwana z największego koszmaru, jaki mnie spotkał w życiu.
Wciąż czułam te ciosy, słyszałam krzyki...

— Już spokojnie, jesteś bezpieczna...

Wcale się tak nie czułam. On nawiedza mnie nawet teraz, nawet jak śpię. Nigdy mnie nie zostawi, nigdy nie da spokoju.

Mama przytuliła mnie do swojego ciepłego ciała. Za pomocą tego uścisku przekazała mi tak wiele, że przestałam się szamotać. Gładziła mnie po plecach, szepcząc cicho moje imię.

Boso przez miłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz