Jak się poznaliście? cz.2

1.5K 22 8
                                    


Derek:

Piątek, piąteczek, piątunio. Dzisiaj nareszcie ostatni dzień nauki. Wyszłam z tej budy i wracałam piechotą do domu. Podczas drogi obmyślałam, jaką niespodziankę mogę zrobić dla mojego przyjaciela na urodziny. Nie przywiązywałam zbytniej uwagi do drogi jaką pokonywałam. Zastanawiałam się, czym mogłabym zaskoczyć Davida w tym roku. Nagle z rozmyśleń wyrwała mnie gałąź, o którą uderzyłam. Poskutkowało to moją utratą równowagi, przez co wylądowałam na ziemi.

- Świetnie. Czemu akurat wtedy, gdy nałożyłam nowe spodnie? - mruknęłam do siebie załamana.

Gdy już wstałam, rozejrzałam się wokół. Zamiast w parku, znajdowałam się teraz w lesie. W tym lesie w Beacon Hills. Zastanawiałam się jak mogło do tego dojść, gdy nagle usłyszałam za sobą szelest. Odwróciłam się szybko i dostrzegłam oczy wilkołaka, którego ściga od jakiegoś czasu rodzina Argentów. Przerażona zaczęłam uciekać ile sił w nogach. Biegnąc starałam się naciągać gałęzie drzew tak, aby spowolnić bestię. Nagle usłyszałam głośny huk.

Wilkołak zderzył się z ziemią. Postanowiłam wykorzystać sytuację i wdrapać się na drzewo. On jednak szybko się podniósł i zobaczył, jak usadawiam się na jednej z gałęzi. Podbiegł do odpowiedniego drzewa i zaczął w nie udarzać. Trzymałam się jak najmocniej, lecz po paru minutach dosłownie wisiałam nad ziemią i brakowało centymetrów, aby wilkołak rozerwał mnie na strzępy. Kiedy gałąź osunęła się niżej, poczułam silne ukłucie w brzuchu. Przygotowałam się na najgorsze. Nagle jakaś inna, nadprzyrodzona istota rzuciła się na wilkołaka, który chciał mnie złapać. Zaczeli się tłuc. Niestety ten wielki wygrywał. Po chwili rozległ się głośny ryk i bestia uciekła. Mój wybawca odwrócił się w moją stronę i pomógł mi zejść z drzewa.

- Co ty tu robisz? Chciałaś żeby "to" cię zabiło? - zapytał, gdy już oboje staliśmy na ziemi.
- Po pierwsze to cześć, po drugie dziękuje za uratowanie mi życia, a po trzecie nie "to" tylko wilkołak, podobnie jak ty.
- To ty o wszystkim wiesz?
- Oczywiście, że wiem. Wszystkie podejrzenia zaczęły się od Scotta McCalla. Ale spokojnie, nikomu nie mówiłam o swoich odkryciach. Tak wogóle to jestem (y.n.) - przedstawiłam się.
- Derek. - powiedział lekko zszokowany.

Uśmiechnęłam się i poprosiłam go, aby odprowadził mnie do domu. W drodze powrotnej opowiedziałam mu o całej historii, jak dowiedziałam się o świecie nadprzyrodzonym. Kiedy wychodziliśmy z lasu, nagle poczułam ostry ból brzucha i zgięłam się wpół. Derek chwycił mnie i zaniepokojony zaczął wypytywać, gdzie mnie boli. Pokazałam mu odpowiednie miejsce i okazało się, że jest tam wiele krwi. Mężczyzna położył mnie na ziemi, po czym odsłonił lekko koszulkę i zaniemówił.

- Co się dzieje? - zapytałam ździwiona jego milczeniem.

Derek nie mógł wydusić z siebie ani słowa, więc podniosłam się na łokciach, żeby zobaczyć o co chodzi. Na swoim brzuchu ujrzałam ślad po ugryzieniu wilkołaka. Derek odezwał się pierwszy po kolejnej chwili milczenia.

- I co, cieszysz się, że być może zostaniesz jedną z nas? - zapytał z lekkim uśmiechem na ustach.

Odwzajemniłam uśmiech, po czym momentalnie posmutniałam.

- Domyślam się, że ten smutek to z tego powodu, że możesz umrzeć.
- Nie pomagasz.
- Spokojnie, nie martw się, na pewno wszystko będzie dobrze. - ponownie się uśmiechną i pomógł mi wstać.

Oboje dziwiliśmy się, dlaczego tak późno zoriętowałam się, że zostałam ugryziona. Ostatecznie doszliśmy do wniosku, że to wpływ adrenaliny tak na mnie zadziałał. Dodatkowo przez to, że miałam na sobie czarną bluzkę, Derek nie zauważył wcześniej na niej krwi.

Niedługo potem dotarliśmy pod mój dom. Pożegnaliśmy się i obiecaliśmy sobie, że jeszcze nie raz się spotkamy. Weszłam do mieszkania i od razu poszłam pod przysznic. Dość dużo czasu tam spędziłam, a po wyjściu, zmęczona wydarzeniami dzisiejszego dnia, szybko pobiegłam do mojego pokoju. Zanim się położyłam, podeszłam jeszcze na chwilę do lustra. Podciągnęłam koszulkę i oniemiałam z radości. Moja rana się zagoiła, byłam już w pełni wilkołakiem.

- Tylko jak ja się teraz nauczę kontroli? - pomyślałam, lecz wtedy przypomniałam sobie o Dereku i szczęśliwa położyłam się spać.

Peter:

Właśnie dojechałam z rodziną do kościoła, na mszę pogrzebową cioci mojej siostry ciotecznej Allison. Miała ona na imię Kate i z tego co wiem, to nie ustalono jeszcze, kto ją zamordował. Po mszy wszyscy pojechaliśmy na cmentarz. Stojąc tam, usłyszałam czyjś głos za sobą, więc się odwróciłam.

- Słucham? Coś do mnie mówisz? - zapytałam.
- Nie.- warknął.
- Spokojnie, nie denerwuj się. A tak właściwie to kim jesteś dla Kate, jeśli mogę spytać, bo chyba Cię nie kojarzę?
- Powiedzmy, że jestem znajomym Kate, która pare lat temu spaliła mój rodzinny dom.
- Bardzo mi przykro.
- Przyjechałem świętować jej śmierć. Tak wogóle to się nie przedstawiłem. Jestem Peter.
- (y.n.)- odpowiedziałam.
- Miło poznać.
- Pewnie nienawidziłeś Kate.
- Nienawidziłem to mało powiedziane. Jeszcze pare dni temu chciała mnie zabić, na szczęście w porę zareagowałem.
- Czyli to Ty ją zabiłeś?!
- Kurde! Nikomu o tym nie mów. Jasne?
- Ale przecież...
- Zrozumiano? - zapytał stanowczo raz jeszcze, a ja poczułam jak przeszył mnie dreszcz.
- Dobrze. Niech będzie.- odparłam.

Niedługo potem wszyscy zbieraliśmy się, aby jechać na stypę. Niestety nasz samochód się zepsuł, a na pomoc trzeba było zbyt długo czekać, więc moi rodzice zabrali się z rodziną Allison. Pechowym trafem dla mnie zabrakło miejsca.

- Ja mogę Cię podwieźć. - usłyszałam za sobą znajomy głos i się odwróciłam. To Peter zaproponował mi podwózkę.
- W porządku. Chyba nie mam innego wyjścia. - powiedziałam i wsiadłam do jego auta.

Preferencje Teen WolfOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz