Uciekajaca

9.5K 462 33
                                    

  Dean wyprowadza mnie przez główne drzwi. Dookoła nas panuje takie zamieszanie, że nikt nie zwraca na nas uwagi. Ludzie biegną, pokrzykują coś lub idą nie rozglądając się na boki.

  — Co tu się dzieje? — pytam, gdy zatrzymujemy się przy aucie. Dean jednak nie odpowiada, tylko wskazuje bym wsiadła. — Nie jadę póki mi nie powiesz — mówię stanowczo i nawet nie drgnę widząc jego minę.

  — Powiem ci po drodze! — warczy, ale ja tylko kręcę głową. Nie wiem skąd bierze się we mnie ten upór. Widać taka natura.

  — Nie pojadę, jeśli tak będziesz mnie traktował — mówię nie uginając się pod ciężarem jego spojrzenia.

  — Matko, jak ty jesteś uparta — stwierdza. — Max zorganizował twoją ucieczkę, bo chcieli cię zabić.

  — Zresetować — poprawiam go.

  — Nie, zabić. Wsiądź do auta to wszystko ci opowiem.

  — A dlaczego oni tak biegają? Co tu się dzieje? Tu, w Agencji?

  — Wysadziliśmy magazyny i rozprzestrzeniliśmy gaz mamiący. Wszystko, żeby cię stąd wyrwać. Dziewczyno wsiadajże, bo zaraz wszystko pójdzie na marne!

  Jedna odpowiedz rodzi kolejne pytania, ale nie chcę już ich zadawać. Nie teraz.

  — Ok. Jedźmy, żebyś mógł dotrzymać słowa dziewczynie.

  Ruszamy z piskiem opon. Nadal nikt nas nie zatrzymuje, mimo że ośrodek Agencji jest dobrze strzeżony. Dopiero przy bramie ktoś zastępuje nam drogę, ale Dean traktuje go niczym pachołek i uderza z impetem przeszkodę.

  Wzdrygam się na dźwięk uderzonego ciała.

  — Mogłeś go ominąć!

  — A ty mogłaś szybciej wsiąść do auta.

  — Zabiłeś właśnie człowieka! – Nie wierzę w to co słyszę. Co za burak z niego.

  — A ilu ty zabiłaś? Nagle ci się zrobiło żal jednego z nich? Nie bądź śmieszna!

  Jego odpowiedź mrozi mnie. O czym on do cholery mówi?

  — Nikogo nie zabiłam!

  — Ale podobni tobie tak. A ty powinnaś być wdzięczna, że wiozę ci tyłek i ryzykuję życie dla kogoś takiego jak ty.

  — Zatrzymaj się! Słyszysz? Natychmiast się zatrzymaj! — krzyczę szarpiąc go za ramię.

  — Weź się uspokój — parska jakbym w ogóle nie zaczęła szamotaniny z nim. Fakt, jest postawny, ale nie aż tak, by nie czuć moich uderzeń. — Zabijesz nas oboje i na tym się skończy!

  — Zatrzymaj się!

  Nagle unoszę się z fotela i uderzam w deskę rozdzielczą. Dean zatrzymał auto. Przez chwilę jestem oszołomiona, a ręka pulsuje mi jakby ktoś uderzył w nią młotem. Rana po postrzale znowu o sobie przypomina.

  — Oszalałeś? — wrzeszczę otwierając drzwi i wychodząc na zewnątrz. Chłodne powietrze. Potrzebuję tego, by lepiej myśleć.

  — Ty niczego nie rozumiesz, prawda?

  — Bo niczego mi nie wytłumaczyłeś? Człowieku, obudź się do cholery!

  Jestem wściekła na niego, na Maxa, na Agencję. Nie wiem co się dzieje i nikt nie chce mi nic wytłumaczyć.

  Nagle dostrzegam dwa punkciki wyłaniające się z nocy, gdzieś za nami.

  — Wskakuj — krzyczy Dean, a ja posłusznie ładuję się do samochodu. Ruszamy, ale „oczy nocy" są coraz bliżej.

  — Może nas nie ścigają? — rzucam i w tym samym czasie uzyskuję odpowiedź w postaci serii strzałów. Jeden pocisk rozbija lusterko po mojej stronie.

  — Chyba jednak ścigają — odpowiada Dean jadąc zygzakiem i wymijając wielką ciężarówkę przed nami.

  Jedziemy przez miasto, ale jeszcze kilka domów i wyjedziemy na pustkowie, gdzie pościg nas dogoni. Muszę coś wymyśleć. Myśl, myśl!

  — Zatrzymaj się — wrzeszczę. — Skręć za ten dom i zatrzymaj się. Wiem jak się ich pozbyć.


NaznaczonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz