Solidarność niewłaściwa.
Vernon miał szczerze dosyć panoszącej się jak niegdyś zaraza Catriony szlacheckiej narady, która odbywała się teraz w zamku La Valettów i związanego z tym nowego porządku, który ma nastąpić po śmierci króla Foltesta. Oprócz tego, że w mieście brakowało wina to nastał prawdziwy burdel, którego nikt nie miał zamiaru posprzątać. Pretendenci do korony, którymi byli nie kto inny jak hrabia Maravel i baron Kimbolt byli zwykłymi karaluchami sugerującymi wszystkim swoją należność od korony. To dzieci Foltesta miały prawo do niej i nikt inny.
I jeszcze ten chędożony smok pojawiający się znikąd.
Skąd La Valettowie w ogóle go wytrzasnęli ?
Gdyby nie to wielkie bydle, które jakimś dziwnym trafem zżerało tylko jego ludzi możliwe, że udało by mu się zniweczyć plan zamordowania jego władcy. Teraz Temeria go nie posiada co znacznie osłabia jego pozycję na arenie międzynarodowej. A banda wciąż kłócących się szlachetków jeszcze bardziej pogrąży owy stan.
Przez pojawiającego się na ataku smoka sam o mało co nie dokonał swojego żywota. Przez krótki moment słabości pomyślał, że może nie było by to wcale takie złe. Wyrzuty sumienia spowodowane jego niechybną porażką wciąż nie przestawały go męczyć. Była to zaledwie chwila zwątpienia w tych nieznośnych chwilach, gdy z każdym dniem pojawiały się skutki uboczne nagłego morderstwa jego władcy. Teraz wiedząc, że nikt nie podjął by się tak samobójczej misji jak on, uwalniając przy tym jedynego znanego wszystkim sprawcę, postanowił wykorzystać tymczasowe zamieszanie i podążyć tropem królobójcy.
Wiedział, że stolica wysłała już swoich ludzi ,aby zadać okoliczności jego śmierci. Pokręcą się, spiszą co trzeba i odjadą a cały burdel i tak zostanie. Znowu zakończy się tym samym wiedząc, że wyroki jaśnie sądu rzadko bywały trafne. Musiał zatem wymierzyć sprawiedliwość na własną rękę.
Skuteczność, która niejako go definiowała niemal zawsze okupiona była przerażającą ilością krwi wroga, co w oczach ludzi definiowało go jako bezlitosnego mordercę. Podobno pierw działał później myślał.
Bzdura.
Wiedział, że wszystko co przyszło mu czynić robił wyłącznie dla dobra ojczyzny. W trosce o dobro jej i dynastii panującej.
Dla dobra Temerii.
Był wdzięczny królowi, że zabrał go z rynsztoka, tym samym nadając również cel. Bez tej szansy pewnie skończył by jak większość tamtejszych chłopów, bez grosza przy duszy, zataczając się z kolejną flaszką. Obijając miejscowym mordy w pobliskich spelunach, nie przejmując się tym co przyniesie kolejny dzień. Ale to właśnie on Go dostrzegł ratując od przykrego losu pijaka.
Król zrobił dla niego więcej niż własny ojciec, którego prawdę powiedziawszy nawet nie poznał. Kim by był teraz, gdyby zbagatelizował krążące nad jego ciałem sępy głodne władzy ?
Nie.
Vernon Roche nie spocznie dopóki morderca nie zostanie ukarany.
Naprawdę nie wiedział czy powinien ufać słowom Białego Wilka, który jako jedyny niejako był wtedy u boku króla.
Czy osobnik, któremu zaufał również Foltest i on zaufaniem obdarzyć może?
Czy postąpił dobrze dając mu sposobność ucieczki, kładąc w ten sposób na szali swoją reputację ?
Jeśli w ten sposób uśmierzy ból po własnej porażce nie miał nic do stracenia. Pomści śmierć króla, odzyskując w ten sposób swój własny spokój.
CZYTASZ
Sprawa wagi państwowej || WIEDŹMIN
FanfictionVERNON ROCHE X OC Eleonora zawsze pragnęła być kimś więcej niż dwórką, słuchającą coraz to bardziej absurdalnej mody wędrującej przez kontynent lub historii złamanych serc, udając przy tym, że świat wcale nie jest przesiąknięty wrogością, skłaniając...