Sub colore iuris.

218 16 35
                                    

Pod pozorem prawa.

W  tej sytuacji kobieta naprawdę nie wiedziała co ma zrobić. Czy ma się cieszyć, że niedługo będzie mogła odejść z tego miejsca, zostając wyręczona z pozostałych obowiązków czy może zamknąć się w swojej aktualnej kwaterze, dając upust wciąż poszerzającej się frustracji.

Nikt nie miał pojęcia co działo się w jej głowie. Strzępki złości, strachu, bezsilności i ogólnego rozczarowania na przemian się ze sobą mieszały. 

Decyzja o przyznaniu jej obowiązków Elwynowi na polecenie ojca wprawiły ją pierw w można rzec zdziwienie, które z biegiem czasu przeradzały się w coraz to większą frustrację. Jej reakcja, gdy dowiedziała się o tym była na tyle skrupulatna, że wyglądała niektórym na wręcz zadziwiającą. Najpewniej baron Kimbolt myślał, że wyciągnie z niej przychylną im reakcję, która tylko pogłębiła by jej i tak już straconą pozycję. Naprawdę nie wierzyła, że użyli spotkań z królem, które odbywały się przecież kilka lat temu jako przeważającego argumentu, jej niejakiej bezstronności względem sprawy, mającej teraz jakoby charakter osobisty. 

Bliskie kontakty.

Wiele było plotek na ten temat. Nie wszystkie były prawdą. Nie wiedziała więc dlaczego ojciec poparł ten pożal się bogom argument.

 Chwilę po upokorzeniu jakiego doznała została poproszona o opuszczenie sali obrad, gdyż pozostałe sprawy nie były związane bezpośrednio z jej osobą. Czekała więc na dalsze poczynania baronów względem jej oraz królestwa. Z drugiej strony pewne było to co się i tak stać miało. Jej pozostawało rozmówić się z ojcem. Jak on mógł się do tego dopuścić. Musiał mieć w tym jakiś interes skoro wystawiono przeciw niej tak ciężkie działa.

Przegrała zamiast walczyć o sprawiedliwość, której nigdy tak naprawdę nie było. Kobieta nie chciała, aby ktokolwiek widział stan w jakim znajdowała się przez ostatnie dni. Dlatego zwyczajnie miała zamiaru protestować i opuściła salę. Nie zauważyła współczującego wzroku ojca, gdy to robiła.

Przybierając na ten czas maskę opanowania, szybkim krokiem w przypływie nagłej gorączki, która nastąpiła, gdy tylko zamknęły się za nią drzwi, ruszyła w stronę lochów. 

Impuls.

Coś nie pozwalało godzić się na aktualnie przedstawione jej działania.

Nie zważała na fakt, że idzie sama do cuchnącego lochu, pełnego różnej maści degeneratów, pilnowanych przez strażników nieraz wykazujących się bezmyślnością.

Po drodze mijała kolejne osoby patrzące na nią z mieszanką oburzenia i zdziwienia, choć tym również nie przyszło się jej przejmować. Jak i na to, że teraz była prawie cała czerwona ze złości i nawet puder nie mógł tego ukryć. Nie było już czasu na oczekiwane raporty. Póki nikt nie wie o tym, że została uziemiona musi przesłuchać wiedźmina.

Teraz.

 Zeszła na niższą partię, czując wdzierający się do nosa cierpki zapach ludzkiego potu mieszającego się ze zgnilizną. Strażnicy zdawali się już przysypiać. Spojrzała w ich stronę z wyższością:

- Zastępca prokuratora koronnego - powiedziała szybko i wyniośle nie mając potrzeby, aby im wszystkiego tłumaczyć. Wystarczyło powiedzieć im o wysokim stanowisku a po wyglądzie sami mogli to stwierdzić. Zresztą Eleonora nie miała czasu na uprzejmości, musiała jak najszybciej dostać się do więźnia. 

Sprawa wagi państwowej || WIEDŹMINOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz