Rozdział 7. Fontanna

569 12 4
                                    

Nicole


  Ubrana wymknęłam się z domu, wpierw upewniłam się, że dziadek Simon spał. Wymknęłam się tylnym wyjściem. Szłam chodnikiem wzdłuż ulicy, którą nie jechał żaden samochód, nieopodal mojego domu był przystanek autobusowy, przy którym czekał na mnie Eric, miał ręce schowane w kieszeniach od spodni, wpatrywał się w niebo. Podeszłam bliżej do chłopaka.

— Cześć, Eric

— Cześć, jaskółeczko... — wyciągnął ręce z kieszeni, rozłożył ramiona pozwalając mi wtulić się w jego ciało.

  Wtuliłam się w jego ciało, miał na sobie czarne spodnie z przetarciami z łańcuchem przepasane czarnym skórzanym paskiem oraz białą w czarne paski koszulkę oversize, pachniał cudownie.

— Jak się czujesz?

— Teraz lepiej... — wyznałam bez skrępowania. W jego ramionach czułam się dobrze, czułam się bezpiecznie. — Dziękuję, że chciałeś się ze mną spotkać, zwłaszcza, że o takiej godzinie...

— To drobiazg — stwierdził. — Zostawiłaś telefon w domu?

— Tak, inaczej dziadek dowiedziałby się, że się wymknęłam z domu

— Mhm...

— Idziemy do tego parku, do którego zawsze chodziliśmy? Dawno tam nie byłam, a jestem ciekawa, czy ta fontanna, w której zawsze się bawiliśmy, czy jest dalej czynna...

— Jasne, chodźmy, ale... — przerwał w połowie.

— Hm?

— Nie jest ci zimno? — zapytał lustrując mnie od stóp do głów.

  Miałam na sobie beżowy krótki kardigan pod czym białą koszulkę na ramiączka z dekoltem w serek włożoną w czarną plisowaną spódniczkę oraz podkolanówki, a na stopach czarne znoszone trampki.

— Nie

— Na pewno?

— Tak

  Złapał moją dłoń i ruszyliśmy w stronę parku, który często odwiedzaliśmy, gdy byliśmy dziećmi. Eric gładził kciukiem moją dłoń, brunet co i rusz zerkał na mnie z ukosa, parę razy udało mi się przyłapać go na gorącym uczynku, lecz ani razu nie dopytałam go, z jakiego powodu się na mnie patrzył, lubiłam, gdy na mnie patrzył, gdy skupiał się na mojej osobie.

  Z oddali rozchodził się dźwięk szumiącej wody z fontanny, która najwidoczniej dalej była czynna, dało się dostrzec światła lamp, które podświetlały wodę. Uśmiechnęłam się spoglądając na Erica, który również na mnie spojrzał.

— Słyszysz? Ona dalej działa — powiedziałam uśmiechając się szeroko.

— Tak dawno nie słyszałem tego dźwięku, aż się za nim stęskniłem... — powiedział rozmarzonym głosem.

— Ja również...

  Stanęliśmy przed starą, ogromną, beżową marmurową trójwarstwową fontanną, podświetlana na niebiesko woda dodawała tego klimatu, który czułam, jak byłam małą dziewczynką bawiącą się wieczorami w fontannie ze starszym bratem i dwojgiem przyjaciół. Stanęłam jeszcze bliżej, pochyliłam się nad taflą wody i zamoczyłam dłonie w wodzie, była orzeźwiająco chłodna.

— Wejdziemy do niej? — zapytałam patrząc na niego przez ramię.

— Chcesz do niej wejść? — odezwał się lekko zdziwiony.

— Tak, nie pamiętam, kiedy ostatni raz to robiliśmy... chciałabym się znów w niej pobawić — odwróciłam się do niego przodem. Postawił parę kroków w moim kierunku, stanął przede mną, uniosłam głowę do góry, by spojrzeć mu w oczy. Jedno oko brązowe jak gorzka czekolada, drugie czarne jak smoła, ledwo dało się rozróżnić, które było ciemniejsze. — Podobają mi się twoje oczy... są piękne

Boa Dusiciel #1 | CZEKA NA KONTYUACJĘ |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz