3 czerwca 1912 roku, Topólka
Henryk Bałuszyński
Wizytując u wujostwa na wsi Henryk nie spodziewał się zbyt wielu atrakcji, tym czasem już drugiego wieczoru jego pobytu przyszła depesza z zaproszeniem na przyjęcie do niejakiego hrabiego Wierzbickiego. Młody oficer będący na urlopie po rocznym pobycie w akademii wojskowej w Petersburgu myślał o wiejskich przyjęciach z lekkim zażenowaniem wspominając wspaniałe rosyjskie bankiety. Niemniej Henryk zamierzał się świetnie bawić flirtując z młodymi pannami, prosząc do tańca debiutantki i mężatki, doskonale zdając sobie sprawę, że każda z zaproszonych przez siebie Pań będzie całą noc myślała tylko o nim.
Wchodząc do bawialni południowej Henryk zastał tam zatopioną w lekturze kuzynkę. Elżbieta Bieńkowska stanowiła ozdobę towarzystwa, dziewczyna spędziła ostatnie dwa lata w domu rodziny Bałuszyńskich w Petersburgu i po powrocie do rodzinnego domu nie mogła odnaleźć się w mniej wyszukanym towarzystwie. Nie rekompensowało jej tego nawet częste bywanie na przeróżnych przyjęciach czy tłumy adoratorów. Elżbieta odrzucała oświadczyny za oświadczynami, chociaż jak każda młoda panna cieszyła się uwagą to już dawno temu postanowiła, że za mąż wyjdzie jedynie z miłości. Całe szczęście była jedyną dziedziczką rodzinnej fortuny i nie musiała się obawiać, że skończy jako uboga krewna.
- Elżuniu - Henryk ucałował dłoń kuzynki - Ile serc już dziś złamałaś?
- To pytanie jest nie na miejscu - Elżbieta zmarszczyła brwi - Ojciec dyskutuje z tym całym Wrońskim już od niemal godziny! Ten człowiek zupełnie postradał zmysły, uważa, że może mnie kupić od ojca jak klacz - dziewczyna prychnęła pogardliwie.
- To dobra partia...
- Nie - Elżbieta natychmiast przerwała kuzynowi - Nigdy nie wyjdę za mąż za kogoś kto traktuje mnie jak konia!
- Miałabyś cudny boks i tyle kostek cukru ile tylko zapragniesz - Henryk uśmiechnął się złośliwie na co Elżbieta jedynie przewróciła oczami.
- Ty na pewno dałbyś się sprzedać.
- Żebyś wiedziała, moja droga, wystarczy tylko odpowiednio dobra oferta, a oddam się każdej starej pannie na kontynencie - Henryk przybrał żartobliwy ton, ale Elżbieta wiedziała, że kuzyn mówi poważnie. Czasami Bałuszyński wydawał się dziewczynie nieco przerażający w swoim dążeniu do bogatego ożenku za wszelką cenę, tym bardziej, że był na tyle bogaty żeby w razie nagłego porywu serca uciec na drugi koniec świata z pierwszą lepszą chłopką.
- Jesteś niepoważny mój drogi.
- Skądże znowu! - oburzył się młodzieniec - Elżuniu, pomyśl tylko, dostatecznie bogaty mąż sprawiłby, że całe życie mogłabyś podróżować, kupować najmodniejsze suknie, pływać w najdroższych trunkach wedle uznania!
- Ale całe życie byłaby nieszczęśliwa - do pomieszczenia wszedł przyjaciel Bałuszyńskiego - książę Andrzej Rostow. Henryk uśmiechnął się dobrotliwie ale nie podjął tematu szczęścia kuzynki, jego kompan miał kompletnie inne podejście do życia niż rozrzutny hrabia i żadna dyskusja nie była w stanie przekonać go, że istnieje inna droga prowadząca do szczęścia.
Bałuszyński, choć nie należał do najdelikatniejszych ludzi, nigdy nie powiedział wysokiemu Rosjaninowi, że najchętniej to właśnie jego zobaczyłby przy boki Elżbiety. Na jego nieszczęście plany pokrzyżowali sami zainteresowani, którzy znając się z Petersburga nie żywili wobec siebie absolutnie żadnych uczuć. Henrykowi przeszło przez myśl, że w ogóle było ciężko żywić uczucia do Rostowa. Oczywiście jako młody książę, sierota i dziedzic wielkiej fortuny zewsząd był otoczony szacunkiem, ale on sam nie dopuszczał do siebie zbyt wielu ludzi. Otaczała go swoista aura tajemniczości, potęgowana oschłym zachowaniem i niezwykłą aparycją. Rostow był kompletnym przeciwieństwem Henryka, wysoki, blady z ciemnymi włosami i zimnymi, niebieskimi oczami. Bałuszyński już od pierwszego spotkania na bankiecie u hrabiny Gawriłow zauważył, że na tle starszego o rok Rosjanina wygląda niezwykle korzystnie, a aura tajemnicy otacza również jego osobę. Henryk jednak, pomimo swojego pragmatyzmu, nie nawiązał z brunetem bliższej znajomości tylko dla możliwości flirtu, Rostow posiadał koneksje w wojsku co dla Bałuszyńskiego mogło w przyszłości stanowić nieocenioną pomoc. Relacja, która rozpoczęła się jako przepustka do kariery młodego oficera, po czasie okazała się być czymś więcej. Młodzieńcy bowiem, nie zważając na znaczne różnice w usposobieniu, zwyczajnie się polubili, uzupełniając wzajemnie własne braki. Dla Henryka bezinteresowna przyjaźń była nowością tak samo jak dla Andrzeja nowością była jakakolwiek bliższa relacja.
CZYTASZ
Ballady i romanse
Historical FictionLatem 1912 roku rodzeństwo Wierzbickich przeżywa swoje pierwsze miłości nie zdając sobie sprawy jak to lato wpłynie na ich życie.