chapter 2

46 5 8
                                    

- Ej chleb - Bogdan oderwał się na chwile od jedzenia - Czym jedziesz na urodziny padliny?
- Nie mam auta nie stać mnie, a nawet gdybym miał to bym cię nie podwiózł.
- No chuj ale czym jedziesz.
- Metrem.
- Dobra jedziemy razem.
- Gówno a nie jedziemy razem - powiedział Wojciech odkładając talerz do zlewu.
- Wojtuś nie daj się prosić
- Spierdalaj kurwa mówię nie to nie.
- Ale dlaczego.
- Mogę zapytać o to samo.
- Bo ja nie wiem którym pociągiem mam tam pojechać.
- Jaki debil - zaśmiał się chleb.
- Nie jestem debilem.
- Dobra kaleko pojedziemy razem.
- Już nie mogę się doczekać jutra
- To już jutro?
- Tak, to o której do ciebie przyjść?
- Nie wiem, 18? Urodziny zaczynają się 18;25 chyba.
- Dobrze.

 Wojciech udał się na przedpokój. Z prognozy w jego telefonie wynikało na to, że zaraz ma się rozpadać. Chciał wrócić przed deszczem, bo głupio byłoby mu prosić o parasolke. Zaczął zakładać buty, i już chciał wychodzić gdyby nie Krzysztof.

 - Gdzie idziesz? Nawet się nie pożegnasz. Po za tym, ma padać. Zostań u mnie i przeczekaj burzę nic się przecież nie stanie, prawda?
 - Gówno a nie zostań u mnie, nawet jeśli miałaby być okropna burza i tak bym poszedł. 
 - Wojtek nie idź nigdzie, jeszcze się przeziębisz i nie będzie Cię u Padlinki. Wiesz jakby jej smutno było? W końcu się przyjaźnicie, tak?
 - Bogdan daj spokój, cholera chcę isć to idę tak. Nie jestem twoim niewolnikiem, jeszcze czego.
 - Daj się chociaż odprowadzić - powiedział Bogdan poprawiając płaszcz.
 - A co tobie tak nagle zależy.
 - To już nie mogę odprowadzić mojego przyjaciela?
 - Brzmi podejrzanie, to trochę jak Bożydar który za dawnych czasów usiłował poderwać Dywan.
 - To byli przyjaciele od analiz, i dawne małżeństwo my to co innego.
 -  Więc już nie pamiętasz jak zbierałeś na pierścionek za 11 milionów? - Rzucił Chleb na pożegnanie i zamknął drzwi za sobą.
 - Jak on kurwa tak szybko - powiedział Bogdan pod nosem biorąc parasol w dłoń.

 Wyszedł za nim, z myślą że uda mu się go dogonić. Nie pamiętał dokładnie gdzie Chleb mieszka, więc jedyne co mógł zrobić to spytać przechodniów. Jebaniutki jasnowidz czuł w kościach że opłacało się skręcić w lewo, bo po wykonaniu tego dostrzegł tam Wojciecha kilka metrów przed sobą.
 
 - Kurwa Chleb czekaj mam parasol, chodź.
 - Spierdalaj nie chce twojego parasola.
 

 Po wielu prośbach ze strony Bogdana, Chleb zgodził się na wspólny spacer pod parasolem.

 Po wielu prośbach ze strony Bogdana, Chleb zgodził się na wspólny spacer pod parasolem

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
chleb x bogdanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz