Zadanie polegające na wypytaniu sąsiadów Iwańskich o tamten kluczowy dla sprawy wieczór nie wydawało się niczym skomplikowanym. A przynajmniej dopóki nie zaczęłam dobijać się do ich domów. Wtedy zaczęły się schody. W pierwszych dwóch posiadłościach nikt nie raczył odebrać domofonu, więc albo nikogo nie było w środku, albo wyjrzeli ukradkiem przez okno i widząc obcą kobietę, uznali, że nie mają ochoty z nią rozmawiać. W przypadku trzeciej willi udało mi się uzyskać jakiś odzew, ale drzwi otworzyła kobieta w średnim wieku, która była gosposią, ale w dniu, o który ją zapytałam, akurat nie było jej w pracy. Podobnie jak właścicieli domu, którzy wyjechali na konferencję za granicę, tak więc na pewno też nie mieliby mi nic ciekawego do powiedzenia. Podziękowałam uprzejmie, po czym opuściłam teren posiadłości.
Zrezygnowana, udałam się w stronę kolejnego domu, chociaż nie liczyłam na jakikolwiek sukces. Poprzednie budynki znajdowały się po obu stronach i naprzeciwko Iwańskich, więc to ci sąsiedzi mieliby prawdopodobnie najwięcej do powiedzenia. Niestety wyglądało na to, że niczego się od nich nie dowiem. Coś czułam, że to taki typ ludzi, którzy więcej czasu spędzają poza domem niż w nim, a jak już w nim są, to nie kłopoczą się życiem ludzi zza płotu.
Przyciskając dzwonek przy bramie kolejnej willi, nie spodziewałam się wiele. Właściwie to znów mógłby mi nikt nie otworzyć i wtedy wcześniej dotarłabym na tę upragnioną kawę. Szybko jednak skarciłam się w duchu za takie myślenie. Moim priorytetem powinno być zbieranie informacji o Iwańskim i odkrycie prawdy na temat zaginięcia Igi, a nie jakieś tam latte. Tu ważyły się ludzkie losy, a ja myślałam tylko o swoich zachciankach. Co ze mnie za prawnik?
– Tak? – Z zamyślenia wyrwał mnie nieco piskliwy, kobiecy głos.
Po drugiej stronie bramy stała wysoka szatynka po trzydziestce. Miała na sobie skąpe bikini przysłonięte prześwitującym pareo, na oczach wielkie okulary przeciwsłoneczne, a na nogach klapki na wysokim obcasie z różowym futerkiem na pasku. Okej, jak na maj było dzisiaj całkiem ciepło, ale nie na tyle, żeby się opalać. No ale co ja tam wiem, o życiu kobiet z wyższych sfer, które są tylko żonami bogatych mężów. Coś przecież muszą robić całymi dniami. A ta właśnie na taką wyglądała.
– Dzień dobry – przywitałam się kulturalnie, przywołując na usta nieco wymuszony uśmiech. – Nazywam się Anastazja Brańska, pracuję w kancelarii prawnej Karlicki&Lubczynko. Doktor Iwański jest moim klientem. Czy mogłabym zadać pani kilka pytań?
Kobieta zsunęła nieco okulary z nosa, po czym przyjrzała mi się uważnie. Ocena wypadła chyba całkiem nieźle, bo ostatecznie wzruszyła ramionami.
– Proszę – mruknęła. – Może chociaż raz na coś się przydam.
Ta uwaga nieco zbiła mnie z pantałyku. Może moja rozmówczyni nie była wcale taką głupiutką paniusią, za jaką ją wzięłam. Właściwie to lepiej dla mnie. Była szansa na to, że udzieli mi składnych odpowiedzi i nie będę musiała wysłuchiwać jakiegoś bezsensownego bełkotu.
– Czy siódmego maja w godzinach popołudniowo-wieczornych była pani w domu? – zaczęłam od najistotniejszego pytania.
Kobieta zastanowiła się chwilę, jakby faktycznie próbowała sobie przypomnieć zdarzenia sprzed dwóch tygodni. Kiedy zdałam sobie sprawę, ile czasu już minęło od zniknięcia Sztern, aż dreszcz przeszedł mi po placach. Z każdym kolejnym dniem szanse na to, że znajdzie się żywa, drastycznie malały.
– To był czwartek, tak? – upewniła się, a ja kiwnęłam twierdząco głową. – W takim razie tak, byłam w domu. W czwartki mój mąż zwykle pracuje do późna, więc zapraszam swoje koleżanki na małe party. Wie pani, troszkę ploteczek, alkoholu i babskiego narzekania.
![](https://img.wattpad.com/cover/221849539-288-k356096.jpg)
CZYTASZ
Dla mnie Pestka! (Pestka #1)
Fiksi UmumAnastazja Brańska od zawsze wierzyła, że ciężka praca i upór to podstawowe składniki przepisu na sukces. Dlatego też wybierając kancelarię prawną, w której miała odbyć aplikację, nie wahała się ani chwili. To musiała być Karlicki&Lubczynko - najleps...