Rozdział czwarty - Beer und Pretzels

289 18 72
                                    

Macie w mediach podkład muzyczny do urodzin Gilberta - Rammstein chyba pasuje najlepiej
x-x-x-x-x

Po długim, leniwym śniadaniu, idealnym trzydaniowym lunchu i po prostu boskiej popołudniowej herbatce, składającej się z werbenowych babeczek, cytrynowej herbaty i crème brulée, Matthew zaczął rozważać kilka rzeczy. Pierwszą było niejedzenie nigdy więcej. Drugą zapisanie się na siłownię. Trzecią, pochylenie się nad cukiernianą ladą, złapanie Francisa za kołnierz i pocałowanie tego kuszącego, wspaniałego, pysznego piekarza mocniej, niż kiedykolwiek całował się z kimkolwiek. Matthew odgarnął włosy ze swojego rozgrzanego czoła, nieco zarumieniony przez taką myśl. Cały dzień walczył z nieprzyzwoitymi, wywołującymi rumieniec obrazami pojawiającymi się w jego głowie - cały dzień z nimi przegrywał. Od czasu tamtego intensywnego, zmiękczającego kolana, otwarcie pożądliwego pocałunku poprzedniego wieczora, Matthew nie był w stanie przestać myśleć o Francisie w jeszcze bardziej kreatywny sposób, niż wcześniej. Ten jeden pocałunek obiecywał dużo więcej. Cała ta idealna sobota obiecywała dużo więcej. Spojrzenia, dotyki, bardzo krótkie całusy przez ladę; głos Francisa gładki i drażniący, jego oczy jasne i roziskrzone, jego palce pozostające delikatnie chwilę dłużej na ustach Matthew...

"Powinieneś niedługo iść do domu, mój drogi."

Matthew zamrugał gwałtownie, przestraszony nagłym wtargnięciem w jego coraz mocniej płomieniste myśli. "Hm? Do domu?"

Francis od niechcenia oparł się o ladę, jego usta ułożyły się w malutki, ale chytry uśmiech. Pod jego okiem była mała smuga mąki - Matthew stwierdził, że wygląda to zbyt uroczo, by ją wycierać. "Tak, ale na krótko. Żeby przebrać się na imprezę Gilberta. Chyba, że chcesz iść tak, jak jesteś, cały w mące i czekoladzie..." Francis puścił mu oczko. "Tak czy siak, kochany, będziesz wyglądał cudownie."

Matthew spuścił wzrok na brud pokrywający jego koszulę - wynik nieudanej próby piekarniczej, która skończyła się małą bitwą na jedzenie - i poczuł, jak jego ramiona opadają. Oczywiście, ta przeklęta impreza. Powstrzymał jęk rozczarowania, starając się do niego przed sobą nie przyznawać. Matthew nie chciał dziś wychodzić i dzielić się Francisem. Nie chciał obracać się między ludźmi, których nie znał i którzy prawdopodobnie zapomną, jak się nazywa w pięć minut. Nie, Matthew chciał zostać tu, w tej ciepłej, magicznej cukierni, chciał uśmiechać się i puszczać oczka, i ocierać dłońmi; chciał dotykać Francisa i całować go, i przyciskać do niego, a może nawet...

"Mathieu? Mon cher?"

Matthew podniósł swoje błądzące oczy na rozbawione i wymowne spojrzenie Francisa. Natychmiast przeczyścił gardło i schylił głowę. "Um, tak. Oczywiście, racja."

Francis ze zmartwieniem zmarszczył brwi. "Nie wydajesz się być za bardzo podekscytowany."

Matthew lekko wzruszył ramionami. "Szczerze mówiąc, trochę się stresuję."

Wyraz twarzy Francisa stał się zdezorientowany. "Czym możesz się stresować? Poznałeś już połowę osób, które tam będą."

Matthew zatrzymał się. Racja, spotkał już najbliższych przyjaciół Francisa - to jednak sprawiało, że tylko bardziej się niepokoił. Byli mili, jasne, ale też głośni i trochę butni, a Matthew niezbyt dobrze radził sobie z ludźmi, a co dopiero z ich uwagą skierowaną na niego, a... "Cóż... co, jeśli oni mnie nie lubią?"

Skonfundowany wyraz twarzy Francisa stał się bardzo niedowierzający. "Co za całkowity bezsens, będą cię ubóstwiać - jak mogłoby być inaczej? Teraz przestań myśleć o takich niedorzecznościach, ubierz się w coś stosownie ciasnego i wspaniałego i po prostu bądź uroczym, czarującym, cudownym sobą."

La Patisserie de la Rose - tłumaczenie pl [Franada]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz