Rozdział piąty - Ben, Jerry and Alfred

229 16 71
                                    

Słuchałam tej piosenki kiedy to tłumaczyłam i uważam, że nawet tu pasuje, chociaż może to nie jest zbyt obiektywna opinia, bo bardzo ją uwielbiam. Dajcie szansę tej piosence, przesłuchajcie jej przynajmniej raz, bo jest śliczna!

x-x-x-x-x

W połowie niedzielnego popołudnia, Matthew wciąż nie udało się zwlec z kanapy, na którą padł poprzedniej nocy. Po niemalże miesiącu w tym mieście, mały, szary salon wciąż nie był w pełni umeblowany. Niski, niepokryty żadnym obrusem stół stał pomiędzy jedyną kanapą i telewizorem, a w sąsiadującej z salonem kuchni stała jedynie przenośna lodóweczka. Większość dobytku Matthew była obecnie w walizkach lub w schowku, co miało sprawiać, że wszystko będzie łatwiejsze, kiedy będzie przeprowadzał się do innego miasta. Co, po wydarzeniach poprzedniego dnia, prawdopodobnie stanie się jakoś na dniach.

Matthew leżał w gnieździe uwitym z poduszek, stopniowo pochłaniając całą butelkę syropu klonowego, oglądając starożytne powtórki odcinków serialu Degrassi High na kanale z telenowelami. Głupi kanadyjski melodramat sprawiał jedynie, że czuł się tylko gorzej, ale nie potrafił zebrać energii, żeby przełączyć. Matthew nie potrafił zebrać energii na nic, poza leżeniem w bezruchu, nieefektywnie starając się zapomnieć i pożałować ostatniego tygodnia swojego życia. Ale nie potrafił. Mógł myśleć tylko o Francisie.

Matthew przełknął kolejny łyk syropu klonowego, ignorując lekko niepokojące uczucie pojawiające się w jego żołądku. Okej, więc spotkał fajnego gościa, dobrze się bawił, ale to nie wyszło. I co? Takie rzeczy cały czas działy się, kiedy ludzie randkowali. Prawdopodobnie. Matthew nie mógł za bardzo mieć o tym pojęcia. Tak czy siak, to nie było nic wielkiego. Francis po prostu chciał czegoś innego niż to, czego szukał Matthew. Francis chciał jednorazowego numerku. Matthew chciał związku. I zachowywał się głupio i denerwował, bo pomylił się i uwierzył, że Francis szuka tego samego. Ale naprawdę, to było coś dobrego, usilnie próbował powiedzieć sobie Matthew. To była ulga, żeby wiedzieć to, zanim ktoś naprawdę poczuje się skrzywdzony. Poza tym, Francis nawet nie był typem, na którego Matthew w ogóle spojrzał by dwa razy. Zbyt paradny, zbyt zuchwały, to było zbyt wiele. Ale był też zabawny i seksowny i dziwnie czarujący - a Matthew zakochał się w nim po uszy w ciągu zaledwie kilku dni.

Matthew wytrząsnął tę ostatnią myśl ze swojej głowy. Nie, nie mógł dłużej się tym przejmować. Nie będzie rozpaczać i płakać za człowiekiem, którego ledwo znał, a jednak jak wyjątkowo czuł się dzięki temu człowiekowi; a jednak jak jasnymi uczynił on jego dni; a jednak jak lśniące były jego oczy, albo jak idealny był uśmiech, czy czarujący śmiech, lub... Matthew zgrzytnął zębami, ścisnął butelkę syropu klonowego i krzyknął gwałtownie na telewizor. "Oh, Caitlin, kiedy ty się nauczysz?" wrzasnął na niedorzeczną telenowelę wyświetlającą się na ekranie. "Joe będzie jedynie wciąż cię krzywdzić!"

Od drzwi nagle rozniósł się dźwięk pukania, głośny, długi i histeryczny. "Idź sobie," wymamrotał Matthew, przytulając do piersi poduszkę. Nieznośne walenie jednakże nie chciało ucichnąć, więc Matthew niechętnie wstał i przewlókł się przez pokój. Od razu kiedy otworzył drzwi stęknął przeciągle.

"Matt, dzięki bogu!" powiedział Alfred bez tchu, z wielką torbą przewieszoną przez ramię i plastikowymi opakowaniami wylewającymi się z rąk. Wyglądał, jakby przebiegł całą drogę z Ameryki. Znając Alfreda, pewnie tak właśnie było. "Przybyłem tak szybko, jak tylko mogłem!"

Matthew zamrugał z zaskoczeniem. Ze wszystkiego, co oczekiwał dziś ujrzeć na swoim progu... "Dlaczego?"

"Dlaczego?" Alfred Wyglądał niedowierzająco. "Bo zadzwoniłeś do mnie o 3 nad ranem, żeby powiedzieć mi, że przeprowadzasz się na Antarktykę. Proszę, nie przeprowadzaj się na Antarktykę, Matt! To jest, like, blisko Polski, czy coś. Co zrobimy, kiedy przyjdzie gwiazdka?"

La Patisserie de la Rose - tłumaczenie pl [Franada]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz