Rozdział 38 - "Rozmowy niekontrolowane"

4.8K 217 51
                                    


Przerywnik autorki: Ukradziono mi dziś moje ukochane autko... :(
I mam troszeńkę doła.
Proszę o komentarze na pociechę! :) (śmieszne historie - mile widziane!)
I jeszcze... To nie rozdział, to tylko dialog :D


◈◈◈


- Przywołaj też koszulę! – nakazała mu Hermiona, jednocześnie lewitując Pansy na niewidzialnych noszach.
Draco uśmiechnął się nieco cierpko, ale nie spierał się o to. Tylko tego brakowało, żeby szkolna pielęgniarka, zaczęła go wypytywać, gdzie spotkał dzikiego Matagota, który tak przeorał mu plecy!
- Ta wariatka rzuciła na mnie zaklęcie paraliżujące! I jeszcze mnie spoliczkowała! – poskarżył się , idąc tuż obok Hermiony i unoszącej się w powietrzu, wciąż nieprzytomnej Parkinson.
- Zrobiła to, bo dowiedziała się czegoś? – zapytała cicho Hermiona.
- Chyba na razie ma tylko podejrzenia... - Draco nie wiedział, jak jej wyjaśnić, co tak dokładnie wiedziała o nich Pansy.
- Zerwałeś z nią? – Hermiona przystanęła i popatrzyła na niego uważnie.
- Wcale nie byliśmy razem! – odparł prawie natychmiast.
- A ten pocałunek po meczu? – Uśmiechnęła się do niego złośliwie i ruszyła dalej.
- Liczyłem, że zobaczysz... - Draco uśmiechnął się do niej łobuzersko.
Zaśmiała się cicho pod nosem. Zobaczyła i na swój sposób to nawet przeżyła, ale nie zamierzała mu wcale o tym mówić.
- W każdym razie najlepiej będzie ją stąd odesłać. Nie wiem tylko czy lepiej do domu, czy może jednak do szpitala psychiatrycznego? - zastanawiała się Hermiona.
- Wszystko jedno, byle stąd zniknęła! – pomstował Malfoy.
- Od czego się zaczęła ta wasza kłótnia? – przyjrzała mu się uważnie.
- Od głupiego komentarza Ressa.
- A dokładniej?
- Od komentarza o dzikusce, która podrapała mi plecy – Draco uśmiechnął się do niej przekornie, a Hermiona wybuchła gromkim śmiechem.
Znów zapomniała, że ma krócej ścinać swoje paznokcie!
Doszli razem do skrzydła szpitalnego. A Hermiona za pomocą zaklęcia ułożyła Pansy na łóżku.
- Może lepiej jak stąd pójdziesz, bo gdy pielęgniarka ją obudzi... - Draco z niepokojem popatrzył na gabinet pani Pomfrey.
- Tak myślę, że lepiej jednak będzie, jeśli ty stąd wyjdziesz. Sama pogadam z Parkinson i wyjaśnię jej, że pora żeby wyjechała...
- Skoro tak wolisz. – Nie wyglądał na przekonanego, ale powoli ruszył w stronę wyjścia.
- Malfoy...
- Tak?
- Za nieuzasadnione użycie siły wobec koleżanki, masz tygodniowy szlaban – Hermiona uśmiechnęła się wrednie.
- Co?! – zwołał, wyraźnie zdzwiony.
- A dokładniej, masz tygodniowy szlaban u mnie!
Teraz Draco również parsknął śmiechem. Szczerze mówiąc, na coś takiego mógł od razu się zgodzić!
- Jak sobie pani życzy, pani koordynator – mruknął dwuznacznie.
- Jutro po obiedzie, czekaj na mnie pod wielką salą. A teraz zmykaj, nim Parkinson oprzytomnieje! – ponagliła go.
- Do zobaczenia – pożegnał się krótko i wyszedł ze skrzydła szpitalnego.
- Lepiej zapnij te koszule, nim jakaś kolejna dzikusa się na ciebie rzuci – wymruczała, nieco rozdrażniona tym, jak mocno na nią działał.


◈◈◈


Pansy długo się budziła. Pani Pomfrey, zaaferowana poranna sytuacją z Susan, non stop rozmawiała przez kominek z Magomedykami z św. Munga, dlatego podała tylko ślizgonce jakiś eliksir i kazała Hermionie jej pilnować.
Wreszcie Parkinson otworzyła swoje oczy i popatrzyła prosto na siedzącą obok jej łóżka Granger. Przyglądała jej się przez chwilę, po czym uśmiechnęła się dość gorzko.
- Więc to jednak byłaś ty... - wychrypiała cicho.
- Tak – przyznała wprost Hermiona, wstając i napełniając szklankę wodą.
- Nigdy bym nie przypuszczała! Byłabyś moim ostatnim typem, wśród wszystkich dziewczyn w tej szkole! - Pansy przyjęła szklankę i napiła się odrobinę, po czym z cichym jękiem opadła na poduszki.
- Wiem co masz na myśli... – odpowiedziała Hermiona, siadając z powrotem na krześle.
- Od kiedy wiesz?
- Od pewnego czasu.
- Sam ci o tym powiedział? – W oczach Parkinson zalśniły łzy.
- Pokazał – Hermiona uśmiechnęła się lekko.
Pansy jęknęła i ukryła twarz w dłoniach.
- Jak mogłam zapomnieć o tym, że on zawsze dostaje to, czego chce?
- Najwidoczniej tak właśnie jest – przyznała cicho Hermiona.
- A byłam taka ciebie pewna! Ciebie i twojej nieprzejednanej nienawiści do niego! - Pansy z dezaprobatą pokręciła głową.
- Proszę cię... Nawet skała by się mu nie oparła.
- Chyba masz rację – W oczach Pansy błysnęły łzy.
- Przykro mi, naprawdę. Nie planowałam tego, ale tak wyszło. Musisz to zrozumieć.
- Zrozumieć? Nie, Granger! Nic nie muszę rozumieć! Jedno jednak wiem na pewno! I tak się wam nie ułoży! To się nie może udać! – Pansy mówiła coraz głośniej, najwyraźniej sfrustrowana.
Hermiona z niepokojem popatrzyła na drzwi gabinetu pielęgniarki. Nie potrzebowała żadnych innych świadków tej rozmowy.
- Wiem, że to cię boli, ale nie jestem w stanie tego zmienić. Dlatego uważam, że będzie lepiej jeśli jutro z samego rana, wyjedziesz ze szkoły.
- Pewnie! To oczywiste! Musisz się mnie pozbyć. Ja też przecież próbowałam pozbyć się ciebie. To ten sam schemat i zupełnie to rozumiem. Żywię tylko głęboką nadzieję, że Draco też pójdzie swoim schematem i postąpi z tobą tak samo, jak zrobił to ze mną! – wyrzucała z siebie z goryczą.
- Nawet jeśli... To nie będzie twoja sprawa – przypomniała jej Hermiona, nie mogąc pohamować narastającej złości.
- On zawsze będzie moją sprawą! To był mój pierwszy facet... - Łzy popłynęły po twarzy Pansy, a Hermiona poczuła, jak jej złość zmienia się w żal.
- Współczuję ci, ale...
- Nie ciesz się tym zwycięstwem, Granger! Nie potrwa ono długo. Zgaduje, że świetnie wam się pieprzy, bo Smok to prawdziwy bożek seksu, ale poza tym nie łączy was nic, a dzieli wszystko... - Parkinson popatrzyła jej prosto w oczy i mimo łez uśmiechnęła się ironicznie, a Hermiona poczuła nieprzyjemny dreszcz.
- Nie czuje się wygraną, bo nie startowałam z tobą do żadnych zawodów. A to co łączy mnie i jego, to w żadnym razie nie jest i nigdy nie będzie twój problem!
- Ty niczego o nim nie wiesz! Nie wiesz co lubi jeść, co lubi pić! Nie masz pojęcia o jego planach, czy marzeniach! Co ty wiesz o jego relacjach z rodzicami? Albo o takich sprawach, jak to dlaczego nie lubi dotyku, albo dlaczego zdecydował się zapuszczać włosy? Wiesz coś na ten temat? Nic! Nie masz pojęcia! W ogóle go nie znasz! – Pansy mówiła coraz głośniej.
- Zamknij się Parkinson! – warknęła, znów spoglądając na drzwi od gabinetu pani Pomfrey.
- Prawdy nie oszukasz, Granger!
- Nie chodzi o to, że masz rację, ale o to, że mówisz za głośno! Wiem o nim wystarczająco dużo, by pozwolić mu wejść w swoje życie i by samej wejść do jego – Hermiona zdobyła się na kpiący uśmieszek, choć podskórnie czuła, że słowa Parkinson ją naprawdę poruszyły.
Ta głupia pinda, poniekąd miała rację!
- Salazarze! – Pansy złapała się za głowę i z impetem opadła na poduszki. – Tylko mi nie mów, że też się w nim zakochałaś?! Ty? Ta praktyczna i rozsądna? To żenujące! – zaśmiała się , ale widać było, że w głębi duszy naprawdę cierpi.
Hermiona wstała.
- Ta rozmowa trwa już za długo i donikąd nie prowadzi. Dziś zostaniesz na noc w skrzydle szpitalnym, a jutro z samego rana spakujesz się i wyjedziesz.
- Spoko! Pasuje mi to! Odpocznę trochę i przygotuje się na to, żeby go pocieszyć, jak już złamiesz mu serce, albo jak sam się tobą znudzi!
- Nie muszę ci chyba mówić, że masz trzymać dziób na kłódkę w tej sprawie? – zapytała oschle Hermiona.
- Dziś trochę mi odbiło, jak pomyślałam, że znów sypia z inną. Skoro to jednak byłaś ty, to jestem już spokojna. Wiem na pewno, że wam nie wypali, a on szybko odkryje, że to nie ma sensu.
- Doprawdy? – Hermiona pochyliła się lekko nad nią. – A z początkiem roku szkolnego mówiłaś mi, że tylko ta dziewczyna z jego myśli, jeszcze trzyma go przy zdrowych zmysłach...
Pansy z zaskoczeniem otworzyła usta, po czym zamknęła je i skrzywiła się z niesmakiem.
- Nie mogłam wtedy przypuszczać, że to ty!
- Tym lepiej, bo byłaś wtedy szczera. Obie wiemy, że takie silne uczucie, to dobra podstawa! – Hermiona posłała jej złośliwy uśmieszek.
- Sama nie wierzysz w to, że wam się uda być razem, Granger!
- Na chwilę obecną, wiem tylko tyle, że ty stąd znikasz, a my zostajemy... Razem!
- Chwilowo!
- Zobaczymy – Hermiona posłała jej kolejny cyniczny uśmieszek i już chciała wyjść za parawan.
- Zdzira... - mruknęła cicho Pansy.
Odwróciła się i spojrzała na nią z niechęcią.
- Nie radzę ci ze mną zadzierać, Parkinson, jeśli nie chcesz się przekonać, dlaczego nazywają mnie najlepszą czarownicą od czasów Roweny Ravenclaw!
- Nie musisz mi grozić. Zniknę, zgodnie z twoim życzeniem. Na jakiś czas...
- To jest też jego życzenie.
Pansy spojrzała na nią nie kryjąc zaskoczenia, ale po chwili skrzywiła się pod nosem i westchnęła cicho.
- Dobrze. Niech tak będzie. Zobaczymy, jak to wszystko się skończy!
- Powinnaś się modlić, by to już był właściwy koniec! Pamiętaj, że wciąż mogę cię wtrącić do Azkabanu, za ten numer z moimi perfumami! - przypomniała jej oschle Hermiona.
Pansy zaśmiała się wrednie.
- Nie masz na to dowodów!
- Bo nie muszę ich mieć. Moje słowo, przeciwko twojemu. No i jeszcze Davis... Tak przerażona, że nigdy się nie postawi, przeciwko mnie.
- Masz moje zapewnienie, Granger, że nie będę wam wchodzić w drogę, a ty naciesz się nim, póki możesz!
- O to się nie martw. Dobrze wiem, co mogę! – Hermiona posłała jej triumfujący uśmieszek i wyszła wreszcie za parawan.
Musiała szczerze przyznać, że konfrontacja z Parkinson mimo wszystko wyprowadziła ją z równowagi. Nie miała jednak zamiaru poddać się podszeptom wątpliwości. Jednego była całkiem pewna. Chciała być z Draconem. To na razie powinno wystarczyć. A co będzie dalej? Czas pokaże.

Dramione - W otoczeniu wroga [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz