Rozdział 1

623 34 8
                                    

           Leniwy piątek to coś co lubię. Miałam w planach domowe spa, godzinną rozmowę z przyjaciółką, która aktualnie wyruszyła na podbój Europy.

          Gdy tak oddałam się planowaniu usłyszałam pukanie do drzwi, a nagle dźwięk ich uchylania.

- Mogę? - zobaczyłam w drzwiach swoją mamę. To naprawdę złota kobieta, zawdzięczam jej tak dużo.

- Pewnie. Coś się stało? - wyglądała na skruszoną.

- Wiem, że miałaś odpoczywać, ale jest sprawa. David jest na treningu. Dzwonił trener, że ten zrobił coś w nogę. Tata pojechał do pracy, więc musisz pojechać ty.

Głośno wypuściłam powietrze z płuc. Moja mina zapewne wyrażała w 100% niezadowolenie z sytuacji.

- No dobra. Trudno.  - powiedziałam staczając się z łóżka.

- Dziękuję. - mama szeroko się uśmiechnęła i ucałowała mnie w czoło.

Niecałe 30 minut później byłam już na miejscu. Myśląc o tym, że znowu będę znosić trenera, któremu ewidentnie wpadłam w oko, robiło mi się naprawdę niedobrze.

Przeszłam pierwszą część boiska i nigdzie nie widziałam tej parszywej mordy. Koło szatni stał dosyć przystojny młody chłopak. Stwierdziłam, że co mi w sumie szkodzi zapytać.

- Hej. Wiesz może gdzie jest  trener tych młodych piłkarzy? - lekko się zaśmiałam.

- Hej, hej. Masz go przed sobą. - głośno się roześmiał. Co jak co, ale miał cudowny uśmiech.

- Co? Niemożliwe. Szukam Pablo, gdzie on jest? - zapytałam już totalnie poważnie.

- Mówię serio. Od dzisiaj to ja jestem ich trenerem. - o Boziu i znowu ten cudowny uśmiech. - Noah Beck, miło mi cię poznać. - wyciągną rękę w moją stronę.

- Carolina Grey. - odpowiedziałam trochę zawstydzona całą sytuacja.

- W takim razie to ty dzwoniłeś do mojej mamy. Co się stało Davidowi? 

- W czasie trening nie zauważył pachołka i prawdopodobnie tylko stłukł sobie nogę. Mimo wszystko chciałem, żeby ktoś po niego przyjechał.

- Rozumiem, a gdzie on jest?

- Czeka na ciebie w szatni. Jeśli pozwolisz to zaniosę go do samochodu. - miło z jego strony pomyślałam.

- Tak, jasne. - szeroko się uśmiechnęłam.

Poszliśmy do małego pomieszczenia, gdzie na ławce siedział mój brat.

- Witam, łajzo. - zaczęłam się śmiać.

- Haha bardzo śmieszne. - odpowiedział niezadowolony.

- Wstawaj, bo twój trener z pewnością też chce już iść do domu. - stwierdziłam.

- Spokojnie, najwyżej mnie podwieziesz. - roześmiał się.

- Z chęcią. - odwzajemniłam śmiech.

- Widzę, że ten trener ci nie przeszkadza. - David uśmiechnął się kokieteryjnie, a ja z pewnością byłam cała czerwona.

- Młody skończ. - usłyszałam tylko śmiech Noah.

- No to wskakuj księżniczko na ręce.

Już 5 minut później David siedział wygodnie w samochodzie.

- Dzięki, podwieźć cię gdzieś? - zapytałam.

- Ta propozycja brzmi kusząco. W sumie chyba się skuszę. - i znowu ten cudowny uśmiech.

- Wsiadaj. - zaśmiałam się.

- Jeszcze jedna sprawa. To mój numer, napisz mi wieczorem jak noga młodego, okey? Nie chciałem tak przy nim. - oznajmił.

- Pewnie, dam ci znać. A teraz wsiadaj. 

Return | Noah BeckOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz