– Teraz wiem, dlaczego nie wzięłaś komórki. Jesteś gorsza niż moja była! – zaśmiał się szyderczo Adam. – Ją przynajmniej mogłem namierzyć...
To koniec – pomyślałam i zawładnęła mną złość.
– Zawiodłeś mnie – zdołałam wydusić, zanim ktoś inny przykuł moją uwagę.
– Ja ciebie? Przestań mnie wkurwiać! Albo zaraz mi wyjaśnisz, co tam się stało, albo...
Bla, bla blaaa...
Nie słyszałam już większości wyrzucanych przez Adama słów. Kłócił się ze mną z samochodu obok, jak nabuzowany kierowca na szosie, a przez opuszczoną szybę, leciały coraz to gorsze epitety. Odłączyłam się, jakby ktoś pociągnął za niewidzialną „wtyczkę". W innej sytuacji odparłabym ten atak, wymachując mu przed nosem środkowym palcem i tłumacząc, że do niczego między mną a jego bratem nie doszło. Nie mogło dojść, nie za moją zgodą. Sebastian nie był w moim typie, ponadto miał żonę i trójkę dzieci. I niezły był z niego psychol. Adam po prostu znał go lepiej, a ostatnio nie radził sobie też z zazdrością, lecz... Zabrakło mi pary na obronę. Coś ścisnęło mnie w dołku na samo wspomnienie tego obrzydliwego zajścia, a do gardła podeszła żółć, a potem coś zgoła innego dało mi po głowie, przeszyło serce i tam utkwiło. Jakbym jednocześnie cofnęła się w czasie i nagle zapomniała o tym, co złe. Co wydarzyło się godzinę temu, a nawet osiem lat temu. Świat zatrzymał się wraz z moim oddechem...
– Majka, do cholery, słuchasz mnie?
Słyszałam, lecz nie byłam w stanie zareagować. Wpatrywałam się jak pijana – a raczej – zahipnotyzowana, w twarz za szybą sportowego auta naprzeciwko. Te oczy i uśmiech. Tak dobrze je znałam. Rozmawiał z kimś, kto zajmował tylne siedzenie, lecz po chwili skrzyżował ze mną spojrzenie, raptownie spoważniał i wówczas poczułam się jak przegrana ofiara losu.
– Majka, przepraszam, nie chciałem na ciebie naskoczyć. Wybacz mi, ale sama mnie prowokujesz, słyszysz...? Nie płacz...
Kto niby płacze, ja? Po chwili rozległ się klakson, na który aż podskoczyłam na siedzeniu i momentalnie otrzeźwiałam.
– Majka! Naćpałaś się, czy co?! Ogłuchłaś?! Zielone jest!
– Nie mam zamiaru dłużej wysłuchiwać tych krzyków i bzdur – zbyłam go w końcu, a następnie zerknęłam w lusterko na odjeżdżające auto mojego byłego, otarłam łzy i ruszyłam przed siebie.
Co on robił w mieście? – zaczęłam się zastanawiać. Na jego widok zgłupiałam i zrobiło mi się niezręcznie. Tak jakoś grzesznie, smutno i zarazem żałośnie.
– Tam na światłach, to był jakiś twój znajomy? – dopytywał Adam, gdy tylko wyskoczyłam z auta na podjazd. – Gapiłaś się na niego jak cielę...
CZYTASZ
Nocne Marki
ChickLitGdyby nie pewien przykry incydent, być może nigdy by się ponownie nie spotkali. Bo bywa, że to, co złe, dopiero po latach wychodzi na dobre.