Nie sądziłam, że jeszcze go zobaczę, a przynajmniej nie tak prędko. Tym razem wypatrzyłam A, w markecie. I nie był sam. W marketowym wózku przypięty był chłopczyk. Zajęty zakupami tatuś, nie rozglądał się za bardzo, dlatego sprytnie rozdzieliłam się z Jolą i podążałam za nim wzdłuż regałów. Od czasu do czasu udawało mi się nieco zbliżyć i wychwycić coś z rozmowy, aż do chwili, gdy maluch rozwył się raptownie jak syrena. Chciałam do niego podejść i się przywitać, ale ostatecznie stchórzyłam. Serce zgłupiało, nogi przestały słuchać i ledwo utrzymywały mnie w pionie, a kiedy wybiegłam na zewnątrz, musiałam szybko gdzieś przysiąść. To było dziwne i zarazem ekscytujące doświadczenie, widzieć go znowu i stracić oddech...
– Maja? – usłyszałam i zaraz otrzeźwiałam. – Hej, gdzie tak przepadłaś, dzwoniłam do ciebie – oznajmiła Jola.
– Przepraszam, źle się poczułam. Straszna dziś duchota... – zmyśliłam, wachlując się plikiem ulotek, pozostawionym przez kogoś w koszu.
– Dalej, idziemy, prędko, bo lody nam się roztopią... – ponaglała.
Oderwałam się od swojej podpory i w tej samej chwili dotarło do nas:
– Ptaaasie mleczkooo dla mamyyy i lodyyy!
– Matko święta, co za rozwydrzony bachor – mruknęła przez zęby Jola, nawet na nich nie patrząc.
– Weź, nie załamuj mnie, to przecież tylko dziecko – oburzyłam się i przyspieszyłam kroku.
– Mały potworek, grrr... – warknęła z niesmakiem na dokładkę.
Wiedziałam, że nie lubiła dzieci, ale... Przecież to był mały, słodki A!
– Zaraz, powoli, koleżanko... Chcesz powiedzieć, że zobaczyłaś po latach byłego faceta, który na dodatek zostawił cię na lodzie i nagle znowu coś do niego poczułaś? Co to ma być, ocipiałaś? I co niby poczułaś? Rozwolnienie czy ból żołądka? – ironizowała.
– Niepotrzebnie ci o tym mówiłam. – Machnęłam ręką i rozdzieliłam lody śmietankowe do pucharków, a na koniec polałam je jeszcze ciepłą, prawdziwą konfiturą z owoców leśnych.
CZYTASZ
Nocne Marki
ChickLitGdyby nie pewien przykry incydent, być może nigdy by się ponownie nie spotkali. Bo bywa, że to, co złe, dopiero po latach wychodzi na dobre.