100% hetero, nie ma tu nic gejowego

30 2 2
                                    

Gdy cały świat miał trafić szlag, gdy tylko zobaczył przenikliwe białe światło, Dean Winchester chwycił za rękę najbliższą mu osobę. Doskonale wiedział, co robi, chociaż nawet przed samym sobą nie przyznałby się, że sięgnął po rękę anioła dlatego, że go kochał. O nie, co to to nie. Dean Winchester to przecież super ultra hiper heteroseksualny mężczyzna, który nigdy w życiu nie mógłby się zakochać w Castielu. Cas jest dobry w walce. Cas umie sobie radzić. To była decyzja survivalowa, nie jakieś tam uczucia. Tym bardziej nie miłość. Phi, Dean przecież nie kocha Casa, a na pewno nie w żaden sposób inny niż po bratersku. No co wy.

Nie miał pojęcia, jak to się stało, ale obudził się w środku lasu, wciąż trzymając anioła za rękę. Szybko ją cofnął, ktoś mógłby nawet powiedzieć, że za szybko, żeby nie skojarzyć tego z wyparciem swoich prawdziwych emocji.

- Co się stało? - spytał, widząc, że anioł otwiera oczy. Te przepiękne, idealnie niebieskie oczy, przypominające mu o wszystkich ich wspólnych momentach, poświęceniach i...

- Wygląda na to, że Tardis nie wytrzymała tego wszystkiego. - odpowiedział mu Castiel. Oboje podnieśli się z ziemi i rozejrzeli wokoło. Ten las nie przypominał niczego, co dotąd widzieli, nawet nie Czyśćca. Wszystko wydawało się zbyt duże, zbyt dzikie i zbyt nieokiełznane.

- Czyli co? Wylecieliśmy ze statku i gdzie konkretnie teraz jesteśmy? - burknął Dean. Coś w tym lesie wydawało się nie na miejscu. Coś na pewno było źle.

- Z tego co wiem, możemy być gdziekolwiek. I kiedykolwiek. - odpowiedział Cas, marszcząc brwi w ten uroczy sposób, który Dean tak uwielbiał. To znaczy się ten, 100% hetero.

I wtedy właśnie usłyszeli ryk rodem z "Parku Jurajskiego". Woda w pobliskiej kałuży zaczęła się trząść.

- Oh, skurwysyn. - skwitował Dean, zauważając między drzewami postać wielkiego dinozaura. Nie był pewny, czy jest to najfajniejsza, czy też najgorsza rzecz, która kiedykolwiek się mu przytrafiła. Właśnie w tym momencie zorientował się również, że z jakiegoś, bliżej mu nieznanego powodu, nie miał przy sobie żadnej broni.

- Jeżeli nie będziemy się ruszać, nie powinien nas zauważyć, prawda? - zauważył, ponieważ widział Park Jurajski i nigdy nie przeszło mu przez głowę, że ten film może nie być całkowicie realistyczny. Zobaczył, jak Cas wysuwa anielskie ostrze z rękawa. - Prawda? - ponowił swoje pytanie, nie do końca pewny, czy Steven Spielberg go nie oszukał. Tyranozaur jednak nieubłaganie się zbliżał, a że żaden z nich nie miał najmniejszej ochoty na bycie zjedzonym.

- Zwiewamy, nie? - zapytał Dean, nie do końca wiedząc, czemu w ogóle marnuje czas na zadawanie takich pytań.

- Zwiewamy. - zgodził się Castiel. Rozbiegli się w dwóch przeciwnych kierunkach, tak żeby zmylić przeciwnika. Dean przestał biec, gdy usłyszał, że kroki się od niego oddalają.

- Cholera, Cas. - rzucił pod nosem i, wbrew jakiemukolwiek zdrowemu rozsądkowi, pobiegł w stronę dinozaura. Chyba sam nie wiedział dlaczego. Po prostu wyrzuty sumienia nigdy by go nie opuściły, gdyby chociaż nie spróbował ocalić anioła, a przynajmniej to próbował sobie wmówić.

Wtedy znów usłyszał ryk, tak potężny i ogłuszający, że małe, dziwne ptaszki, które kryły się na szczytach drzew, uciekły z przerażeniem. Zaczął biec szybciej, bo nawet, jeżeli oznaczało to jego śmierć, nie chciał, żeby cokolwiek stało się jego aniołowi. Zdawał sobie sprawę z tego, że być może się spóźnił, ale jakiś strzęp nadziei nie pozwalał mu się poddać.

I wtedy zobaczył zakrwawionego Castiela, stojącego nad kilkukrotnie większym od niego dinozaurem. Martwym dinozaurem.

- Ale... jak to zrobiłeś? - Dean stanął jak wryty. Cas wzruszył ramionami i schował ostrze.

I wtedy, akurat, gdy miał się odezwać, pojawiło się dziwne światło, które na kilka sekund nie pozwalało dostrzec czegokolwiek. Gdy tylko zjawisko zniknęło i wszystko wróciło do względnej normalności, Cas z przerażeniem zauważył, że jego najlepszy przyjaciel leży nieruchomo na ziemi. Podszedł do niego, rozglądając się przy okazji w poszukiwaniu kolejnych potencjalnych agresorów.

- Dean? - zapytał, widząc, że ten oddycha. Uklęknął przy nim i spróbował go uleczyć, ale nie znalazł żadnej rany. Wtedy Dean spojrzał na niego. Cas od razu wiedział, że coś jest nie tak. W jego zielonych oczach było coś obcego, brutalnego, coś, czego nie był w stanie rozpoznać. Jakby... to już nie był jego łowca.

- Zgaduj dalej. - Postać, która kiedyś była Deanem Winchesterem uśmiechnęła się drapieżnie. 




A/N: Ogólnie to planuję wrzucać nowe rozdziały tego w środy i niedziele, takie tylko FYI

Gwiezdny Chaos [SuperDCMarvelStarWhoLockofWiedźPottJacksonRings]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz