Gdy Nico otworzył oczy, zobaczył tylko idealnie niebieskie niebo, pozbawione chmur i poczuł prażące promienie pustynnego słońca, które miały wielką ochotę spalić go żywcem. Pod nosem przeklął fakt, że zapomniał dzisiaj nałożyć kremu przeciwsłonecznego. A potem wstał. I, tak jak przewidywał, znajdował się na jakiejś pustyni.
Na szczęście, zobaczył, że jakieś pięćset metrów od niego znajduje się drewniany, biały budynek, który podejrzanie mocno przypominał mu kościół i w tamtym właśnie kierunku postanowił się udać, czując, że tajemnicza dziewczyna, w której mieszkaniu znajdował się przed chwilą, chciała, żeby tu się znalazł i chciała, żeby tam poszedł.
- Te, to któryś z twoich? - spytał Jesse, zauważając kątem oka, że kolejna osoba chce zakłócić mu popołudniowy wypoczynek. I to osoba, która zdecydowanie wyglądała na jakiegoś wampira, albo innego świrusa tego typu, ubrana całkowicie na czarno, co zdecydowanie nie było najlepszym pomysłem na lato w Teksasie. Cassidy, do którego było skierowane pytanie, spojrzał w tamtym kierunku. Wciąż był ubrany w całą stertę szmat, na nosie miał okulary i siedział pod parasolem, na skrzyni, w której zamknęli Amarę.
- Meh, nie kojarzę gościa. - Wzruszył ramionami i wrócił do udawania, że umie czytać, czyli wgapiania się w obrazki w ilustrowanej Biblii, którą znalazł w kościele. Kusiło go, żeby wziąć jakiś mazaczek i dorysować wszystkim wąsy, ale stwierdził, że będzie zachowywać się, jak na dorosłego wampira przystoi, a taki mazaczek mógłby przebić na następną kartkę, więc robił to długopisem.
Nico w międzyczasie zauważył kaznodzieję i dziwnego człowieka pod parasolem i przyspieszył kroku. To był naprawdę długi i naprawdę dziwny dzień, podczas którego poznał naprawdę bardzo dziwnych ludzi i, szczerze mówiąc, był już padnięty, ale wiedział, że musi dokończyć swoją misję i wrócić do ojca. Kaznodzieja podniósł się z leżaczka i przypatrywał mu się z wyraźną rezygnacją.
- Gdzie jestem? - spytał Nico, gdy zbliżył się już na wystarczającą odległość, by dało się go usłyszeć, a sam nie musiał krzyczeć.
- Annville, Teksas. - odparł Jesse, przyglądając mu się uważnie, gotowy na jakikolwiek ruch, który miałby zdradzić jego nieuczciwe zamiary. O ile oczywiście dość marnie wyglądający nastolatek mógłby mieć nieuczciwe zamiary. Z drugiej jednak strony, stojący przed nim chłopak właśnie był nastolatkiem. A czy jakikolwiek nastolatek kiedykolwiek nie miał nieuczciwych zamiarów?
- Dlaczego tu jestem? - spytał Nico, z wątłą nadzieją, że ktokolwiek wreszcie mu powie, o co w tym wszystkim tak naprawdę chodzi. Jesse wzruszył tylko ramionami.
- Nie wiem, dlaczego tu jesteś? - spytał, jakby oczekiwał od niego odpowiedzi. Syn Hadesa był już całkowicie zrezygnowany. Zdawał sobie sprawę z tego, że zarówno od towarzysza kaznodziei, jak i od skrzyni, na której siedział, biła aura śmierci, ale postanowił, że ma już dość i nie będzie o to pytał.
I wtedy, no bo przecież ten dzień nie mógł się tak po prostu wesoło skończyć i musiał stać się jeszcze dziwniejszy, na niebie zmaterializował się czołg oraz uczepiona go czwórka ludzi. Następnie, przerażająco szybkim tempie czołg zaczął spadać, prosto na kościół. Kaznodzieja zdążył tylko coś krzyknąć i pociągnąć swojego towarzysza i nowopoznanego nastolatka w przeciwną stronę. Czołg wesoło runął na drewnianą budowlę i rozwalił ją na zaskakująco dużą ilość małych elementów. Jesse westchnął głośno, nie wierząc, że jego miejsce pracy zamieniło się w kompletną ruinę. A dopiero co naprawił ścianę, w którą kilka tygodni wcześniej wrąbał się diabeł na krowie.
Czwórce ludzi nic się nie stało, choć jeden z nich, ubrany w oldschoolowy mundur, którego wąsy częściowo odczepiły się z rzepa, który je przytrzymywał, wydawał się nieprzytomny.
Nico od razu rozpoznał Piłsudskiego, którego poznał już wcześniej tego dnia, choć w tym momencie wydawało mu się, jakby było to wydarzenie napisane pięć lat temu przez jakiegoś szaleńca, któremu nudziło się na lekcji matematyki w gimnazjum. Poznał też pozostałą trójkę, którą widział wcześniej na statku kosmicznym dziwnego starszego pana, który tak w zasadzie go porwał. Utwierdziło go to przynajmniej w przekonaniu, że znalazł się w dobrym miejscu i o dobrym czasie, a podejrzana fanka herbaty go nie oszukała.
CZYTASZ
Gwiezdny Chaos [SuperDCMarvelStarWhoLockofWiedźPottJacksonRings]
FanfictionDawno, dawno temu w odległej galaktyce... Imperator został zdradzony i zamordowany przez swoją prawą stopę, Wielkiego Mistrza Balthazara, który następnie przejął władzę nad Imperium, twierdząc, że wrócił do siebie, obejrzał "Przebudzenie Mocy" i n...