𝐏𝐫𝐨𝐥𝐨𝐠 𝐍ᵒ.𝟐

74 14 0
                                    

Występują drastyczne sceny oraz duże ilości krwi. Czytasz na własną odpowiedzialność!

Białowłosa otworzyła drzwi i rozejrzała się po korytarzu. Białe tęczówki uważnie lustrowały długi hol. Gdy upewniła się, że nikogo nie ma w pobliżu, wyślizgnęła się z pokoju i po cichu przeszła kilka zawiłych korytarzy, aż w końcu znalazła się przed dużymi, dwuskrzydłowymi drzwiami. Mocnym pchnięciem otworzyła ich prawe skrzydło i wyszła na dwór. Poprawiła duży miecz na swoich plecach i strzepnęła niewidzialny kurz ze swojej bladoróżowej yukaty. Zamknęła oczy i aktywowała swoje kekkei genkai - Hoshigana. W jej całkiem białych tęczówkach pokazał się smoliście czarny pentagram. Mizuki udała się w stronę dużej budowli z białego marmuru - świątyni Księżyca. Hoshigan zalśnił, a białooka przystanęła. Nienawidziła swoich wizji, które pojawiały się w najmniej oczekiwanych momentach. Jednak tym razem to co zobaczyła, bardzo ją usatysfakcjonowało. Pewnym krokiem ruszyła prosto do wejścia świątyni. Mijając strażników skinęła głową na powitanie i przystanęła. Ściągnęła miecz z pleców i dwoma szybkimi ruchami rozpłatała obu strażników na pół. Bladą dłonią starła bordową krew z ostrza, po czym oblizała ją, rozkoszując się metalicznym posmakiem krwi. Z mieczem odbijającym światło księżyca w ręce otworzyła drzwi świątyni i najnormalniej w świecie weszła do środka.

- Dawaj. Te. Zwoje. - warknęła obnażając białe zęby.
Porcelanowo-biała dłoń Mizuki mocno ściskała szyję najwyższej kapłanki. Twarz starszej kobiety robiła się coraz bardziej szara, a jej oddech urywany i lekko charczący. Jej nogi unosiły się kilka centymetrów nad ziemią. Młoda Shingetsu zmarszczyła brwi, a jej twarz wykrzywił grymas wściekłości. Jej blade palce jeszcze bardziej zacisnęły się na szyi starszej kobiety.
- Czego nie rozumiesz? Czy nie powiedziałam wyraźnie, że masz mi oddać wszystkie klanowe zwoje? - syknęła z jadem patrząc Hoshiganem głęboko w białe tęczówki kapłanki.
- Nigdy... ci... ich... nie oddam... - szepnęła ledwo słyszalnie kobieta - Prędzej zginę... niż ci je oddam... Mizuki...
Oczy dziewiętnastolatki rozszerzyły się i błysnął w nich gniew.
- I jeszcze śmiesz stawiać mi opór! - wrzasnęła - W takim razie sama je sobie wezmę!
W białych tęczówkach Mizuki ukazało się czyste szaleństwo. Wolną dłonią sięgnęła po miecz i jednym płynnym ruchem wbiła go w brzuch starszej kobiety. Młoda Shingetsu rozluźniła uścisk na szyi kapłanki i opuściła jej ciało na marmurową posadzkę. Dziewczyna uśmiechnęła się szaleńczo i kilka razy przekręciła ostrze we wnętrzu kobiety. Z jej ust wydobył się okrzyk bólu. Właścicielka Hoshigana wyciągnęła z niej swój miecz i wytarła spływającą z niego krew o białą szatę najwyższej kapłanki.
- Miłych snów - powiedziała, ostrze jej miecza błysnęło i kilka sekund później głowa kobiety potoczyła się po splamionej krwią podłodze. Dziewczyna z dumą podniosła głowę i uważnie rozejrzała się po świątyni. Tu i tam walały się truchła ludzi z jej klanu, którzy sprawowali opiekę nad zwojami klanu Shingetsu. Jej jasna yukata była obryzgana bordową krwią, która w niektórych miejscach zdążyła już zaschnąć. Mizuki starła dłonią krew z ostrza i ruszyła przed siebie, za cel obierając najważniejsze pomieszczenie w świątyni - Komnatę Ojca Księżyca.

Białooka siedziała na drzewie i uważnie studiowała znajdujący się w jej rękach zwój. Była w nim zapisana cała historia klanu Shingetsu. Dziewczyna była tak pochłonięta lekturą, że nawet nie zwróciła uwagi na to, jak niebo na wschodzie zaczynało się już przejaśniać, a gwiazdy zniknęły z pola widzenia. Mizuki zdążyła przeczytać już wszystkie zwoje. Większość z nich była zapełniona treścią, którą znała z prywatnych lekcji ze swoją klanową nauczycielką - Tsukiko. Jednak zainteresowały ją, tak zwane zwoje zakazane, opisujące historię klanu i starożytne jutsu, których nikt już nie używał. Mizuki rozpaliła małe ognisko i wrzuciła w płomienie kilka ze zwoi, które nie były jej już do niczego potrzebne.
Dalej jednak pragnęła więcej. Chciała więcej informacji, więcej wiedzy, zawartej w zwojach. Jednak jej klan nie miał już więcej takowych. Musiała, więc zabrać inne zwoje. Miejscem, gdzie mogłaby je znaleźć, był gabinet samej Piątej Hokage. Na myśl o większej ilości zwoi, uśmiechnęła się. Najpierw jednak musiała się doprowadzić do porządku.

Mizuki doskonale wiedziała, jak to jest być ściganą. Po nieudanej próbie wykradzenia zwoi i zamordowania Piątej, wysłano za nią pościg. Składał się on z trzydziestu świetnych shinobich oraz Haru i Kaori - drużyny, do której wcześniej należała Mizuki. Zdyszana białowłosa przystanęła, by złapać oddech. Momentalne otoczyli ją shinobi, a na ich czele stanęła dwójka przyjaciół młodej właścicielki Hoshigana.
- Mizuki... - białooka odwróciła się na dźwięk swojego imienia.
Białe tęczówki skrzyżowały się z zielonymi oczami Haru.
- Dlaczego to zrobiłaś? - w głosie chłopaka dało się usłyszeć zawód.
Mizuki w odpowiedzi roześmiała się szaleńczo.
- A dlaczego by nie? - jej głos był opanowany i miękki, a zarazem zimny i ostry, niczym ostrze jej miecza na plecach.
Czarnowłosa Kaori zbliżyła się do swojej przyjaciółki.
- Co się z tobą stało, Mizuki? - zapytała z zaniepokojeniem dziewczyna.
- Oh, ze mną? Ze mną nic. - z ust nie schodził jej kpiący uśmiech.
- Więc dlaczego chciałaś ukraść zwoje? - Haru nieświadomie podniósł głos.
- Ciągnie mnie do wiedzy. Chcę ją całą pochłonąć. Nigdy nie czułeś takiej potrzeby, Haru? - imię chłopaka wypowiedziała z niejakim rozbawieniem.
- Wiesz, że teraz czeka cię kara? - zapytała bliska płaczu Kaori.
Młoda Shingetsu zaśmiała się perliście.
- Nie, nie. Mnie czeka wolność. A was... - zrobiła pauzę i oblizała wargi - ...śmierć!
Mizuki błyskawicznie ściągnęła miecz i wyskoczyła w górę. Nikt, kto chociaż zbliżył się do jej miecza, nie zachował życia. Shinobi padali martwi jeden po drugim. Trawa rosnąca wokół zabarwiła się na czerwono od dużych ilości krwi. Trzydzieści ciał leżało bezwładnie na miękkiej trawie. Wokół walały się nieużyte kunai'e i poodcinane części ciał. A na środku tego pobojowiska stała trzyosobowa drużyna. Kaori i Haru patrzący na to wszystko z przerażeniem w oczach i Mizuki z obłędem w białych tęczówkach. Jej oddech był szybki. Walka mimo wszystko kosztowała ją trochę wysiłku. Pewnym krokiem podeszła do czarnowłosej przyjaciółki i mocno ją przytuliła.
- Miłych snów... - szepnęła jej do ucha.
Po chwili przecięte na pół ciało dziewczyny leżało na zalanej już krwią trawie. Shingetsu obróciła się z wyciągniętym przed siebie mieczem. Jedno pchnięcie i Haru również leżał martwy na ziemi. Dziewczyna uśmiechnęła się do siebie. Wtem jej uszy zarejestrowały jakiś szelest. Spieła się i przygotowała do działania, gdy usłyszała jakiś głos.
- Tobi bardzo się cieszy, że do Akatsuki dołączy dziewczyna. Czy senpai też się cieszy?
- Zamknij się, jeszcze nas usłyszy!
Mizuki odwróciła się. Podniosła ostrze miecza do góry i wyczuliła wszystkie zmysły.
- Kto tu jest?! - warknęła.
Z pobliskich krzaków wyszło dwóch mężczyzn - jeden z blond włosami i niebieskimi oczami, a drugi z ciemnymi włosami i pomarańczową maską na twarzy.
- Mizuki Shingetsu? - zapytał blondyn.
Dziewczyna potwierdziła ostrożnym skinięciem głowy.
- A wy to kto?
- Ja jestem Deidara, a to Tobi.
- Mizuki-chan pójdzie z nami. Mizuki-chan dołączy do Akatsuki.

𝐀𝐧𝐠𝐞𝐥𝐬 𝐜𝐨𝐮𝐥𝐝 𝐛𝐞 𝐛𝐚𝐝  || 𝐀𝐤𝐚𝐭𝐬𝐮𝐤𝐢.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz