Blaine
Podjeżdżam samochodem trochę dalej od szkoły. Niezbyt lubię, kiedy ludzie wiedzą o moim majątku. Ostatni samochód mi porysowano i przebito mi opony. Niech nikt nie wie, że należy do mnie.
Zarzucam na ramię moją listonoszkę i chodnikiem kroczę w stronę szkoły. Unikam spojrzeń mijanego tłumu, chodzę dość szybko.
- Hej, Blaine! - słyszę za sobą głos wysokiej tonacji. Przystaję na chwilę, po czym odwracam się w stronę kolegi.
- Hej Kurt - podaję mu rękę. Mój wzrok bezwiednie opada na jego usta układające się w pełen podekscytowania uśmiech. Uśmiecham się niezręcznie chcąc zapanować nad emocjami.
- Jak przygotowania do imprezy? - idzie ze mną ramie w ramie. Ma na sobie sweter, jakoś tak dziwnie ścięty po skosie z wysokim golfem. Co by nie myśleć, wygląda w tym dobrze.
- Wszyscy zaproszeni - wzruszam ramionami - w domu nie mam dużo do ogarnięcia.
- A twoi rodzice? - pyta, a ja przełykam gorzko ślinęślinę.
- Nie będzie ich, są na wyjeździe - bez namiętnie poruszam ustami, wydobywając z siebie te słowa.
- Muszę cię o coś zapytać, Baline - Kurt przestaje, zmuszony jestem stanąć i się odwrócić. Chłopak stoi zdenerwowany, nerwowo ściska palce - zastanawia mnie..
- Blaine! Chodź tutaj! Mam sprawę! - słyszę Rachel, machającą do mnie pod wejściem do szkoły. Uratowała mnie z niezręcznej sytuacji.
- Kurt, przepraszam - ściskam jego ramiona - pogadamy o ty później. Muszę szykować numer z Rachel.
- Nie no jasne - w jego głosie czuję zrezygnowanie - do później.Oddalam się trochę przybity tym, jak potraktowałem Hummela, jednak musiałem. Miał w oczach to co, co miałem ja kilka minut przed powiedzeniem prawdy Jeffowi.
Dokładnie czułem i słyszałem już w głowie to, co chce powiedzieć. "Jesteś gejem Blaine", a potem każdy miałby mnie za nic, ponownie.
- Co się stało Rachel? - wkładam dłonie w kieszenie spodni.
- Kto będzie u ciebie na imprezie?
- Wszyscy - dziwi mnie jej pytanie.
- Finn również? - spogląda w podłogę.
- No tak, też jest zaproszony.
- W takim razie ja odmawiam, nie pojawię się - unosi głowę i zaczyna odchodzić szybkim krokiem. Łapie ją za rękę i zatrzymuje.
- Dlaczego? Coś się stało? - dotykam jej podbródka, lekko unosząc smutną twarz dziewczyny.
- Zerwaliśmy, a ja nie mam ochoty iść na przyjęcie i udawać, że wszystko jest okej, rozumiesz?!
Podnosi na mnie głos, a jej zawstydzone oczy robią się szkliste.
- Nie będziesz musiała udawać - spogląda na mnie pytająco. - Przyjdź, będziesz bawić się ze mną, z dziewczynami, zaśpiewamy razem. Będzie fajnie, zobaczysz.
- Obiecujesz? - na jej usta wkrada się lekki uśmiech pełen nadziei.
- Obiecuję - obejmuję ją lekko i odprowadzam do klasy.*
Piątek nadszedł niebywale szybko.
Poprawiam sobie czarną muszę pasującą do jasnej koszulki polo.
Na parking podjeżdża samochód, po nim kolejny.
Wszystko jest gotowe. Zamówiłem dość sporo przekąsek a jeszcze więcej alkoholu i to najróżniejszego. Począwszy od win słodkich, przez wytrawne, do szampanów, wódki czystej jak i smakowej aż po whisky i brandy. Mam nadzieję, że mnie polubią.
Głośniki podłączone są na całym domu, podobnie kolorowe światła robiące wyjątkowy nastrój. Pokoje gościnne gotowe są na przyjęcie gości, gdyby ktos nie miał jak wrócić, lub gdyby impreza przyciągnęła się aż do soboty. A nie wykluczam takiego scenariusza z tymi zapasami.- Masz piękny dom Blanie - mówi żydówka popijając wino - nie mówiłeś, że jesteś aż tak bogaty.
- Nie lubię się tym chwalić - odpowiadam. W końcu to nie mój majątek, a rodziców i ich firmy. - Nie chce być lubiany jedynie ze względu na kasę.
- Dobre podejście - wtrąca się Santana - chociaż poziom i prestiż jeszcze nikomu nigdy nie zaszkodził.
- Może skończmy siąpić te lekkie drineczki i przejdźmy do czegoś mocniejszego? - Puck wyjmuje z zamrażarki kilka flaszek czystego, zimnego alkoholu i rozlewa go do kieliszków.
Rozdaje każdemu trunek, poczym wnosi toast:
- Za nowego! - jego ręka unosi się wysoko.
- Za nowego - wtórują mu wszyscy.*
- Wyzwanie - odpowiadam, kiedy butelka zatrzymuje się na mnie. Tina mierzy mnie wzrokiem.
- Ściągnij muszę - uśmiecha się zwycięstko, wiedząc, że tak mały i nieistotny element sprawi mi dużo problemów.
- Ty to zrób - unoszę ręce do góry i wyciągam szyję.
Dziewczyna kuca przy mnie, po czym sprawnie ściąga ze mnie ten zbędny kawałek materiału. Czuję się bez niego nagi i pozbawiony wartości.
Alkohol zawarty w mojej krwi nie pozwala mi jednak zbytnio się tym przejmować.
Obracam butelkę, która z lekkim stukotem obraca się na ciemnych, marmurowych płytkach.
Zatrzymuje sie na Brittany, która wygląda na mocno wstawioną. Kładzie mi palec na ustach, pochylając się nade mną.
- Chcę kogoś pocałować - szepcze.
- Czyli zmieniamy zasady!? - obracam się patrząc, czy wszyscy się na to zgadzają. Uniesienie kieliszków to chyba dobry znak. Wypijam zawartość swojego.
- Zakręce jeszcze raz, pocałujesz tego, kogo wskaże wyrocznia - tłumaczę, a blondynka posłusznie kiwa głową na znak, że zrozumiała.
Butelka kręci się ponownie, a wraz z nią głowa cheerleaderki. Gwint zatrzymuje się na Santanie.
- Oh, już myślałam, że ktoś inny będzie obłapiał moją dziewczynę - odkłada kieliszek i siada na kolanach swojej dziewczyny. Nie rozumiem, każdy tu każdego tak szanuje? Nie miałem pojęcia, że te dwie panie są lesbijkami. Patrzę na ich dość namiętny pocałunek, który w oczach większości obecnych chłopaków wzbudził pożądanie. Obserwuję ich i staram się zachować jak oni. Staram się, aby mój wzrok był równie rozmarzony.
Nie wiem nawet kiedy Sant wróciła na miejce a pusta flaszka została wprawiona w ruch. Na jej końcu siedział Kurt Hummel. Mocno wytrzeszcza oczy, wygląda jakby chciał protestować. Santana kładzie głowę na jego ramieniu, wplatajac palce w jego włosy.
- Posłuchaj cukiereczku - mówi lekko bełkocząc - ja wolę dziewczyny, a ty chłopców. Więc będzie to krótki buziak, okej?
Po czym łączy swoje usta z ustami zakłopotanego Kurta. Trwa to chwilę i przypomina bardziej buziak przyjaciółek niż prawdziwy pocałunek.
Kurt łapie butelkę zanim zdążył całkowicie oprzytomnieć. Koniec butelki wskazuje mnie.
On nie mógł trafić gorzej.
Widzę zadowolenie gości, kiedy z ich ust wyrywają się okrzyki i gwizdy.
Ja nie mogłem trafić lepiej.
Uśmiecham się zgorzkniało, jakby miało mnie to w jakiś sposób obrzydzac. Na kolanach przesuwam się w stronę Kurta, który wygląda na sparaliżowanego.
- Ejej, przystojniaku - Portorykanka łapie mnie za ramię i wymachuje palcem przed moją twarzą - ma to być soczysty, długi, namiętny i pełen uczuć całus, najlepiej z języczkiem, bo Kurtowi się należy! Jeśli mi się nie spodoba, będziesz go powtarzał i powtarzał, aż nie powiem "dość". Rozumiesz?
Kiwam posłusznie głową i ustawiam się na przeciwko przystojnego chłopaka.
Nie będę musiał nic powtarzać. Zrobię to idealnie za pierwszym razem.
Kurt próbuje być pewny siebie, ale w jego oczach widzę iskierki pożądania jak i lekką niepewności.
Obejmuję go dłonią za szyję, po czym przyciskam swoje usta do jego. Nie pozwala mnie wpuścić wgłąb siebie, jednak pod naciskiem moich warg, jego lekko się rozstępują. Pogłebiam pocałunek a jego dłoń ląduje na mojej twarzy, lekko pocierając policzek.
Wciskam język do jego ust, lekko muskając jego podniebienie. Osobiście czuję jak przechodzi go dreszcz. Smakuje wódką i słonym popcornem, który podjada nieustannie. Oddaje pocałunek równie namiętnie, a w jego dotyku czuję podniecenie i porządnie. Chce więcej, ja również.
Mój umysł pozostaje jednak otwarty i kończę naszą przygodę lekko się odchylając. Staram się nie patrzeć mu w oczy, tylko po prostu wrócić na miejsce. Mój oddech nie jest miarowy, a moja męskość boleśnie pulsuje. Dobrze, że mam spodnie, na których nie widać wypukłości.
Spoglądam na Kurta, który jest w szoku. Santana siedzi z otwartą buzią co znaczy, że powtórka nie jest konieczna.
Wypijam kolejny kieliszek.
CDN....
Witajcie! Jest to pierwsza z dwóch części dotyczącej imprezy! Mam nadzieję, że czekacie na dalszy ciąg.
Podzielcie się wrażeniami w komentarzach!
CZYTASZ
(Tymczasowo Zawieszone) DARK SIDE | Klaine | Blaine&Kurt | 18+
FanficŻycie w szkole nie jest łatwe nawet dla zwykłej osoby. Bycie "dziwakiem", "innym", "odmieńcem" jeszcze bardziej wpływa na ludzką psychikę i wytrzymałość. Nikt nie chce traktować uczciwie, kogoś kto nie jest ideałem, według wytyczonych przez innych g...