Amir

Biegłem przed siebie rozglądając się. Czułem, że muszę biec chodź nie wiem kto mnie goni i dlaczego, czułem czyjąś obecność, która na pewmo była wrogo do mnie nastawiona. Potknąłem się i upadłem  do wody... jednak to nie była woda a krew... ludzka było jej po kolana  a rzeczą, o którą się potknąłem było ludzkie ciało. Szybko wstałem otrzepujac skrzydła z krwi. Poczułem ukłucie w klatce piersiowej... Był to strach.  Zacząłem szybko iść rozglądając się. Drzew było niewiele wszystkie szare i przywiędnięte bez liści mimo środka lata podobnie było z innymi roślinami. Szłem nerwowo. Gdy zbliżyłem się do miasta. Ogromny pomnik było widać już z oddali pomnik postaci w kapturze było widać tylko usta i kły  a w jego rękach były dwie pary skrzydeł jedne anielskie a drugie demoniczne. Ludzie chodzili przygarbieni i smutni na szyjach mieli coś na kształt obroży... nawet dzieci się nie uśmiechały to było przerażające w dodatku demony... które tego wszystkiego pilnowały w czarnych ciężkich strojach.  Po ulicy chodziły też demony i anioły ci jednak nie mieli skrzydeł lub mieli je bardzo mocno zdefirmowane tak aby nie mogli ich nigdy użyć. Nagle dwóch strażników zaczęło iść w moją stronę, zacząłem uciekać jednak nie udało mi się uciec daleko. Brutalnie powalili mnie na ziemię i skuli moje ręce wykręcając je do tyłu. Szarpałem się i zapierałem mimo to zaciągnęli mnie pod ten okropny pomnik i rozłożyli moje skrzydła. O nie.... zacząłem się szarpać i wierzgac nimi na wszystkie strony. Złapali je i rozciągnęli na całą ich możliwą długość. Po chwili poczułem przeraźliwy ból i wrzasnąłem głośno a jedno z moich skrzydeł wylądowało przede mną....

Obudziłem się z wrzaskiem ruszając nerwowo skrzydłami. Okazało się, że to tylko głupi sen a nie rzeczywistość. Dyszałem cicho zakrywając się moimi skrzydłami i oddychałem głęboko próbując się uspokoić nic nie pomagało, czułem się bezpieczniej, niż przed chwilą

Robert

Obudziło mnie skrzypienie łóżka, próbowałem zrobić cokolwiek jednak nic nie działało. Wstałem i rozejrzałem przyczyną tej pobudki był ten anioł od siedmiu boleści. Wierzgał coś mrucząc po chwili zaczął uderzać skrzydłami w ścianę aż zaczęły pojawiać się pęknięcia. Obudził się z cichym krzykiem nagrywając się skrzydłami. Wolałem nie podchodzić ani nic nie mówić aby się uspokoił. Czyli też odczuwają  skutki tej okropnej wojny, nie zamierzałem kłaść się spać bo to było by już bez sensu patrzyłem więc tylko na skuloną postać

Walka o ZiemięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz