Dziś po zmroku Janusz przyszedł do mojego mieszkania, w momencie, w którym miałam zamiar pójść wziąć odprężającą kąpiel.
Nawet nie zadałam mu pytania, czemu wpada o takiej porze bez zapowiedzi. Wiedziałam, że dopiero co wyszedł z Nobocoto i cholernie cieszyłam się, że miał siły i czas, aby spędzić ze mną wieczór.
O dziwo żadne piękne dziewczyny, kręcące się na codzień koło Mateusza i tym samym koło Janka, nie były moimi rywalkami. Była nią ta cholerna praca, bez której miałam wrażenie, że chłopak umrze...
Ubrałam się w jakąś za dużą koszulkę mojego chłopaka i szorty. Na nogi wsunęłam klapki i byłam gotowa do wyjścia. Do ręki chwyciłam jeszcze jego szarą bluzę, tą z mojej pierwszej gimnazjalnej imprezy... Mimo później pory na dworze jednak nadal było bardzo ciepło. W końcu był pierwszy dzień sierpnia.
Zaczęłam iść za Walczukiem w dobrze znanym mi kierunku. Dorównałam mu kroku i wtuliłam się w jego ramię, a chłopak przyciągnął mnie bliżej.
Weszliśmy na całkowicie pusty o tej porze plac zabaw.
Nasze gimnazjum znajdowało się jakieś pięć minut piechotą od tego miejsca, dlatego cały ten rok, który spędziliśmy wspólnie przychodziliśmy tutaj po lekcjach.
Janusz zawsze wyganiał dzieci z małej wieży, która była najwyższym punktem obiektu. Siadaliśmy tam, pod tym małym, czerwonym dachem i paliliśmy papierosy. Śmialiśmy się wspólnie i opowiadaliśmy sobie, jak minął nam szkolny dzień, mimo tego, że i tak ciągle spotykaliśmy się na korytarzach.
Wtedy mój szkolny status społeczny szybko zmienił się z „tej nowej" do „tej, co się przyjaźni z Jachem i z Idą". Średnia metka, ale lepsze to, niż bycie nikim.
Tym razem nie usiedliśmy na wieży, bo chyba nawet byśmy się tam nie zmieścili. Janek znacznie urósł przez te blisko pięć lat, a ja nabrałam kobiecych kształtów, przez co mogłaby mieć problem w przeciśnięciu się biodrami przez niewielkie wejście.
Wzrok szatyna padł na huśtawki, a ja jedynie skinęłam twierdząca głową. Usiedliśmy więc na nich, ta Walczuka nieznacznie się ugięła, a moja skrzypnęła głośno, kiedy tylko wykonałam ruch. Chłopak zaśmiał się pod nosem.
Żadne z nas nie wyjęło z kieszeni paczki szlugów. Oboje już nie paliliśmy. Ja rzuciłam i popalałam jedynie okazjonalnie, na jakiś imprezach, czy na mocnym kacu. Natomiast mój chłopak niedawno stwierdził, że ostatecznie przerzuca się z fajek na zioło.
Nie byłam zadowolonona z tej zmiany, jednak wiedziałam, że bez używki Janusz najzwyczajniej oszaleje. Popadł w wir pracy.
Miksował kawałki chyba dla wszystkich raperów na całym świecie, bo często robił to przez dwadzieścia godzin na dobę.
Energetyki, czy kawa już dawno przestały działać pobudzająco na jego organizm, dlatego też praktycznie codziennie sięgał po skręta. Wiedziałam, że tą „miłością" zaraził się od Mateusza. Przecież Zawistowskiego trudno było spotkać bez gibona w ręce...
Janek, kiedy nie pracował na rzecz innych, pisał swoje teksty. Już od kilku lat słyszałam, że Inakoma wyjdzie za tydzień, miesiąc, trzy... Końca projektu nie było widać, jednak chłopak pisał coraz to nowe numery.
Zazwyczaj puszczał mi tylko jakieś snippety, lub czytał kawałki tekstu wyrwane z kontekstu i pytał, czy są dobre. Mówiłam, że tak. W końcu to najszczersza prawda, bo zawsze były dobre. Jednak miałam wrażenie, że nie do końca mi wierzy i uważa, że mówię tak tylko dlatego, bo jestem jego dziewczyną.
- Trzymaj - powiedział nagle, podając mi jedną słuchawkę.
Włożyłam ją do ucha, a szatyn zdobił to samo z drugą.
CZYTASZ
Wierzę w ciebie | Janusz Walczuk
FanficLiwia jest w rozsypce po rozstaniu z chłopakiem. Niespodziewany telefon od kiedyś bardzo ważnej w jej życiu osoby sprawia, że dziewczyna wraca myślami do dawnych wydarzeń, przypominając sobie wszystkie dobre, jak i te gorsze chwile spędzone z jej br...