3

856 65 57
                                        

Jedzenie było genialne. Keith nałożył sobie wszystkiego po trochu, ale szybko musiał sięgnąć po więcej. Lance i Pidge ogołocili kurczaka, Hunk wypytywał o przepis na potrawkę. Curtis spokojnie dyktował listę składników, jednocześnie tuląc syna i jedząc. Widocznie bycie rodzice wymagało umiejętności robienia wielu rzeczy na raz. Albo dodatkowej pary rąk.

– Skąd Garnizon właściwie miał tę wyspę? – zapytała Pidge. Podobnie jak reszta dostała kieliszek wina, chociaż w świetle prawa była na to za młoda.

Keith upił trochę własnego wina, cierpki smak na języku nijak nie pasował do jego zaskakująco radosnego nastroju. Strasznie się stresował tą wizytą, ale jak na razie wszystko szło jak z płatka. Było przyjemnie, zobaczył szczęście Shiro i nie mógł się nim nie cieszyć. Jednak widok brata, niemal ojca, z inną rodziną był jak cieniutka szpileczka wbita w jego serce.

Widział czego być może nigdy już nie posmakuje, bo nie liczył aby kiedykolwiek udało mu się odkochać. Jego wzrok ciągle spływał na Lance'a, wciąż nieubranego, znajdującego się pierwszy raz od miesięcy na wyciągnięcie ręki.

Wypił jeszcze kilka łyków wina i nalał sobie więcej, wyrywając się z rozmyślań.

– Używali jej kilka lat temu aby testować jakąś nową broń – mówił w tym czasie Shiro. – Jakiś rodzaj bomby. Nigdy jej nie wykorzystali, ale posiadają na własność kilka wysp na Atlantyku i Pacyfiku aby móc tam bezpiecznie testować tego typu rzeczy. To ściśle tajne, więc piśnij komuś choćby słówko, a urwę ci łeb.

– I oddali wam jedną z rajskich wysepek i wysłali na emeryturę w ramach podziękowania za uratowanie wszechświata? – Lance zdawał się niesamowicie dobrze bawić w towarzystwie. Trudno było odwrócić od niego wzrok. – Super!

– Co u twojej rodziny, Pidge? – zapytał Shiro.

Pidge zaczęła mówić o wszystkich najważniejszych faktach z ostatnich kilku tygodni, opowiadała nad czym teraz pracuje z Mattem i o pomysłach jej ojca, narzekała też na swoją matkę. Potem Curtis zaczął wypytywać Hunka o jego biznes i anegdoty o diecie kosmitów. Keith słuchał ich jednym uchem, wiedział już to wszystko. Ożywił się dopiero, gdy Lance został zapytany o farmę i z błyskiem w oku mówił o swojej rodzinie i gospodarstwie. Keith miał wrażenie, że pod tym powierzchownym zadowoleniem kryła się gorycz. Niewielka, nieznaczna, ale wciąż obecna.

– A co u ciebie, Keith? – zapytał w pewnym momencie Lance.

– Nuda – odpowiedział szybko i bez wyrazu. Był dobry w udawaniu, że nie czuje tego, co czuje i nie myśli tego, co myśli, a przynajmniej wobec Lance'a to działało. Pidge rzuciła mu wyzywające spojrzenie, ale ją zignorował. – Ale dobra nuda, wreszcie mogę odpocząć i nacieszyć się Ziemią.

Kłamstwo, kłamstwo, kłamstwo i fałszywy uśmiech. Mimo to wypowiedzenie nieszczerych słów było łatwiejsze niż podzielenie się prawdą, że nie ma pojęcia co zrobić ze sobą dalej. Jak sobie radzić w świecie, w którym nie musi walczyć w szkole, czy to będąc samemu, czy jako członek większej drużyny.

Było tak, jakby po powrocie próbował założyć swoje stare ubrania, które zostały na Ziemi, ale one nie urosły, kiedy go nie było i teraz nie był w stanie przecisnąć koszulki przez głowę.

Pidge zniesmaczona jego tchórzostwem zadała mu jeszcze kilka pytań o Krolię, Kolivana i sprawy Galry, ale odpowiedział wymijająco. Shiro w pewnym momencie zmarszczył brwi, ale być może chodziło mu o ilość wina jaką Keith zdążył w siebie wlać. Na stole pojawiła się już trzecia butelka.

Z każdym kolejnym łykiem było mu trochę łatwiej, a zmartwienia odchodziły. Nigdy nie miał mocnej głowy, więc już czuł jak język mu drętwieje.

naprzód || klanceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz