Świat był zbyt głośny, zbyt jaskrawy oraz nazbyt wyraźny pod dotykiem dłoni Keitha. Ból głowy rozsadzał mu czaszkę, pomimo że nie zdążył nawet otworzyć oczu. Słyszał śpiew nieznośnie głośnych tropikalnych ptaków, duszne powietrze sprawiło, że cały się spocił podczas snu. Czuł w ustach okropny zatęchły smak alkoholu. Cienki koc, który narzucił na siebie wieczorem drapał go w odsłonięte nogi.
Kilka dłuższych chwil zajęło mu przypomnienie sobie, że znajduje się na wyspie Shiro i Curtisa. Nie wiedział jednak jak znalazł się dokładnie w tym pokoju, w tym łóżku, w tym okropnym stanie.
Pamiętał kolację i zabawę na plaży, kilka późniejszych chwil spędzonych z przyjaciółmi. Pamiętał Lance'a i to, że nie mógł znieść jego widoku, nie w takim stanie w jakim znajdowało się obecnie jego serce. Pamiętał, że wziął butelkę i wina oraz że zaszył się za domem. Reszta była tylko rozmytą plamą kolorów, smaków i dźwięków.
Z kimś rozmawiał, tego był pewien. Nie miał najmniejszego pojęcia co powiedział i do kogo, ale przeczuwał, że zrobił z siebie durnia. Zawsze krzywo patrzył na ludzi zachowujących się gwałtownie i śmiesznie po alkoholu. Teraz stał się jednym z nich.
Czuł wstyd.
Ale najgłębsze zażenowanie wynikało z faktu, że nie dawał już sobie rady z ukrywaniem swoich uczuć. To stało się za trudne, zbyt skomplikowane. Miłość, żal i smutek rozsadzały go od środka, przestawał nad tym panować, pozwalał emocjom wylewać się na zewnątrz.
Z cichym jękiem podniósł się i złapał za głowę. Ból pulsował miarowo pod czaszką, zupełnie jakby ktoś uderzał go młotkiem. Przymknął oczy i wziął kilka głębokich oddechów. Straszliwie go mdliło, żółć podeszła mu do gardła.
Nigdy wcześniej nie miał kaca. Czy tak powinno to wyglądać?
Słodki Jezu, ile on wczoraj wypił?
Już miał się podnieść, gdy drzwi do jego pokoju otworzyły się i stanął w nich Lance. Keith przez chwilę myślał, że to sen, że wciąż śni, ale Lance poruszył się i powiedział:
– Hej, stary, mam dla ciebie wodę.
Ubrany był w typowy wakacyjny zestaw składający się z topu, szortów i japonek. Keith ze zgrozą zdał sobie sprawę, że wciąż ma na sobie przepocone wczorajsze ubranie, musi śmierdzieć i prezentować się żałośnie.
Lance obserwował go z konsternacją wypisaną na twarzy, zapewne zastanawiał go zły stan kolegi.
– Dzięki – wychrypiał Keith. Zdołał jakoś usiąść, ale żółć znowu podeszła mu do gardła.
Lance skrzywił się i podał mu szklankę wody. Chłodna powierzchnia wydawała się nieprzyjemnie zima w zdrętwiałych palcach Keitha.
– Stary, ile wczoraj wypiłeś?
Lance obserwował jak Keith wypija kilka małych, ostrożnych łyków aby zwilżyć gardło. A więc Lance wie, pomyślał.
– Nie pamiętam – odparł spokojnie, choć każde słowo wzmagało ból głowy. – Pewnie wszyscy macie mnie teraz za pijaka – usiłował zdobyć się na żart.
Oczy Lance'a były poważne, na twarzy paladyna, który niegdyś sypał żartami jak z rękawa nie drgnął nawet jeden mięsień.
– Tylko ja, Shiro i Curtis wiemy, że się spiłeś. Pidge i Hunk myślą, że masz grypę.
A więc dwie najważniejsze osoby w życiu Keitha wiedziały w jakim żałosnym i beznadziejnym stanie się znalazł. Bardzo chciał zakryć oczy dłońmi, jasność w pokoju sprawiała mu ból. Nie chciał jednak, aby Lance pomyślał, że jest słaby. Poza tym nie miał siły aby podnieść ręce.

CZYTASZ
naprzód || klance
FanfictionOd przywrócenia spokoju we wszechświecie minęły trzy lata. Ziemia rozwija się pod okiem rodziny Holtów, Hunk otworzył własny biznes, a Shiro wreszcie się ustatkował i założył rodzinę. Jedynie Lance i Keith wciąż nie potrafią odnaleźć się w świecie...