– Nie mogę się doczekać, kiedy zobaczymy ich nowy dom – paplał Hunk wesoło, kiedy lecieli promem ponad Oceanem Atlantyckim. – Shiro zdecydowanie należy się porządna emerytura za wszystko czego dokonał, ale własna wyspa!? To już ekstrawagancja!
Lecieli małym prywatnym promem powietrznym. Wnętrze utrzymane było w jasnych kolorach, a lot miał trwać zaledwie pięć godzin, więc oprócz nich na pokładzie znajdowała się tylko niezbędna załoga. Keith czuł się dziwnie, zajmując elegancki fotel niczym biznesmen ze starych filmów. Kosmo ułożył się u jego stóp, za nim nie chciał dać się przypiąć specjalnymi pasami dla zwierząt do którejś z kanap. Prom powoli zniżał lot, wkrótce mieli podejść do lądowania.
Pidge siedziała z nosem w tablecie i pisała do kogoś wiadomość, więc Hunk zwrócił się do Keitha.
– Mogę cię zapytać ile przyznał ci Garnizon? Nie chcę wyjść na nieuprzejmego, jestem zwyczajnie ciekawy.
Zakłopotanie Hunka było urocze. Pomimo że teraz posiadał własny galaktyczny biznes, nadal pozostał tym samym uprzejmym Hunkiem, którego Paladyni pokochali. Keith tęsknił za starymi czasami zdecydowanie bardziej niż powinien, zważywszy na to, że wtedy szalała wojna. Jednak nic nie mógł poradzić na to, że zwyczajnie brakuje mu stałej obecności przyjaciół.
– Wystarczająco dużo, aby nie musieć pracować do końca życia, o ile nie będę szastać pieniędzmi na lewo i prawo – przyznał wymijająco. Każdy z nich został uhonorowany przez Garnizon dożywotnią pensję, która co miesiąc zasilała rachunki byłych Paladynów.
– Tak naprawdę jeszcze ani razu nie sprawdziłeś konta, co? – mruknęła złośliwie Pidge. Wszyscy wiedzieli, że nie umiała oszczędzać pieniędzy i od razu wydawała je na kolejne elektroniczne gadżety i podzespoły.
Kosmo położył głowę na nodze Keitha, domagając się uwagi, co dało chłopakowi kilka sekund na ukrycie konsternacji.
– Zwyczajnie przeraża mnie widniejąca tam suma, bezduszna istoto.
Pidge rzuciła w niego fistaszkiem, Keith zmiażdżył go w palcach, z satysfakcją obserwując jej ostre spojrzenie.
– Zapomniałam o tym galrańskim refleksie.
Keith wywrócił oczami.
– To mój normalny refleks, bycie w połowie Galraninem nie daje mi prawie żadnych przydatnych zdolności..
– Tylko chroniczną aspołeczność – bąknął Hunk i od razu posłał Keithowi przepraszający uśmiech.
Pigde prychnęła z rozbawieniem. Keith westchnął, nie umiał być na nich zły za to, jak go postrzegają. Ich uwagi bywały niekiedy nawet zabawne.
Niemal czuł jak galrańskie znamię na prawym policzku zrobiło się nieco ciepłe. Dopiero od niedawna czuł się dziwnie, gdy ludzie na nie patrzyli. Nigdy wcześniej nie zdawał sobie sprawy, że niejako znakuje go to jako odmieńca wśród Ziemian, w jego własnym domu. Żałował, że nie może przestać o tym myśleć
Nie należał do wylewnych osób, zawsze był samotnikiem. Po latach umiał stwierdzić, że prawdopodobnie z powodu wczesnego porzucenia przez matkę i przez nieco późniejszą śmierć ojca. Brakowało mu rodzicielskich figur w życiu, dopóki nie zjawił się w nim Shiro, który stał się dla Keitha bratem i w pewnym sensie ojcem.
Nawet po tylu latach Keith byłby w stanie zrobić dla przyjaciela wszystko, kochał go, tak jak kocha się najbliższego członka rodziny.
Mimo to denerwował się na spotkanie z Shiro. Przez ostatnie lata oddalili się od siebie, co było naturalną koleją rzeczy, bo Shiro zakochał się, wziął ślub i założył rodzinę. Keith w tym czasie przebywał w kosmosie i zajęty był zupełnie innymi rzeczami. Miał wrażenie, że przegapił bardzo ważny moment w życiu Shiro.

CZYTASZ
naprzód || klance
Fiksi PenggemarOd przywrócenia spokoju we wszechświecie minęły trzy lata. Ziemia rozwija się pod okiem rodziny Holtów, Hunk otworzył własny biznes, a Shiro wreszcie się ustatkował i założył rodzinę. Jedynie Lance i Keith wciąż nie potrafią odnaleźć się w świecie...