rozdział 4

204 13 14
                                    

Mike

Od dnia w którym pokłóciłem się z Max i Lucasem, nie rozmawiałem z nimi ani razu. Wciąż byłem na nich wściekły - naprawdę nie rozumiałem, czemu wyrobili sobie takie zdanie o Eleven, kompletnie jej nie znając. I mówienie, że była wariatką, bo posiadała niezwykłe umiejętności, też było niezmiernie idiotyczne.

Ostatni tydzień wakacji spędziłem razem z Nancy, ucząc Eleven nowych zaklęć. Szło jej całkiem nieźle, a zaczęło iść jeszcze lepiej, kiedy kupiła sobie własną różdżkę u Ollivandera. Już opowiedziała mi o tym, że Dumbledore zakazał jej czarowanie za pomocą swojego umysłu, bo mogłoby to przestraszyć uczniów. Uważałem, że to był trochę głupi pomysł, ale w końcu to był Dumbledore - musiał wiedzieć co mówił.

Znaleźliśmy się na peronie 9 i 3/4 dziesięć minut przed jedenastą. Wsiedliśmy do pociągu i idąc wąskim korytarzem, zaglądaliśmy do kolejnych przedziałów, szukając w nich twarzy moich przyjaciół. Eleven będzie siedziała z nami w przedziale. Czy Lucasowi i Max to się podoba, czy nie.

- Mike? - zawołała nagle Eleven.

Zatrzymałem się i rzuciłem jej pytające spojrzenie.

- Nie muszę siadać z wami przedziale, jeśli tego nie chcecie. Mogę znaleźć sobie inny. - powiedziała.

Uniosłem ze zdziwieniem brwi. Skądś musiała wiedzieć, że Max i Lucas sprzeciwili się temu, by dołączyła do naszej ekipy. Ale skąd? Może nas podsłuchała? Ale to niemożliwe, bo przecież wtedy gdy o niej rozmawialiśmy, była w Hogwarcie na rozmowie z Dumbledor'em, McGonagall i Bagnoldą.

- Eleven, oszalałaś? - spytałem, dotykając jej dłoni. - Bardzo chcę usiąść z tobą w przedziale. Jesteś teraz moją przyjaciółką. Max i Lucas będą musieli cię zaakceptować i tyle. Przejdzie im, zobaczysz, oni po prostu tacy są.

El uśmiechnęła się, a jej policzki pokryły się delikatnymi, różowymi rumieńcami. Zdusiłem w sobie myśl, że wyglądała z nimi naprawdę uroczo.

- Dobra, okej - odpowiedziała, spuszczając wzrok. - Ale jeśli będziesz chciał, żebym wyszła to...

- Nie będę tego chciał - odpowiedziałem stanowczo.

Policzki Eleven zrobiły się jeszcze bardziej czerwone, a jej delikatny uśmiech się poszerzył. Miała naprawdę śliczny uśmiech.

W ciągu ostatnich dwóch tygodni, które razem spędziliśmy, naprawdę ją polubiłem. Czułem się za nią w pewien sposób odpowiedzialny, jakbym był jej starszym bratem. Chciałem się o nią troszczyć i się z nią jeszcze bardziej zaprzyjaźnić.

Ruszyliśmy dalej korytarzem. Zajrzałem przez okno do kolejnego przedziału i dostrzegłem w nim twarze Max, Lucasa i Willa. Pociągnąłem za drzwi i weszliśmy do środka.

- Hej, Mike! - zawołał radośnie Byers.

Max i Lucas, mimo ostatniej kłótni, też się do mnie serdecznie uśmiechnęli, ale miny im zrzedły, gdy dostrzegli, że do przedziału weszła również Eleven. Włożyliśmy kufry na górne półki, zajęliśmy miejsca naprzeciwko nich. W przedziale zapadła całkowita, niezręczna cisza, a powietrze zgęstniało od napięcia. Mayfield i Sinclair nie przestawali mnie mierzyć spojrzeniem bazyliszka i mało dyskretnie wskazywać na El. To złowrogie milczenie postanowił przerwać Will:

- Nie wiecie gdzie jest Dustin? - zapytał.

Max prychnęła.

- Pewnie się spóźni, tak jak zwykle - odpowiedziała.

Znowu między nami zapadła cisza. Will wyjął z kufra jakąś książkę i zaczął ją czytać, a Lucas pogrzebał w kieszeniach i wyjął z niej małą piłeczkę, którą zaczął odbijać od podłogi. Zerknąłem na Eleven. Ewidentnie była bardzo speszona całą sytuacją, niedbale bawiła się swoimi włosami i spoglądała na swoje buty. Chciałem zacząć jakiś temat, powiedzieć cokolwiek, ale złowrogie spojrzenie Max i Lucasa sprawiało, że odechciewało mi się to robić. Może El miała rację i powinniśmy sobie we dwójkę znaleźć inny przedział?

Stranger Magic Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz