1.Początki

514 38 56
                                    

Ahh, nareszcie się widzimy - nawet, jeśli tylko przez słowa. A może aż?

Dziwnym, nieco zabawnym zbiegiem okoliczności mój drogi czytelniku trafiłeś tutaj, z czego nie mogę się już chyba bardziej cieszyć. Nie wiem, czy może przywiodła cię tutaj moja poprzednia praca, moje zaproszenie czy przypadek - cieszę się, że jesteś i mogę ci zaproponować małą podróż w czasie do pewnego deszczowego, wrześniowego poranka gdzie wszystko ma swój początek. Fanfiction, które stoi przed tobą otworem pojawiło się w mojej głowie wiele lat temu, kształtowało się, zmieniało i wciąż nie znikało. Huncwoci zawsze zaglądali mi przez ramię, przypominali o sobie i czekali. Praca ta miała już swój start kilka lat temu, ale teraz do niej wracam - z tęsknoty. Z nostalgii. Mogę jednak szczęśliwie powiedzieć, że pisanie jej i poprawianie sprawia mi taką samą radość jak kiedyś.

Muszę chyba uprzedzić, że praca nie jest czystym kanonem - wprowadziłam swoje małe zmiany, związki i wydarzenia. Dalsze rozdziały oscylują w granicach 7000-8000 tysięcy słów, te pierwsze są krótsze i na bieżąco poprawiane! 

Nie pozostaje mi nic innego jak zaprosić do lektury i, cóż, może liczyć na wasze odczucia i wrażenia. 

Lumos x

Automat był nieczynny.

Cholerny automat z kawą był nieczynny.

Lily wpatrywała się w żółtą, zawieszoną na wysokości jej oczu kartkę z wystrzępionym brzegiem jakby jej natarczywe spojrzenie miało cokolwiek zmienić. W tle słyszała przytłumione głosy jej rodziców i wyraźnie zirytowanej siostry, która niecierpliwie wygrywała paznokciami tylko jej znany rytm. Lily natomiast od równo trzech minut nie ruszyła się z miejsca. Nie wiedziała, czy ma to zrzucić na zmęczenie, poranną kłótnię z siostrą, opóźnienie pociągu czy może raczej na brak kawy. Wiedziała jednak, że nie może ruszyć się spod automatu i poczciwy Dumbledore jej świadkiem, że nie może wrócić do rodziny i usiąść obok siostry. Mimo powszechnej opinii dbała o Petunię i nie chciała, by znowu uderzyła okiem w jej pięść. Takie zachowania należy hamować.

Nim do jej uszu dotarł ciepły, dobrze znany głos usłyszała miękkie kroki.

-Skarbie, może jednak do nas dołączysz? - Steve Evans był inteligentnym człowiekiem. Był zaradny, zawsze wesoły i żył w przekonaniu, że skoro stary mechanik Harold potrafi naprawić pękniętą rurę w łazience z papierosem w jednej dłoni i kanapką w drugiej, to z pewnością może to zrobić i on. Takie próby zazwyczaj kończyły się zalanym korytarzem i piskami pozostałych domowników zmieszanych z przeprosinami. Jednak Steve, oprócz hydrauliki, za grosz nie znał się na siostrzanych relacjach. Lily, widząc spojrzenie Petunii miażdżące ojca, zaczęła nabierać podejrzeń, że instynkt samozachowawczy ojca był w drodze do Meksyku. Nie otrzymując odpowiedzi mężczyzna spróbował jeszcze raz.

-Pociąg podjedzie dopiero za 15 minut, a ten staroć jest chyba odporny na twój dar perswazji - rzucił żartobliwie. Oprócz nich w brudnej kawiarence nie było zbyt wielu osób - gołe żarówki zwisały z wygiętych pręcików rzucając słabe światło na zmęczone twarze nielicznych, którzy czekali na pociąg.

-Tutaj nie chodzi o perswazję, tylko o obywatelską postawę. Jesteś właśnie świadkiem jednoosobowego protestu przeciw torturowaniu społeczeństwa brakiem dostępu do kawy. To bardzo poważna sprawa- dodała dobitnie dziewczyna widząc, jak kąciki ust ojca drżą i wymykają się ku górze. Mężczyzna jednak przypomniał sobie przed chwilą odbytą rozmowę z żoną i pozostał nieugięty z ciężkim westchnięciem kręcąc głową. Lily fuknęła cicho nareszcie odkrywając wzrok od kartki i przelotnie spojrzała na zegarek. Piętnaście minut. Tyle może wytrzymać. Piętnaście minut dzieliło ją od krótkiej podróży do Londynu, gdzie zapewne czekały już na nią przyjaciółki. I księgarnia Esów i Floresów. I ciepłe, wygodne łóżko w Dziurawym Kotle nieco przeżarte przez mole i Merlin wie co jeszcze.

Kawa i Herbata || Jily/ WolfstarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz