7. Gwiazdy i łzy

195 16 16
                                    

(That's just how it goes)

Nim nadszedł rok 1971 a dokładniej pewien ciepły, letni wieczór Lily uwielbiała przesiadywać w gabinecie swojego ojca. Żaluzje zazwyczaj były nieco zasunięte, wpuszczały delikatne promienie słońca które kolorowały pokój na żółto i pomarańczowo. Lily pamiętała, jak kurz unosił się w powietrzu, gdy ta delikatnie przesuwała małym paluszkiem po grzbietach grubych woluminów ustawionych niechlujnie na półkach. Wyglądał jak malutkie galaktyki, które tańczyły w słońcu, skakały i w końcu osiadały gdzieś na szczycie szafy. Pamiętała gruby dywan, który zawsze tłumił jej kroki i dzięki temu mogła straszyć ojca, który w skupieniu czytał najróżniejsze artykuły, badania i prace. Pamiętała swój śmiech, kiedy jego oczy ukryte zza grubymi jak denka szkłami rozwierały się w zaskoczeniu a tuż potem niemal zamykały się z radości. Pamiętała to wszystko.

Nic więc dziwnego, że podczas długich godzin spędzonych w gabinecie próbowała studiować z takim zapałem jak ojciec najróżniejsze karty i książki. Nigdy nie rozumiała ani słowa, lecz teraz, siedząc w Wielkiej Sali pośród tysiąca okrzyków radości i podekscytowania, do głowy przyszło jej pewne nazwisko.

Elisabeth Kübler-Ross. Była to mugolska lekarka, na której temat Steve Evans pisał pracę. Gdy te były już skończone i gotowe do druku mężczyzna często czytał je na głos, a Lily jak zaklęta siedziała w starym fotelu w rogu pokoju i słuchała. A teraz, kilka lat później, niemal słyszała miękki głos swojego ojca i czuła zapach starych książek.

...wyodrębniła ona pięć etapów psychologicznych, które stawały się wędrówką pacjenta na wieść o nieuleczalnej chorobie lub świadomości bliskiej śmierci. Oczywiście, w tym momencie nie do końca poprawnie stosujemy je również w odniesieniu do innych stanów, wiadomości czy przeżyć...

Lily miała wrażenie, że się dusi. Była wręcz o tym przekonana. Płuca uparcie odmawiały współpracy, serce biło jej tak mocno, że mogło równie dobrze rozerwać jej klatkę piersiową na strzępy. Czuła się jak mały ptak uwięziony w klatce, rzucający się na wszystkie strony, odbijający się od prętów, łamiący skrzydła...

...Pierwszym etapem jest zaprzeczenie. Pacjent lub jego otoczenie nie przyjmuje do świadomości druzgocących informacji, mimo że podświadomie wie o ich autentyczności.

-...Lily? Lily, na Merlina, słyszałaś to?! Co Dumbledore powiedział? Jestem pewna, że się przesłyszałam, to nie może być praw...Dorcas, przestań mnie szturchać!

W rzeczy samej to nie mogła być prawda. To się nie działo, to po prostu jeden z tych kompletnie niewytłumaczalnych snów które zachodzą mgłą tuż po obudzeniu się, a kilka godzin potem już nie istnieją. Dumbledore już za chwilkę wyskoczy na środek sali, razem z Blackiem zacznie tańczyć twista w rytm ''let's twist again'' a Margot wyciągnie marakasy. Ponieważ tak właśnie zazwyczaj wyglądały sny Lily, a to z pewnością był jeden z nich. Jednak Dumbledore nie wyglądał, jakby chciał podwinąć swoje szaty i wywijać na stole Huffelpuffu. Jedynie uśmiechał się spokojnie a jego oczy błyszczały szczęśliwie zza okularów.

-Rozumiem, że są to fascynujące wieści - zaczął rozbawiony - lecz musimy jeszcze chwilkę wstrzymać się z radością, rozbijaniem talerzy i dyskusjami, w porządku? - nikt nie wyglądał, jakby całkowicie zamierzał zastosować się do tej prośby, lecz hałas nieco przycichł a wszyscy ponownie skupili wzrok na dyrektorze nie wierząc, że może być coś jeszcze. W każdym Lily nie wierzyła, że może być coś, co jeszcze bardziej ją dobije. W tym momencie czuła się, jakby tłuczek rąbnął ją prosto w głowę.

-Jak już wspomniałem, szkolny bal był przejawem radości, miłości oraz bliskości między czarodziejami rozrzuconymi po całym świecie. W czasach które nadeszły bliskość jest ważniejsza niż kiedykolwiek...

Kawa i Herbata || Jily/ WolfstarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz