"Wygrana"

1.4K 29 60
                                    

23 czerwca 1388 Kraków

Jadwiga wstała od biurka trzymając gotowy, zapieczętowany list. Czekała teraz na Zawiszę, który niebawem miał przyjść, aby zawieść list do królowej Marii. Konwersacja miała wydźwięk osobisty. Andegawenka pisała z prośbą o niewspieranie arcyksięcia Wilhelma oraz Krzyżaków w procesie wytoczonym przeciwko jej oraz Władysławowi.

Co do siostry nie miała wątpliwości po której stronie stanie, lecz co do jej męża nie miała już tyle zaufania jak i pewności.
Zygmunt pałał wyraźną niechęcią do Litwina, a sprawa z Rusią podgrzała tylko atmosferę.

Z rozmyślań Jadwigę wyrwało wejście Zawiszy. Zaraz za rycerzem, cicho jak mysz podążała Śmichna.

Szlachcic pokłonił się nisko.

- Najjaśniejsza pani.

Po podłodze zaszurał materiał sukni. Królowa zbliżyła się do Zawiszy.

- Zawiszo, chcę, aby ten list dotarł jak najszybciej do Budy.

Szlachcic czekał, aż Jadwiga dokończy mówić i zadał pytanie.

- Kiedy mam wyruszyć?

Królowa prędko odparła.

- Jeszcze dzisiaj, najlepiej za kilka pacierzy.
Zaraz poproszę Śmichnę, aby udała się do kuchni i przyniosła co jadła na podróż, a ja dam Ci trochę groszy.

Rycerz chciał już odmówić, lecz Andegawenka gestem dłoni nakazała mu milczeć. Chwilę później podeszła do swojej szkatułki i wyjęła z niej wisior ze srebrną lilią.

- Ów wisior razem z listem dasz królowej Marii - rzekłszy, ściszyła głos do szeptu. - Najlepiej, aby król Zygmunt się o tym nie dowiedział...Przynajmniej nie pierwszy.

Zawisza przytaknął. Jadwiga powiedziała Śmichnie, aby udała się po jadło dla rycerza, a ona sama wzięła woreczek z monetami i podała go rycerzowi.

- Jedź ostrożnie Zawiszo.

***
Początek lipca 1388 Kraków

- Wierzę, że uda Ci się mężu - powiedziała Jadwiga. Królowa żegnała się z mężem, który już za kilka chwil miał wyjechać z Krakowa, aby omówić pokój z Zygmuntem Luksemburskim.

Sprawa Rusi ciągnęła się kolejny rok, a powinna być już dawno zakończona.

Oczywiście z korzyścią dla Polski, do której Ruś należała.

- Jadwigo, z tego co doszły mnie słuchy Zygmunt z charakteru jest jak lis, więc łatwo nie będzie.

- Zresztą nie tylko z charakteru...

Ów słowa wyleciały z ust Andegawenki tak szybko, że sama była w szoku, że to rzekła. Owszem, miała cięty język, ale umiała go trzymać na wodzy i rzadko kiedy zdarzało jej się powiedzieć niepochlebną rzecz na temat kogokolwiek.

A teraz jawnie obraziła męża swej siostry.

Jadwiga nie darzyła go sympatią. Już w Budzie kiedy z nim rozmawiała dostrzegła coś, co jej się nie spodobało.

Pewnego razu, gdy Zygmunt zawitał do Budy przez chwilę zdążył pomówić z Jadwigą. Wtedy Andegawenka uważnie mu się przyjrzała. Miał bladą cerę, niebieskie, jak niebo, oczy oraz rude włosy, które momentami wpadały w rdzawy odcień. Rozmawiając z nim zwracała uwagę na drobne ruchy, trochę za wysoko uniesiony podbródek, jakby uważał się za lepszego, ten błysk w oku, który momentami ją przerażał oraz ten kpiący uśmieszek, jakby nie traktował swego rozmówcy poważnie.

Dwóch królów, jedno państwo [KOREKTA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz