XI. Wszystko ma swój czas i kres

503 94 106
                                    

     Noc z 2 na 3 sierpnia, Krakowskie Przedmieście

     Instytut sinologii Uniwersytetu Warszawskiego wyglądał jak opuszczony cmentarz. Okienka nad drugim piętrem przypominały otwarte groby; wyglądały ku niebu, jak gdyby czekały na apokalipsę. Ranni leżący na łóżkach patrzyli na gasnący horyzont jak upadłe gwiazdy, które wiedziały o tym, że nigdy już nie wrócą na swoje miejsce. Że ich wiecznym mieszkaniem jest od teraz ziemia. Czarna, zimna ziemia.

     Doktor Erik kazał położyć Krzyśka na jednym z wolnych łóżek i zabrał ze sobą sanitariuszki, by zorientować się w stanie prowizorycznej sali operacyjnej. Zuzia usiadła obok chłopaka, patrząc na niego z uczuciem. Krzysztof Fiołkowski oszalał, a ona była jego szaleństwem. Uśmiechnęła się, a on odwzajemnił ten gest. 

    Leżący obok niego ludzie patrzyli pustym wzrokiem w niebo, szukając niewidocznych gwiazd, a on zawiesił swoje spojrzenie na Gwieździe, której nie dostrzegał tyle lat. Zupełnie tak, jakby wcześniej nie znał nieba i chodził z oczami wbitymi w ziemię. Ujęła jego dłoń i przesunęła palcami po jego skórze, a on wzdrygnął się ni to z bólu, ni z rozkoszy.

     — Sala operacyjna jest wolna — powiedział po polsku Witt, wchodząc z jedną z sanitariuszek. Miała przestraszone oczy. — Odłamki mogą się przemieszczać, jeśli będziesz nadwyrężał ramię — dodał, patrząc na rękę chłopaka, którą trzymała Dzwoneczek.

    — Jeszcze chwila, proszę... — rzekł błagalnie, widząc jak do sali wchodzi Karolina Zawadzka, a zaraz za nią Leon Czeremcha. Wraz z nimi przyszedł dość stary mężczyzna w czarnej koszuli i z pasmem siwych włosów. Jedną rękę miał w temblaku i kuśtykał nieco, jakby niósł coś ciężkiego na ramionach.

     — Mamy, kogo chciałeś — prychnęła Karo, podchodząc do czarnowłosego. Zuzia przełknęła ślinę i podniosła się, zasłaniając chłopaka i przyglądając się przybyszowi. Uśmiechnął się do niej ciepło i usiadł na brzegu łóżka, patrząc uważnie na Fiołkowskiego. — Tylko szybko.

    — Nie pospieszaj Boga, moje dziecko — zwrócił się do niej mężczyzna, a jego głos był łagodny jak powiew letniego wiatru w ciepły, wręcz duszny wieczór sierpnia. Spojrzał na Zuzię i Krzyśka, po czym wyjął coś z kieszeni. — "Wszystko ma swój czas i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod niebem".

Wszystko ma swój czas,
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem:
Jest czas rodzenia i czas umierania,
czas sadzenia i czas wyrywania tego, co zasadzono,
czas zabijania i czas leczenia,
czas burzenia i czas budowania,
czas płaczu i czas śmiechu,
czas zawodzenia i czas pląsów,
czas rzucania kamieni i czas ich zbierania,
czas pieszczot cielesnych i czas wstrzymywania się od nich,
czas szukania i czas tracenia,
czas zachowania i czas wyrzucania,
czas rozdzierania i czas zszywania,
czas milczenia i czas mówienia,
czas miłowania i czas nienawiści,
czas wojny i czas pokoju.
(Księga Koheleta, rozdział 3)

    Jest czas pokoju. Ale nie tutaj. Krzysztof podniósł się powoli, sycząc z bólu i przytrzymując swoje ramię. Ksiądz — bo nim był ów mężczyzna — wyjął z kieszeni bandaż i otrzepał go, po czym rozwinął go nieco i odetchnął powoli. Skinął na młodych, a oni unieśli dłonie, które związał opatrunkiem jak stułą. Jak gdyby Bóg chciał opatrzeć chociaż ich w tym poranionym mieście. Łzy spłynęły po policzkach Zuzi, gdy bomba uderzyła w budynek obok i ściany Instytutu zatrzęsły się od tego wojennego amen. Opanowała oddech i spojrzała na czarnowłosego, który nie spuszczał z niej wzroku.

    Mam szczerą wolę całym życiem służyć Bogu, Polsce i Tobie. Nieść Ci chętną pomoc i być posłusznym miłości, która złączyła nas oboje. Ja, druhno, biorę sobie ciebie za żonę i ślubuję ci... Dziś, jutro i pojutrze... Miłość, wierność i uczciwość małżeńską... Bo na słowie harcerza polegaj jak na Zawiszy... I że Cię nie opuszczę aż do śmierci... Bo harcerz postępuje po rycersku i odchodzi z tarczą lub na tarczy... Tak mi dopomóż Boże Ojcze Wszechmogący i wszystkie harcerskie ideały, którym ślubowałem. Amen. Czuwaj.

    Patrzył w jej jasne oczy tak, jakby miał ich nigdy nie ujrzeć. Tak jak człowiek patrzy na niebo chwilę przed tym, jak odejdzie do czarnej ziemi. Groteska, jak wiele trupów na wojnie ma otwarte oczy i zerka w górę. Jak bardzo ludzie potrzebują Nieba, gdy zgotują sobie Piekło. Ścisnęła jego dłoń pod bandażem z kroplami krwi, a on poczuł ciarki na karku. Czuwaj.

     — Tak mi dopomóż Boże Ojcze Wszechmogący, w trójcy jedyny i wszyscy święci. Amen — powtórzyła, a kilka osób z łóżek obok zaczęło bić brawo. Choć to nie zagłuszało strzałów na Krakowskim Przedmieściu. Choć dalej mieli związane ręce, Fiołkowski przysunął się bliżej niej, opierając swoje czoło o jej. Poczuł jej ciepły oddech na wargach i przymknął oczy.

    — Za ten cyrk powinieneś iść do psychiatryka, ale mamy wolną tylko operacyjną — rzucił Leon, wyrywając go z tej chwili. Odsunął się od Dzwoneczka i popatrzył na chłopaka z wyrzutem. — Co? Tylko ci przypominam, że masz rozpieprzoną rękę. Tak, gdybyś planował zapomnieć.

     — Dein Freund hat recht — przytaknął Erik, zerkając na podniszczony zegarek. — Musimy iść — dodał stanowczo, podwijając rękawy. Fiołkowski skinął głową, po czym ucałował dłonie Zuzanny i przytrzymał je mocniej, chcąc zatrzymać na opuszkach palców ich ciepło.

     — Czuwaj... — szepnął i było to ni przysięgą, ni poleceniem. Skinęła głową, gdy złożył pocałunek na jej czole i podniósł się, idąc za dobrym Niemcem.

    Patrzyła na niego, siedząc na pustym łóżku z bandażem-stułą oplecionym na dłoni. Ucałowała nieco splamione włókna i pojedyncza łza spłynęła jej po policzku. Wtuliła twarz w poduszkę, na której leżał chłopak i wciągnęła w nozdrza jej zapach. Pachniała fiołkami.

     3 sierpnia, kościół Świętego Krzyża

    W podziemiach świątyni panowała ciemność, tak charakterystyczna dla Nocy. Zanurzony w niej Antek Warecki obracał w dłoniach VIS-a, czując się tak, jakby całe zimno kosmosu ktoś zamknął w lufie. Jakby Droga Mleczna utkwiona była w stalowej kuli, a gwiezdny pył przemienił się w proch. Łuski od pocisków były jak komety, które spadały w tym zimnie, same jeszcze tak gorące od Śmierci. Bo Śmierć nigdy nie jest chłodem. Zawsze przychodzi do ciepłego ciała i wypełnia je swoim żarem. Czeka aż spłonie. To popiół staje się chłodny. Nie ogień.

    Aniołek przełknął ślinę i otworzył szeroko oczy. Ilekroć je zamykał, widział pod powiekami Małą i słyszał warkot metra. Świst. Szum. Pisk. Uderzenie. Śmierć. Zadrżał i obrócił VIS-a raz jeszcze, jakby chciał wywrócić cały Wszechświat, byleby znaleźć Gwiazdę, która zgasła. Nie wiedział dlaczego tak wiele dla niego znaczyła. Dlaczego tak bardzo przejął się jej śmiercią. Wiele Gwiazd przed nią spadło pod ziemię i pozostał na nie niewzruszony. A teraz? Czuł, że się rozpada, że nie daje rady oddychać bez strachu. Miał wrażenie, że widzi ją wszędzie, choć powinien zapomnieć i iść dalej. Miało być spokojnie. Jak na wojnie. Ale tak nie było.

    Był sam i podobało mu się to. Lepiej zapraszać Śmierć do swojej samotności. Wśród ludzi jakoś tak jej ciężej być duszą towarzystwa i Antek Warecki wiedział o tym. Położył palce na spuście i westchnął głęboko. Podziemia były nieco zatęchłe i czuć tu było jeszcze odór krwi. Przygryzł wargi i uniósł głowę, do której przyłożył Wszechświat.

    Antek Warecki chciał zobaczyć Kosmos. Zanurzyć się w nim, dotknąć każdej z gwiazd, zobaczyć Drogę Mleczną. Mówi się, że każdy z ludzi potrzebuje ciepła, lecz on pragnął tylko oswobadzającego chłodu kuli i Wszechświata.

    Przez chwilę miał wrażenie, że znów Ją widzi. Pochyliła się, by zawiązać buta, a za nią zapaliły się światła. Tam szedł. Uśmiechnął się lekko i zerknął na swoje buty. Harcerz jest zawsze pogodny. Położył palec na spuście. Harcerz jest zawsze pogodny. Przełknął ślinę i zamknął oczy, nie bojąc się już ryku metra i rozwiązanych butów. Harcerz jest zawsze pogodny. Delikatnie przycisnął palec.

     Harcerz jest zawsze pogodny. A pogoda się zmienia.



kocham opisywać śluby, ale uznałam, że to mocne, szybkie opko i będzie zwięźle. Dwójka naszych bohaterów odeszła, została czwórka, a powstanie trwa.
Status: Walczymy

Status: WojnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz